Jestem twórcą, który wywodzi się z kina gatunkowego. Czasem poddaję się danej matrycy, czasem łączę pozornie odległe konwencje, a innym razem staram się wyraźnie przełamywać klasyczne schematy. Ale ostatecznie poruszam się w ich ścisłym obrębie. Gatunkowe chwyty dają mi swoisty komfort pracy – mówi Bong Joon-ho, reżyser i scenarzysta filmu Parasite, za który – jako pierwszy koreański reżyser w historii – odebrał Złotą Palmę w Cannes. Rozmawia Mateusz Demski
Mateusz Demski: Cały czas zastanawiam się, w ramy jakiego gatunku można wpisać Parasite.
Bong Joon-ho: To proste. Czarnego koreańskiego komediodramatu, połączonego z kryminałem, historią rodzinną i satyrą społeczną, odwołującą się do misternie skonstruowanego thrillera, kina gore i Bóg wie jeszcze czego (śmiech). Ale myślę, że najlepiej określił to dziennikarz portalu IndieWire, który napisał: „Bong Joon-ho stał się gatunkiem dla samego siebie”.
Brzmi to, jakbyś był prekursorem „bonganizmu”. Byłoby to nowe zjawisko na mapie współczesnego kina.
Podoba mi się ten termin, ale to chyba na wyrost powiedziane. Poza tym ocena pozostaje w rękach widzów i was – krytyków. Mogę powiedzieć tylko tyle, że wywodzę się z kina gatunkowego.