Sanatorium efemeryczne
i
fot. Stach Szabłowski
Przemyślenia

Sanatorium efemeryczne

Stach Szabłowski
Czyta się 19 minut

Na dobre i złe, festiwal Konteksty w Sokołowsku jest niepodobny do niczego, co dzieje się na scenie artystycznej. Właściwie jest niepodobny do niczego, co dzieje się gdziekolwiek. Konteksty są jak podróż w przeszłość, do czasów kiedy sztuka nie zdążyła  jeszcze zmienić się w przemysł artystyczny. Wyjazd na ten festiwal jest także wyprawą pod czarodziejską górę, do innego świata, który jest trochę z rzeczywistości fin de siecle’owch uzdrowisk, trochę z PRL-owskich wczasów, a trochę z postmodernistycznej ekstrawagancji.

Wkraczamy w alternatywną czasoprzestrzeń.

*

Sokołowsko leży w Górach Suchych, w środkowych Sudetach. Tutaj kończy się droga; za zieloną granicą są już Czechy. Okoliczne góry przecinają cudowne turystyczne szlaki. W Sokołowsku było kiedyś sanatorium dla gruźlików. Gdyby jednak jakiś zbłąkany wędrowiec zboczył ze szlaku do miasteczka w czasie Kontekstów, mógłby pomyśleć, że trafił do miejsca, w którym leczy się raczej nerwy niż płuca.

Konteksty nazywają się festiwalem „sztuki efemerycznej”. Pod tym hasłem kryje się wiele rzeczy, ale przede wszystkim performans. Oglądana z zewnątrz, sztuka współczesna przypomina sektę. Jeżeli tak, to środowisko performerów jest sektą w sekcie. Wewnętrznym kręgiem wtajemniczenia, skupiającym najbardziej zajadłych radykałów, odszczepieńców i desperatów, którzy dla sztuki są gotowi – dosłownie – pociąć się do krwi. Schodząc z gór do Sokołowska, nasz hipotetyczny zbłąkany wędrowiec zobaczyłby ludzi, którzy wydają nieartykułowane dźwięki. Wykrzykują hasła. Sadzą w trawie parasolki. Brodzą i leżą w lodowatych strumieniach, błądzą po parkach w białych szatach topielic, kroczą na bosaka, drą mapy, obkładają się ciastem, rzucają w bliźnich warzywami i obejmują drzewa. Artyści przy pracy, sekta odprawiająca swoje rytuały.

Janusz Bałdyga "Widok w okno 2017"/ fot. Konteksty
Janusz Bałdyga „Widok w okno 2017″/ fot. Konteksty

Sztuka performens to wynalazek kontrkulturowej epoki przełomu lat 60. i 70. Rodziła się jako idealistyczna odpowiedź na komercjalizację produkcji artystycznej i urynkowienie awangardy, którą wykupiła burżuazja. Performerzy wierzyli, że performansu nie da się kupić. W tej wierze było oczywiście dużo naiwności, a jednak alternatywny duch wciąż kołacze się po performerskim ciele. Performerzy, zwłaszcza weterani dyscypliny, pielęgnują poczucie moralnej wyższości nad takimi skorumpowanymi materialistami jak na przykład malarze. Równie często pielęgnują resentymenty i poczucie niedoceniania – i niezupełnie bezpodstawnie, bo malarzom statystycznie wiedzie się lepiej niż performerom, którzy mogą występować na kartach podręczników historii sztuki i nie mieć jednocześnie czego włożyć do garnka. Nikt nie zrozumie performera tak dobrze jak inny

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Józef Czechowicz „Upał”
i
William James Glackens "Tłum na wybrzeżu" (1910)
Opowieści

Józef Czechowicz „Upał”

Nowe wiersze sławnych poetów
Grzegorz Uzdański

smartfon w słońcu się skroplił
łatwiej niż z gruszki przejrzałej wycisnę z niego sok
i lublin jak blaszany na dachu kogucik
dziś po ulicy chodzi tylko ten kto musi
bo każdy musi pokonać trzydzieści sześć stopni
nim zrobi jeden krok

kelner do wody wrzuca lód i jasną cytrynę
schował się z tacą za kuchnią szef sali będzie go szukał  
tam przy stoliku czekają on śni że w tę wodę się zmienia
kochana nie przejdę przez rynek
widziałem parował z chodnika pot mego własnego cienia
myślałem zrobię mu zdjęcie nie dałem rady przez upał

Czytaj dalej