Wielomiesięczne poszukiwania ekipy konserwatorskiej gotowej „szlifować deseczki szkiełkiem” oraz wzięcie odpowiedzialności za demontaż zabytkowych elementów konstrukcji i szalunku – to nie powinno się udać.
Projekt renowacji przedwojennego luksusowego pensjonatu Abrama Gurewicza położonego w nizinnym mieście uzdrowiskowym Otwock 26 km od Warszawy rzeczywiście wydawał się karkołomny. Do tego ambitnego zadania przystąpiła więc firma, której zaproponowano to jako… 36. z kolei.
Poza trudnościami architektonicznymi dochodził strach przed krytyką; wiadomo było, że renowacja i wiążące się z nią unowocześnienie gmachu, znajdującego się od końca lat 70. pod ochroną konserwatora, mogą okazać się tematem drażliwym. Tym bardziej, że niektórzy otwocczanie pamiętają dobre lata „Gurewicza”, kiedy mieściło się tu liceum medyczne, od lat 60. funkcjonujące pod nazwą Państwowe Liceum Pielęgniarstwa.
Potem piesi i przechodnie przez dwie dekady patrzyli, jak budynek popada w ruinę. Widok postępującego butwienia, namakania, gnicia i zapadania się elementów konstrukcji nie napawał optymizmem. Obietnica powrotu świetności z jednej strony rozpalała wyobraźnię, z drugiej – wyostrzała ocenę. Bo o pensjonacie Abrama Gurewicza i jego rozciągniętej na niemal pół dekady renowacji zakończonej w 2020 r. nie da się mówić bez hiperboli. Posługują się nią entuzjaści, mieszkańcy i dziennikarze.
Ortopedyczna klinika, znajdująca się w jednym ze skrzydeł budynku połączona z restauracją w stylu retro, kawiarnią i butikowym hotelem lada moment się otworzy. Już odbywają się tam sesje fotograficzne i lokują plany filmowe. Sami inwestorzy, zmuszeni potroić środki przewidziane na remont i wzbogacenie „Gurewicza” w nowe funkcje, też używają wielkich słów: „nie lada wyczyn, łamigłówka, gigantyczna skala wyzwań”. „Mowa być może o największej