
Dawno, dawno temu, za rzeką Odrą i rzeką Nysą Łużycką, w Republice Federalnej Niemiec, było sobie studio gier komputerowych. Zwało się Piranha Bytes. W 2001 r. wypuściło na rynek pierwszą część grę RPG zatytułowaną Gothic. I tak narodziła się legenda.
Wiele, wiele lat później, kiedy Gothic był już antykiem należącym do prehistorii gier komputerowych, w sąsiadującej z Republiką Federalną krainie pojawił się malarz. Wystąpił pod paradoksalnym imieniem Bezimiennego, które wtajemniczonym mówi wiele – jeżeli nie wszystko.
Bezimienny to malarz niepodobny do żadnego innego. A przecież w jego obrazach jest coś znajomego, wręcz swojskiego, niczym nostalgia do rodzinnych stron, do krainy dzieciństwa. Takie nostalgiczne déjà vu szczególnie intensywnie odczują osoby, które za młodu należały do plemienia nerdów i dzieciństwo spędziły w uniwersum Gothica.

Czy jednak nostalgią kierowały się jurorki i jurorzy, którzy w zeszłym roku zakwalifikowali prace Bezimiennego do finału prestiżowego konkursu malarskiego Bielska Jesień? Nie, nie sądzę, by w grę wchodziła nostalgia. Gotów jestem nawet zaryzykować przypuszczenie, że jurorki i jurorzy mogli nigdy nie grać w Gothic. To kwestia pokoleniowa, a z całym szacunkiem dla ciała jurorskiego Bielskiej Jesieni, trzeba powiedzieć, że owo ciało należy