Rzecz wydarzyła się naprawdę, nad jeziorem Ż., opodal miejscowości K. (gmina K.) oraz w sali sądowej wydziału karnego w W. Wersja przedstawiona poniżej może w niektórych detalach odbiegać od oficjalnego stenogramu. Imiona zostały zmienione – zaczerpnięto je z innych „Snów” (choć o podobnej wymowie).
Dramatis personae:
DUDA – młodzieniec
PIGWA – ojciec Dudy
ZDECHLAK i RYJEK – strażnicy rybaccy
SĘDZIA – stary król sali sądowej
OSKARŻYCIEL – jedynie posiłkowy!
GOPLANA – pani jeziora
TŁUK – skrzat, sługa Goplany
ZŁOTA RYBKA – we własnej osobie
Scena 1
Sala sądowa. Rekwizyty minimalne, białe prześcieradła imitują ściany. Ponury SĘDZIA siedzi na zdobionym tronie. Obok, nieco z tyłu stoi OSKARŻYCIEL.
SĘDZIA: Co tam dalej na wokandzie?
OSKARŻYCIEL: Moja sprawa, Wysoki Sądzie. No, nie tyle moja, ile strażników rybackich, którzy przyłapali sprawcę na gorącym uczynku. Ja jedynie pomagam, bo gospodarstwo jest moje.
SĘDZIA: Jakie gospodarstwo?
OSKARŻYCIEL: To z jeziorem.
SĘDZIA: Jakim jeziorem?
OSKARŻYCIEL: Tym, w którym była sieć.
SĘDZIA: Jaka znowu sieć?
OSKARŻYCIEL: Pusta.
SĘDZIA: Mówże prościej, człowieku, bo się niecierpliwię!
OSKARŻYCIEL: Jestem tu, bo na moją szkodę działało dwóch łapserdaków: młody Duda i jego ojciec Pigwa. Strażnicy ich przydybali, kiedy próbowali z mojego jeziora wyciągnąć sieć, którą zastawiłem na ryby.
SĘDZIA: No, teraz wszystko jasne. Połów przy braku uprawnień w zakresie rybactwa śródlądowego. Oskarżeni złapani na gorącym uczynku, a świadkowie wiarygodni. Nic prostszego.
Obaj zamierają. Na scenę niespodziewanie wkracza roztańczony TŁUK. Ubrany jest kolorowo. Niewykluczone, że gra go kobieta.
TŁUK: O, Sędzio mądry i światły,
spraw na świecie nie ma łatwych!
Każdy ogon ma dwa końce,
gdy uczynki są gorące.
Wiedz, że cię zetknięcie czeka
praw natury i człowieka,
a ja jestem Tłuk-Patałach
i w miejscu zetknięcia działam!
Cyt! Bo zaraz głośno będzie.
Biegnę usiąść w pierwszym rzędzie.
Zeskakuje ze sceny.
Scena 2
Wchodzą ZDECHLAK i RYJEK w mundurach strażników rybackich. Prowadzą przed sobą DUDĘi PIGWĘ.
SĘDZIA: Nareszcie, ileż można czekać?
ZDECHLAK: Wysoki Sądzie, uszanowanie. Pozwoli Sąd, że od razu przejdziemy do rzeczy…
DUDA: Jestem niewinny, mniej winnego nie ma!
Na wiatr nie rzucam słów, taka jest prawda.
Wszelkie zarzuty Zdechlak wyssał z palca.
Działałem słusznie, ojciec to poświadczy…
SĘDZIA: (Skonsternowany). Co mu jest?
ZDECHLAK: Obaj wciąż mówią jedenastozgłoskowcem. Nie wiemy dlaczego.
RYJEK: Widzą świat inaczej, Wysoki Sądzie. Myślą, że wszystko im wolno, ale z faktami nie ma dyskusji!
ZDECHLAK: Miesiąc temu patrolowałem właśnie jezioro w poszukiwaniu sieci kłusowniczych…
RYJEK: A ja siedziałem w wozie, w pobliskim lesie.
ZDECHLAK: W pewnym momencie zobaczyłem brodzącego wśród trzcin mężczyznę. Na moich oczach wyciągnął z wody sieć rybacką (typu wonton) koloru zielonego. Nie mam wątpliwości, iż był to ten oto młody delikwent Duda. Pigwa tymczasem obserwował go z brzegu. Popłynąłem w ich stronę. Gdy usłyszeli dźwięk łodzi, zwiali do lasu.
