Meksykańska kultura jest przesiąknięta myślą o śmierci, która budzi na przemian fascynację i lęk. W filmie Totem z tym tematem mierzy się siedmioletnia bohaterka. O pracy na planie opowiada reżyserka i scenarzystka Lila Avilés.
Siedmioletnia Sol przyjeżdża do domu dziadka, w którym trwają przygotowania do przyjęcia urodzinowego dla ojca. Ten jeden dzień zmieni sposób postrzegania życia i rodziny przez dziewczynkę. Film Totem budzi zachwyty krytyków i jest porównywany do Nakarmić kruki Carlosa Saury. Został wyróżniony Nagrodą Jury Ekumenicznego na Berlinale.
Piotr Czerkawski: Czy pamiętasz, kiedy pierwszy raz zdałaś sobie sprawę, że istnieje coś takiego jak śmierć?
Lila Avilés: Nie jestem w stanie przywołać konkretnego momentu, ale ogólnie byłam dzieckiem dość ciekawskim i refleksyjnym. W moim pokoleniu – a urodziłam się w roku 1982 ‒ nie było to zresztą nic wyjątkowego. Telefony komórkowe i rzeczywistość wirtualna pojawiły się dopiero, gdy byliśmy nastolatkami, wcześniej musieliśmy radzić sobie bez nich i rozwijaliśmy naszą wyobraźnię w inny sposób. Ja na przykład lubiłam zadawać sobie różne abstrakcyjne pytania w rodzaju: „Czym jest życie?”, „Jaka czeka mnie przyszłość?”, „Jakimi prawami rządzi się świat wokół nas?”. Pewnego dnia, zupełnie naturalnie, doszło do nich kolejne: „Co dzieje się z człowiekiem po śmierci i kiedy właściwie umrą moi rodzice?”… OK, widzę twoją minę i wiem, co sobie teraz pomyślałeś.
Co takiego?
Coś w stylu: „Jezu, ta baba brzmi jak stereotypowa Meksykanka”.
Wcale nie!
Nieważne, sama tak się właśnie poczułam.