Rozkoszna idylla na linii otwockiej
i
zdjęcie: Gut Porter/Flickr (domena publiczna)
Opowieści

Rozkoszna idylla na linii otwockiej

Lidia Pańków
Czyta się 11 minut

Wielomiesięczne poszukiwania ekipy konserwatorskiej gotowej „szlifować deseczki szkiełkiem” oraz wzięcie odpowiedzialności za demontaż zabytkowych elementów konstrukcji i szalunku – to nie powinno się udać.

Projekt renowacji przedwojennego luksusowego pensjonatu Abrama Gurewicza położonego w nizinnym mieście uzdrowiskowym Otwock 26 km od Warszawy rzeczywiście wydawał się karkołomny. Do tego ambitnego zadania przystąpiła więc firma, której zaproponowano to jako… 36. z kolei.

Poza trudnościami architektonicznymi dochodził strach przed krytyką; wiadomo było, że renowacja i wiążące się z nią unowocześnienie gmachu, znajdującego się od końca lat 70. pod ochroną konserwatora, mogą okazać się tematem drażliwym. Tym bardziej, że niektórzy otwocczanie pamiętają dobre lata „Gurewicza”, kiedy mieściło się tu liceum medyczne, od lat 60. funkcjonujące pod nazwą Państwowe Liceum Pielęgniarstwa.

Potem piesi i przechodnie przez dwie dekady patrzyli, jak budynek popada w ruinę. Widok postępującego butwienia, namakania, gnicia i zapadania się elementów konstrukcji nie napawał optymizmem. Obietnica powrotu świetności z jednej strony rozpalała wyobraźnię, z drugiej – wyostrzała ocenę. Bo o pensjonacie Abrama Gurewicza i jego rozciągniętej na niemal pół dekady renowacji zakończonej w 2020 r. nie da się mówić bez hiperboli. Posługują się nią entuzjaści, mieszkańcy i dziennikarze.

Ortopedyczna klinika, znajdująca się w jednym ze skrzydeł budynku połączona z restauracją w stylu retro, kawiarnią i butikowym hotelem lada moment się otworzy. Już odbywają się tam sesje fotograficzne i lokują plany filmowe. Sami inwestorzy, zmuszeni potroić środki przewidziane na remont i wzbogacenie „Gurewicza” w nowe funkcje, też używają wielkich słów: „nie lada wyczyn, łamigłówka, gigantyczna skala wyzwań”. „Mowa być może o największej

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Uzdrowisko i letnisko
i
Pensjonat Abrama Gurewicza w Otwocku, 1918–1939 r./NAC (domena publiczna)
Promienne zdrowie

Uzdrowisko i letnisko

Renata Senktas

Zbawienny, nizinny i swojski – tak w skrócie cnoty otwockiego klimatu określił w 1935 r. pisarz Cezary Jellenta. Nie zawsze jednak bywał tak lakoniczny, miastu-uzdrowisku, w którym spędził ostatnie lata życia, poświęcił książkę Sosny otwockie. Paradoksalnie, mieszkając dziś w Warszawie, można nie mieć pojęcia o tym, że na „kopnych piaskach przedstołecznej Gobi” rozwinęła się niegdyś jedna z najbardziej znanych polskich stacji klimatycznych. Albo że Świder był, a może i cały czas jest, dobry na wszystko, jak mówił poeta Gałczyński: „na złe kompleksy / na artretyzm, eklektyzm, / na miłość, / na samotność”.

Ponadstuletnią uzdrowiskowo-letniskową historię Otwocka i Świdra, dwóch podwarszawskich miejscowości, można rozpisywać na literackie głosy, które współbrzmią w sposób organiczny. Te dwa miejsca – dziś administracyjna jedność – miały bowiem równolegle dwóch ojców, lekarza i artystę, ale zacznijmy od początku. A na początku, zupełnie tak, jak w pierwszej linijce Pensjonatu Piotra Pazińskiego, książki o podotwockim Śródborowie, „na początku były tory kolejowe.”

Czytaj dalej