Serce płomienia Serce płomienia
i
Pektorał z turkusowej mozaiki, 1400–1521, Meksyk; zdjęcie: © The Trustees of the British Museum
Doznania

Serce płomienia

Tomasz Wichrowski
Czyta się 12 minut

W Persji turkus symbolizował wodę i zwycięstwo, w Mezoameryce – moc twórczą, Egipcjanie zaś nazywali go słowem mefkat, które oznaczało radość i zachwyt. Celne określenie – jego świetlista barwa budzi przecież właśnie takie uczucia.

Do Europy turkus przywędrował wraz z karawanami średniowiecznych kupców i to im zawdzięcza nazwę, która dziś brzmi podobnie w większości europejskich języków. Wywodzi się ona od francuskich słów pierre turquoise, czyli kamień turecki. Jednak zainteresowanie tym klejnotem sięga znacznie dawniejszych czasów. Co więcej, klejnot, który dla Europejczyków stał się tylko kosztowną, piękną ozdobą, w innych rejonach świata niósł bogactwo wyrafinowanych znaczeń.

Pod względem geologicznym turkus to stosunkowo rzadki minerał składający się z uwodnionego fosforanu glinu i miedzi, które nadają mu charakterystyczne odcienie zieleni i błękitu. Zróżnicowanie w proporcjach tych pierwiastków, a także domieszki innych substancji, takich jak żelazo czy tlenki, wpływają na jego barwę i formę. Dlatego też precyzyjne określenie koloru turkusów jest po prostu niemożliwe – niektóre są zielonkawe, inne niebieskozielone, a jeszcze inne, uznawane za najcenniejsze, mają intensywny niebieski odcień. Zwykle są nieprzezroczyste, chociaż zdarzają się też bardzo rzadkie półprzezroczyste okazy. To również dosyć miękkie kamienie, dzięki czemu łatwo poddają się obróbce. Niestety z czasem mogą blaknąć, co tłumaczy mało wysycone barwy niektórych starożytnych turkusowych artefaktów, które przetrwały do ​​dzisiejszych czasów.

Górnicy i alfabet

Trudno jednoznacznie stwierdzić, kiedy i gdzie zaczęto pozyskiwać turkusy. Zapewne jednym z takich miejsc był półwysep Synaj – miejscowa ludność wydobywała tam niebieskie kamienie już 5 tys. lat p.n.e.

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Turkusowe pomieszanie Turkusowe pomieszanie
i
Turkusowe światło sygnalizacji drogowej w Japonii, które nieco zdezorientowało autora tekstu; zdjęcie: Satoshi/Adobe Stock
Wiedza i niewiedza

Turkusowe pomieszanie

Szymon Drobniak

W przyrodzie jest rzadkością, ale nie przeszkodziło mu to w zdobyciu ogromnej popularności. Turkusowy z powodzeniem przeprowadza ludzi na drugą stronę ulicy i udaje, że tętni pod naszą skórą. Kiedy podróżuje się po Japonii, zaskakiwać może wiele. Zwłaszcza gościa z Europy, oddalonej kulturowo od Kraju Kwitnącej Wiśni znacznie bardziej, niż wynikałoby to z prostego rachunku geograficznych dystansów. Eksplorowanie Japonii jest rodzajem gry terenowej, w której ktoś złośliwie poukrywał wszystkie wskazówki pod niczego niewyjaśniającymi bazgrołami alfabetu kanji. Niewykluczone, że źródło zadziwienia jest bardzo przyziemne, za to niezwykle trudne do wyjaśnienia. Język japoński może być bowiem pozbawiony narzędzi, które obcym pomogłyby się odnaleźć w innej rzeczywistości. Kiedy pierwszy raz odwiedziłem Kioto, przez kilka dni zastanawiałem się, czy to moje oczy płatają mi figla, czy może zwyczajnie nie znam japońskich reguł prawa drogowego. Moja konsternacja była o tyle zasadna, że zdarzało mi się podróżować wypożyczonym samochodem, a ostatnią rzeczą, jaką chciałem przywieźć z Japonii, był mandat. Konfuzja dotyczyła świateł drogowych, dokładniej ich koloru. Czerwone i żółte wyglądały dość znajomo, ale zielone – no cóż… Niektóre sygnalizatory faktycznie rozjarzały się znajomym szmaragdowym odcieniem, jednak większość zapalała się co jakiś czas światłem o barwie błękitnej, morskiej, akwamarynowej, czasem niezaprzeczalnie szafirowej, a najczęściej po prostu niebieskozielonej. Japońskie sygnalizatory dawały znak do jazdy kolorem turkusowym!

Po prostu turecki

Turkus to jedyny oficjalnie uznawany kolor, którego nazwa wywodzi się od okreś­lanego takim samym mianem minerału. Chociaż myśląc o tej barwie, zwykle wyobrażamy sobie jaskrawą mieszaninę błękitu i zielonego, turkus (jako minerał) może mieć najrozmaitsze odcienie: od ciemnego morskiego poprzez wszelkie kombinacje zielononiebieskości i niebieskozieloności aż do brudnawych, po­żółkłych i spranych seledynów. W nomenklaturze kolorymetrycznej turkus jest jednak dość dobrze zdefiniowanym kolorem złożonym głównie z zieleni oraz niebieskiego. Nie oznacza to wcale, że jest niezmienny i standardowy – turkusem nazywana jest cała gama odcieni zielononiebieskiego, co doskonale oddaje nie tylko powszechną tendencję do mniej precyzyjnego odróżniania kolorów będących mieszaninami blisko spokrewnionych barw podstawowych, lecz także w ciekawy sposób współgra z naturalną zmiennością zabarwień turkusu jako minerału. Co ciekawe, w porównaniu z innymi, bardziej zdecydowanymi i łatwiej rozróżnialnymi barwami turkusowy jest stosunkowo młodym dodatkiem do palety Starego Kontynentu: jego pochodzenie datuje się na XVI–XVII w., kiedy to ukuto francuskie określenie turquois oznaczające po prostu „turecki”. Minerał, który swój kolor zawdzięcza związkom miedzi (bardzo często nadającej substancjom zabarwienie niebieskie i niebieskozielone), pierwotnie sprowadzano do Europy Zachodniej właśnie z Turcji. Jak większość odcieni niebieskiego turkus jest w przyrodzie ewenementem. Niewiele roślin produkuje prawdziwie turkusowe płatki (należy do nich np. niezapominajka), podobnie jest ze zwierzętami (chociaż w Australii żyje pszczoła Amegilla cingulata, której odwłok pokryty jest czarno-turkusowymi pasami). Mimo tej naturalnej rzadkości reprodukcja koloru turkusowego w sztuce i przemyśle obecnie nie stwarza problemu. Nie mamy również większych kłopotów z odróżnieniem koloru czysto zielonego od turkusowych mieszanek zieleni i błękitu. Skąd zatem wzięła się niepokorna japońska sygnalizacja z kolorem turkusowym lub niebieskim w miejsce zielonego? Okazuje się, że wszystkiemu winien jest język oraz to, jak ściśle nasze nazywanie poszczególnych rzeczy i zjawisk wpływa na ich percepcję (i vice versa).

Czytaj dalej