Sieranevada
Przemyślenia

Sieranevada

Jakub Popielecki
Czyta się 1 minutę

Co najmniej od czasu 4 miesięcy, 3 tygodni i 2 dni Polacy zazdroszczą Rumunom. Mikroskopijna – także w porównaniu z naszą – kinematografia co roku dostarcza porcję skromnych, ale elektryzujących filmów. Choć kręconych poza centrum Europy, to uniwersalnych, zrozumiałych pod każdą szerokością geograficzną.

Zorganizowana w ciasnym wnętrzu zwyczajnego mieszkania stypa, na którą zjechali krewni zmarłego wujka Emila, spokojnie mogłaby się odbyć na polskim blokowisku. Trwa krzątanina na linii kuchnia – salon, w rozmowach przeplatają się wyrosłe z poprzedniego ustroju polityczne podziały i osobiste dramaty, a jedzenie stygnie, bo trzeba czekać na księdza. Mistrzowsko zagrane i wyreżyserowane, wciągające jak thriller i zabawne jak komedia, a przy tym do złudzenia realistyczne. Rumuńska nowa fala doprowadzona do perfekcji. Niby tylko siedzą, niby tylko rozmawiają, a nie sposób się oderwać.

Czytaj również:

Ostatnia rodzina
Przemyślenia

Ostatnia rodzina

Jakub Popielecki

Po premierze dyskutowano głównie, czy Ostatnia rodzina oddała sprawiedliwość postaci Tomka Beksińskiego. Tymczasem najciekawsze w filmie Jana P. Matuszyńskiego było to, że reżyser wykorzystał słynną familię nie jako punkt dojścia, a wyjścia. Kto nie uczepi się czasownika „wykorzystał”, ten dostrzeże, że w kamerze debiutanta Beksińscy wcale nie zostali upupieni. Wręcz przeciwnie – urośli do rangi mitu. Ale nie takiego, jak z fantastycznych wizji ojca malarza czy gotyckich audycji syna radiowca. Na ekranie oglądamy bowiem serię powtarzanych w kółko banalnych rytuałów dnia codziennego – znój, który łączy surrealistycznych wizjonerów, samozwańcze wampiry i zwykłych nas. Zupełnie, jakby Matuszyński pytał: po co opowiadać czyjąś biografię, jeśli nie po to, by postawić przed widzem lustro? Na tym polega wielkość tego filmu – zamieniającego obcość na bliskość.

Czytaj dalej