RYJEK: A ja tymczasem, gdy mnie Zdechlak wezwał przez krótkofalówkę, ruszyłem do akcji! Zajechałem drogę uciekinierom i przeszukałem ich auto. W bagażniku zastałem sieć rybacką (typu wonton). Nie było w niej ryb, a jedynie resztki jeziornej roślinności.
ZDECHLAK: Wyskoczyłem na brzeg. Razem wylegitymowaliśmy podejrzanych.
RYJEK: Nadmienię jeszcze, że ten oto Pigwa odgrażał się w trakcie rozmowy, że da mi w nos.
OSKARŻYCIEL: Moje ryby chcieli ukraść i na władzę rękę unieść? Sędzio wysoki, królu sprawiedliwy, chyba im tego płazem nie puścisz?
SĘDZIA: Co macie na swoją obronę?
DUDA: Chętnie wyjawię calusieńką prawdę.
Jeżeli Sędzia słuchać jest gotowy,
musimy cofnąć się o miesiąc w czasie,
wszystkie zdarzenia ujrzeć w nowym świetle!
Białe prześcieradła rozsuwają się, ukazując kolorową, niezwykle realistyczną scenografię. Las, jezioro, błękitne niebo. Wszyscy poza DUDĄ i PIGWĄ usuwają się na krawędź sceny.
Scena 3
Nastrój senny.
DUDA: Ojcze, wspaniale jest przejść się po lesie.
PIGWA: Tak jest, odetchnąć westchnieniem zieleni.
DUDA: Lecz cóż przed nami złotem błyska w kniei?
PIGWA: To przecież włosy jaśnieją jak słońce,
które nad nami już w zenicie stoi!
Chodź, podejdziemy.
GOPLANA: Biedne moje serce!
DUDA: Cóż to za dama? Czy mam zwidy, ojcze?
PIGWA: Ja też ją widzę, synu. To Goplana,
pani jeziora. W czym możemy pomóc?
GOPLANA:
Serce mi krwawi! Wielcem dziś strapiona,
bo moją Rybkę, tę o złotej łusce,
kłusownik schwytał w sieć (sieć typu wonton)
i cóż ja pocznę bez mojego skarbu?
DUDA: Nie bój się, pani. Natychmiast wraz z ojcem
ruszymy zgubę znaleźć i uwolnić!
Na łez otarcie, serca ukojenie…
PIGWA: Moja krew, synek. Dumny jestem z ciebie.
DUDA: Chodźmy pomiędzy drzewa i nad wodę.
Oto gałęzie odginam od twarzy,
oto nie zważam na ciernie i kolce,
oto na plaży stawiam pierwsze kroki.
Spójrz, ojcze! W trzcinach Rybka się trzepocze!
PIGWA: Dobrze, ja wejdę po nią. Stój, gdzie stoisz…
ZDECHLAK: Chwila moment, przecież to Duda był w jeziorze, nie jego stary. Widziałem!
PIGWA: Obaj koszule mamy przecież białe!
Białe jak śniegi niewinne i czyste.
Oczy bywają zwodnicze, mój panie.
SĘDZIA: Kontynuujcie więc opowiadanie.
Wszyscy patrzą na SĘDZIEGO, który wydaje się nieco zażenowany faktem, iż pozwolił, by poniosła go poezja.
DUDA: Ojciec do wody wszedł i szukał w trzcinach.
PIGWA: Sieć (typu wonton), a w niej ogon złoty!
Chodź, droga Rybko, czas wrócić na wolność.
Rozsuwam sieci…
RYBKA: Dzięki, bohaterze!
Dozgonnie jestem wdzięczna. Jeśli chcecie,
spełnię każde życzenie, proście śmiało!
DUDA: Nie marnuj na nas swojej mocy, Rybko.
Starczy twa wolność i uśmiech Goplany!
Pokrzyżowane plany kłusowników
to zysk dla wszystkich, co miłują prawo!
RYBKA: Niech i tak będzie, pluskam więc ogonem
i znikam!
PIGWA: Znikła. Pora nam do domu.
DUDA: Ruszajmy zatem, zanim noc nadejdzie.
ZDECHLAK: Ach tak? Do domu? To skąd się wzięła sieć w waszym bagażniku, cwaniaczki?
DUDA: Tak, już pamiętam, wziąłem ją w istocie…
lecz za namową całkiem nowej zjawy.
