Zachodzące słońce nad Tadź Mahal. Spienione odmęty wody w Niagarze. Bezkres Wielkiego Kanionu Kolorado. Pnąca się w niebo południowa ściana K2. To tylko niektóre z ikonicznych krajobrazów, których tego lata na pewno nie zobaczycie na żywo. Czy jest czego żałować? Pewnie tak, ale można też zadać sobie pytanie, po co właściwie ludzie jeżdżą przez pół świata, by zobaczyć miejsca, które i tak już widzieli na milionach dostępnych w sieci zdjęć?
Odpowiedź zna każdy, kto najpierw oglądał jakiś krajobraz na zdjęciach czy filmach, a potem udało mu się zobaczyć go na żywo. Jest różnica, prawda? Ta różnica opiera się na jedynym w swoim rodzaju uczuciu: zachwycie krajobrazem. Zachwyt trwa czasami tylko krótką chwilę, ale bywa, że zostaje z nami na dłużej i możemy go odtworzyć w głowie nawet po wielu latach. Opisywanie tego uczucia to zadanie karkołomne, bo rzecz jest szalenie indywidualna. Ze zdjęciami jest jeszcze gorzej, bo chociaż krajobraz to coś, co z pozoru doskonale nadaje się do fotografowania, do oddania uczucia zachwytu potrzebujemy czegoś więcej. To „coś” poczuł Adam Mickiewicz, gdy pisał Sonety krymskie, które być może obrzydziła nam szkoła, ale nie są niczym innym jak próbą opisania zachwytu krajobrazem. I to nie tylko tym tu i teraz, ale też tymi z przeszłości, zapisanymi w pamięci. Na stepach akermańskich, słysząc głos żurawi, podmiot liryczny przypomina sobie Litwę i odczuwa przemożną chęć rzucenia wszystkiego i pojechania tam, najlepiej teraz – „jedźmy, nikt nie woła”.
Nad istotą tego uczucia można pochylić się nie tylko poetycko, lecz także naukowo. Badania nad nim podjęto na University of California w Berkeley, gdzie działa Naukowe Centrum Większego Dobra (Greater Good Science Center). Analizuje się tu takie zjawiska, jak ludzkie szczęście czy współczucie i inne głębokie, trudne do opisania emocje. Dr Summer Allen poświęciła jedno ze swoich badań właśnie zachwytowi krajobrazem. Sonetów Mickiewicza wprawdzie nie analizowała, ale wydaje się, że doskonale wpisują się one w jego wnioski. Zdaniem Allen zachwyt krajobrazem to przeżycie transcendentalne, które sprawia, że wychodzimy z siebie i czujemy się częścią czegoś większego niż my sami. A to pozwala nam zdystansować się do własnych stanów emocjonalnych – również tych negatywnych. Allen opisuje uzdrawiającą rolę tego uczucia: niweluje wewnętrzne napięcia, pomaga nam być bardziej życzliwym wobec świata i innych ludzi. Może pomóc w walce z depresją i innymi chorobami. Nie są to jedynie hipotezy, ale poparte dowodami wnioski sformułowane na podstawie badań prowadzonych np. na osobach odwiedzających amerykańskie parki narodowe. Niektórzy psycholodzy cytowani przez Allen idą w swoich wnioskach dalej: stwierdzają, że tego rodzaju zachwyty mogą stać się przełomowymi momentami w życiu, w których dokonujemy przewartościowania. Tu znów można byłoby powołać się na przykład literacki: czy to przypadek, że u Juliusza Słowackiego Kordian przechodzi przemianę właśnie na szczycie Mont Blanc?
Być może jednak nie musimy sięgać do aż tak górnolotnych przykładów. Tym bardziej że wielu z nas w krajobrazie nie szuka wcale wzniosłych przeżyć, ale spokoju i ukojenia. Możemy odnaleźć zachwyty (i te spokojne, i te euforyczne) w krajobrazach bardziej „zwyczajnych”, „znajomych”, bo łatwiej dostępnych, geograficznie bliższych. Jak je znaleźć? Istnieje pewien świetny klucz, który może nam posłużyć tego lata. To polskie parki krajobrazowe. Jest ich aż 123 i są rozsiane po całym kraju, niezbyt oblegane, a oferują setki, a może tysiące małych zachwytów – od pejzaży górskich przez doliny rzek i ukryte w lasach jeziora. Może i nie wejdziemy na Mont Blanc, może i nie zobaczymy Niagary, ale właściwie dlaczego ciągle chcemy zaliczać te kultowe miejsca? Dlaczego wciąż porównujemy „nasze” z „cudzym? Zwłaszcza że szukanie na siłę egzotyki w naszym krajobrazie może szkodzić zdrowiu. Przekonali się o tym ostatnio wszyscy, którzy rzucili się odwiedzać „polskie Malediwy”, czyli zbiornik wodny we wsi Gajówka w Wielkopolsce. Niezwykły turkusowy odcień i biały piasek jezioro „zawdzięcza”… pyłom z pobliskiej Elektrowni Adamów. Elektrownia wystosowała już nawet oficjalny apel, by nie wchodzić do wody, która ma bardzo wysoki wskaźnik zasadowości i samo moczenie w niej nóg może grozić poparzeniami.
Ostatnia rzecz, którą warto wziąć pod uwagę, to sposób, w jaki przemierzamy krajobraz. Szanse na przeżycie zachwytu zwiększymy, jeśli dotarcie w piękne i dzikie miejsca będzie od nas wymagało wysiłku fizycznego. To też fakt udowodniony naukowo, co wie każdy, kto choć raz poczuł, jak endorfiny uderzają do mózgu. Tak się szczęśliwie składa, że parki krajobrazowe świetnie się nadają do aktywnego wypoczynku, bo można po nich włóczyć się pieszo, przemierzać je na rowerze albo w kajaku. A jeśli do tego dodamy podróż pociągiem, która sama w sobie wywołuje swoisty zachwyt wynikający z rytmicznego przemierzania i niczym niezmąconego kontemplowania krajobrazu, to mamy przepis na wakacje jednocześnie ekologiczne i ekscytujące.