Smak wolności i wyrośnięty chleb ego Smak wolności i wyrośnięty chleb ego
i
zdjęcie: Paurian/Flickr (CC BY 2.0 DEED)
Przemyślenia

Smak wolności i wyrośnięty chleb ego

Małgorzata Kordowicz
Czyta się 3 minuty

„Wiosna, cieplejszy wieje wiatr/Wiosna, znów nam ubyło lat” – podśpiewuję piosenkę Skaldów, pucując mieszkanie przed Pesach. To święto, zgodnie z Bożym nakazem, wypada zawsze wiosną, w pierwszym biblijnym miesiącu.

W kalendarzu hebrajskim początek miesiąca (miesiąc to po hebrajsku chodesz) wyznacza nie Słońce, ale nów Księżyca, kiedy znajduje się on między Słońcem a Ziemią i nie można go dostrzec gołym okiem na nocnym niebie. Odnowa (hebr. chidusz), odradzanie się zaczyna się więc, gdy w kompletnej ciemności dostrzegamy pierwsze promienie słonecznego światła odbite przez Księżyc. To tak, jakbyśmy – będąc w trudnym położeniu – dostrzegli nagle światełko w tunelu.

Niewątpliwie w trudnym położeniu znaleźli się Izraelici zbliżający się do Morza Sitowia, gdy okazało się, że ściga ich faraon pragnący odzyskać byłych niewolników. Wróg za nimi, odmęty przed nimi – cóż mieli począć? Nie było już powrotu do Egiptu, choćby chcieli wrócić do niewolniczej pracy – do cierpienia, ale jednak w dobrze znane koleiny. Brzmi dziwnie znajomo? Bóg nakazał, żeby iść dalej, Izraelici z wahaniem weszli więc w spienione fale i morze się rozstąpiło. Szli po suchym lądzie między wodnymi ścianami, w drodze pomiędzy starą a nową tożsamością, pełni egzystencjalnego niepokoju towarzyszącego doświadczeniom granicznym. Rozstąpione wody morza były niby kanał rodny, przez który z bandy niewolników narodził się Lud Izraela. Wszystkim, którym zdarzyło się otwierać nową kartę w życiu, nieobca jest interwencja Siły Wyższej, jakkolwiek Ją pojmują, która pchnęła ich ku istotnym zmianom. Czy – wzorem starożytnych Izraelitów – intonują na drugim brzegu dziękczynną pieśń?

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Pesach, oznaczający „przejście”, obchodzony jest przez Żydów na pamiątkę wyzwolenia ich protoplastów, starożytnych Izraelitów, z niewoli egipskiej przez Boga ponad 3300 lat temu. Wolność jest bezcenna i kiedy faraon wreszcie pozwolił Izraelitom iść, wyszli w takim pośpiechu, że przygotowywane przez nich ciasto na chleb nie zdążyło zakisnąć. Jedli więc w drodze przaśniki, czyli macę – pieczywo wypiekane z mąki bez zakwasu. Zakazany w czasie Pesach wyrośnięty chleb przywodzi na myśl pychę rozbuchanego ego, maca zaś jest skromnym „chlebem nędzy”, ale również smakiem wybawienia i wolności. Dieta fizyczna może zarazem być dietą duchową.

Pesach rozpoczyna się uroczystą kolacją, w czasie której odczytuje się Hagadę, czyli dosłownie „Opowieść [o Exodusie]”. Hagada poucza nas: „W każdym pokoleniu człowiek powinien postrzegać siebie jako tego, który wyszedł z Egiptu”. Cóż to znaczy? Niewątpliwie wyzwolenie z egipskiej niewoli i przemiana niewolników w wolnych ludzi niesie ze sobą ponadczasowe przesłanie. Rokroczne przeżywanie na nowo tego pierwszego Wyjścia nierozerwalnie splata się z zapowiedzią ostatecznego wyzwolenia wszystkich ludzi.

Egipt nazywa się po hebrajsku Micra’im, od słowa car, czyli „wąski”. Etymologia wskazuje na miejsce wszelakich ograniczeń – zarówno fizycznych, jak i duchowych. Każdy z nas ma swoje własne Micra’im i jest w jakiś sposób zniewolony. Z jakiego Egiptu uda ci się wyjść tej wiosny?

Czytaj również:

Jak sobie wyobrażam świat Jak sobie wyobrażam świat
i
zdjęcie: Chuttersnap/Unsplash
Wiedza i niewiedza

Jak sobie wyobrażam świat

Albert Einstein

My, śmiertelnicy, znajdujemy się w osobliwym położeniu. Krótko trwają nasze ziemskie odwiedziny. Nie wiemy, jaki jest ich cel, lecz czasem zdaje się nam, że go wyczuwamy. Z punktu widzenia życia potocznego, bez większych refleksji, wiemy jedno: jesteśmy tu dla innych ludzi, przede wszystkim dla tych, od których uśmiechu i pomyślności zależy całkowicie nasze własne szczęście, a ponadto dla tych licznych nieznanych nam osób, z których przeznaczeniem łączy nas pasmo wspólnych odczuć.

Setki razy dzień w dzień rozmyślam ustawicznie o tym, że moje życie wewnętrzne i zewnętrzne opiera się zarówno na pracy moich współczesnych, jak i tych, co już odeszli, że muszę wytężać wszystkie siły, aby dawać z siebie tyle, ile otrzymałem i ile wciąż jeszcze otrzymuję. Pragnąłbym poprzestać na skromnym życiu, a jednocześnie dręczy mnie często świadomość, że od pracy swych bliźnich wymagam dla siebie o wiele więcej, niż mi się należy. Czuję, że różnice klasowe nie są usprawiedliwione i że koniec końców są oparte na przemocy. Sądzę również, że skromne życie, pozbawione wielkich wymagań, jest dobre dla każdego i sprzyja zarówno ciału, jak i duszy. 

Czytaj dalej