Na scenę wskakuje TŁUK.
TŁUK: Hej tam, dzielni pomagierzy!
Coś za pracę się należy,
za wysiłek są nagrody!
Weźcie sieć tę (wonton) z wody,
a ja dla was – hop! – zatańczę,
przygrywając na fujarce!
W istocie – tańczy i przygrywa.
DUDA: Skoro tak mówisz, drogi przyjacielu,
sieć mam już w dłoni, idziemy do wozu.
Grasz nam muzykę tak głośną i żywą,
że nic innego nam uszu nie sięgnie,
choćby i silnik ryczał motorówki…
ZDECHLAK: Że niby nie słyszeli silnika? Akurat! Wiali, aż się kurzyło, aż Dudzie przemoczone spodnie na udach kłapały!
PIGWA: Syn mój odchodzi, koniec przedstawienia.
Wnet ruszę za nim, lecz wpierw się pokłonię,
rękoczynami nikomu nie grożąc!
Teraz już znacie, możni, całą prawdę,
wyrok musi być zatem – sprawiedliwy.
Kurtyna.
Scena 4
Znów jesteśmy na sędziowskim dworze.
SĘDZIA: Brawo, brawo! Wybornie żeście swoje racje przedstawili – pomysłowo i ze swadą! Gratuluję! A jednak po dogłębnym przemyśleniu sytuacji muszę uznać, że bardziej wiarygodna jest wersja strażników rybackich.
DUDA: Skąd taki wniosek, dobry panie Sędzio?!
SĘDZIA: Po prostu nie rozumiem, czemu mityczna Goplana, pani jeziora, nie mogła sama uratować Złotej Rybki. Musicie przyznać, że to rażąca luka w logice, która podważa wiarygodność całej opowieści. Co więcej, przeprowadziwszy zawczasu eksperyment procesowy w tej materii, mogę z całą pewnością stwierdzić, że żadna fujarka nie jest zdolna zagłuszyć warkotu nadpływającej motorówki. Nie, nie mogę stanąć tu po twojej stronie, Dudo. Ustawa o rybactwie stawia sprawę jasno: kto bez uprawnień poławia ryby, podlega odpowiedzialności karnej.
DUDA: Wyjęcie sieci nie jest poławianiem!
Nędzna garść zielska całym naszym łupem!
SĘDZIA: No, no, no! Bez żartów proszę! Przypadkowy brak korzyści nie zmniejsza waszej winy.
OSKARŻYCIEL: Zabierać cudzej sieci przecież też nie można!
SĘDZIA: Czyn jest wysoce szkodliwy społecznie. Skazuję Dudę na cztery miesiące ograniczenia wolności i pracy na cele społeczne. Z zarobionych pieniędzy uiści opłatę na rzecz Skarbu Państwa w wysokości 120 złotych. Wyrok zostanie opublikowany w lokalnej prasie.
PIGWA: Litości! Syn mój ma mleko pod nosem,
chodzi do szkoły, wciąż jest jeszcze uczniem.
DUDA: Tak, tak! Ja się cały czas czegoś uczę!
SĘDZIA: Doskonale. Wyrok spełni zatem funkcję prewencyjną… i wychowawczą.
ZDECHLAK i RYJEK: Hurra!
OSKARŻYCIEL: Vivat sprawiedliwość!
PIGWA: O, Złota Rybko! Jeżeli nas słyszysz,
chcę, byś spełniła zaległe życzenie.
Przybywaj teraz, ratuj nas z opałów!
RYBKA: Już wam pomogłam, mili towarzysze!
Gdyby strażnicy zastali mnie w sieci,
przyszłoby płacić wam dwudziestokrotność
mojej wartości Oskarżycielowi.
Takie jest prawo! Czmychnęłam, by pomóc
i znowu czmycham! Adieu! Nie ma rybki!
SĘDZIA: Lubię, gdy proces ma przebieg tak szybki.
Scena 5
Widzimy, jak ZDECHLAK i RYJEK wyprowadzają przybitych DUDĘ i PIGWĘ. OSKARŻYCIEL wycofuje się w cień, SĘDZIA przysypia na tronie.
TŁUK: Tak się właśnie losy plotą,
kiedy w sieci błyśnie złoto,
a ja jestem Tłuk-Patałach
i w miejscu błyśnięcia działam!
Oto kończy się rozprawa,
proszę wstawać – czas na brawa!
Po brawach kurtyna.