Najnowszy film dokumentalny Kennetha Paula Rosenberga Bedlam: An Intimate Journey Into America’s Mental Health miał premierę w tym roku na festiwalu Sundance. Otrzymał owacje na stojąco. Mówi o tym, co większości nie mieści się w głowie – największymi „szpitalami psychiatrycznymi” w USA są obecnie amerykańskie więzienia. 40 mln obywateli rocznie doświadcza chorób psychicznych, 15 mln cierpi na ich ciężkie odmiany, a ponad 300 tys. z nich jest bezdomnych. Konflikty z prawem i brak dachu nad głową to zdaniem Rosenberga najbardziej widoczne symptomy zaburzeń psychicznych w USA. Tę epidemię nazywa największym sekretem Ameryki. Winą obarcza państwo, które w ciągu ostatniego półwiecza stopniowo wycofywało się z finansowania opieki, przeznaczając pieniądze na utrzymywanie więzień. Rosenberg wie, o czym mówi. Jest praktykującym psychiatrą.
Specjalizuje się w uzależnieniach behawioralnych. Są one prawdopodobnie stare jak świat, jednak dopiero w ostatnich latach nastąpiła rewolucja w ich postrzeganiu. Zauważono destrukcyjne aspekty zachowań, które niegdyś wydawały się niewinnym poszukiwaniem rozrywki. W pracy Behavioral Addictions: Criteria, Evidence, and Treatment z 2014 r. zespół ekspertów pracujących pod kierunkiem Rosenberga wykazał, że uzależnić można się nie tylko od hazardu, gier komputerowych i Facebooka, ale także od zakupów czy miłości. Najpotężniejszym narkotykiem jest jednak seks.
W zeszłorocznej książce Infidelity: Why Men and Women Cheat Rosenberg przekonuje, że jest on uzależnieniem pierwotnym, z którego wyewoluowały wszystkie pozostałe. Podłoże tego zjawiska jest biologiczne. Mózgi osób kompulsywnie poszukujących mocnych wrażeń seksualnych potrzebują więcej dopaminy niż mózg przeciętnego Smitha, by osiągnąć ten sam efekt przyjemności. Czy zatem na ich zdrady powinniśmy patrzeć inaczej?
Przeciętny amerykański nastolatek ogląda 50 klipów pornograficznych tygodniowo, połowa par randkujących i co piąte małżeństwo nie dochowuje wierności. Kiedyś mężczyźni zdradzali częściej, dziś panuje równość. W Ameryce, kraju rozbuchanej konsumpcji i purytańskich zasad obyczajowych, seks jest tematem tabu, a jednocześnie najbardziej pożądanym towarem.
Marcin Moskalewicz: Uzależnienia behawioralne stały się modne. Nagle od wszystkiego można się uzależnić: zakupy, opalanie, Facebook, seks. Czym różną się od uzależnień chemicznych?
Kenneth Rosenberg: Uzależnienia chemiczne wiążą się z substancjami, a behawioralne z zachowaniami. W Stanach Zjednoczonych nazywamy je uzależnieniami czynnościowymi. Gdy w późnych latach 80. studiowałem medycynę w Nowym Jorku, miałem dwóch wspaniałych nauczycieli. Dzięki Robertowi Millmanowi poznałem problematykę uzależnień, a dzięki Helen Singer Kaplan – problematykę seksualności. Tych dwoje łączyło przekonanie, że nie istnieje coś takiego jak uzależnienie od seksu. Zresztą nie tylko profesjonaliści uważali, że uzależnienie od zachowań to bzdura. Jednak moim zdaniem bzdurą jest to przekonanie.
Czyli można się uzależnić od hazardu albo seksu, ale jakaś różnica przecież istnieje?
Zmiany zachodzące ostatnimi czasy w języku psychiatrii idą w kierunku zmniejszenia tej różnicy. W najnowszym wydaniu klasyfikacji zaburzeń psychicznych z 2013 r., DSM-5, Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne