Znacie tę roślinę, rozpaczulgę?
Kiedy pożar zdusi już do szczętu
słowo ty (tobie, z tobą, przez ciebie),
dym pobudzi kiełkowanie jej nasion.
Kwiat ma ciężki jak czarna piwonia,
lecz opadłe płatki są lekkie.
Korzeniami sięga do początków
zakończonej historii.
Jej kolce kaleczą. Sok z liści,
okłady z nich i napar – leczą.
Od owoców można dostać torsji
lub się uzależnić. Zapomniane w kieszeni
zamienią się w grzechotki i będą wygrywać
przy każdym kroku desperacki rytm.
Rozpaczulgaulgarozpaczrozpaczulga.
Jej zapach drażni ja, ledwo zipiące.
Czekajcie, zaraz kichnie.
I trochę się otrząśnie.
Komentarz autorki:
W londyńskich Kew Gardens widziałam kwiaty pochodzące z południowej Afryki, z obszaru, który często pustoszą pożary. Rośliny próbujące przetrwać na tych terenach tak się wycwaniły, że ogień nie jest w stanie całkowicie ich zniszczyć: jedne tworzą systemy korzeni, które pozwalają im odrodzić się nawet po spaleniu, u innych dym prowokuje kiełkowanie nasion i przyśpiesza ich rozwój. Czytając o tym, wiedziałam, że ta informacja ma siłę metafory, ale nie przewidziałam wydarzeń, które sprawiły, że wykiełkował z niej właśnie ten wiersz.