Sprzeciw hipopotama
i
Krzysztof Varga , zdjęcie: Rafał Komorowski/Wikimedia Commons (CC BY-SA 4.0)
Przemyślenia

Sprzeciw hipopotama

Rozmowa z Krzysztofem Vargą
Grzegorz Przepiórka
Czyta się 16 minut

Hipopotamy posiadają własne terytoria w wodzie. Gdy wychodzą na ląd, robią to indywidualnie i nie przejawiają instynktu terytorialnego. Krzysztof Varga, autor Dziennika hipopotama, jako miejsce spotkania zaproponował kawiarnię przy warszawskim kinie Iluzjon. Niby grunt, a i tak przez całą rozmowę zachowywałem czujność, mając świadomość, że przebywam na jego terenie. Czego się jednak nie robi, by przybliżyć chrząknięcia i ryki, które dla kultury mają niebagatelne znaczenie.

Grzegorz Przepiórka: „Obudziwszy się w stanie niezrozumiałej euforii połączonej z bezdenną rozpaczą, postanowiłem rozpocząć wreszcie te zapiski dziennikowe”. Jakie znaki na niebie, ziemi, ciele bądź umyśle sygnalizują, że już czas? Kiedy jest właściwy moment, by popełnić dziennik?

Krzysztof Varga: Najlepiej zacząć pisać, będąc na życiowym zakręcie. To może być przełom związany z rozpadem dawnego świata, w którym się żyło, kłopotem emocjonalnym, porażką sercową, z czymkolwiek, co bardzo mocno ingeruje w nasze życie. Poza tym za diarystykę powinien brać się człowiek doświadczony, być może lekko zgorzkniały, a nawet trochę cyniczny, ale jednocześnie wciąż wrażliwy. Na pewno pisanie dziennika ot, tak sobie jest pozbawione głębszego sensu.

Ponieważ grozi popadnięciem w lans?

Jeżeli ktoś nie dokonuje autokreacji po mistrzowsku, jak Gombrowicz, a nieudolnie, to wychodzi niestety kabotyństwo. Tak było, z przykrością mówię, w przypadku książek Dehnela i Twardocha. Uważam obie te książki za kabotyńskie, a szczególnie Ćmy i wieloryby, w których autor zastosował autocenzurę. Dziennik powinien być otwarty, szczery, przynajmniej ja mam takie podejście.

Czy otwarty bezgranicznie? To już chyba niemożliwe.

Dzisiaj funkcja diarystyki jest kompletnie inna, niż była kilkadziesiąt lat temu. Niegdyś, powiedzmy w czasach Iwaszkiewicza, a tym samym opresji cenzury, dzienniki przechowywano w skrytkach z przeznaczeniem do druku po śmierci. Z tego względu pozwalano sobie w nich na więcej intymności oraz obrabianie pewnej części ciała znajomym osobom, bez obaw, że się wyląduje w sądzie. Obecnie pisanie z myślą o druku za 50 lat jest pozbawione sensu. Kto za pół wieku będzie ciekawy, co jakiś Varga miał do powiedzenia. Piszemy dzienniki po to, żeby drukować niemal od razu, a z tego względu autor podlega ograniczeniom, o ile nie chce włóczyć się po sądach lub sprawić komuś wielkiej przykrości. W przypadku Dziennika hipopotama narzuciłem sobie zasadę, że nie będę pisał o sprawach intymnych. Kto z kim, gdzie, kto się upił albo zwariował w sensie klinicznym.

Nie zagląda Pan pod bieliznę, ale za pisarstwo kilku autorom się dostaje.

Wiele osób odebrało to bardzo negatywnie, zostałem

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Bądź mężczyzną, nie fantazjuj
i
zdjęcie: Zaza Krajewska
Przemyślenia

Bądź mężczyzną, nie fantazjuj

Filip Konopczyński

Szczepan Twardoch opowiada, w czym najlepsi są polscy mężczyźni i dlaczego woli boks od piłki nożnej.

Filip Konopczyński: Krępująca sytuacja: spotkaliśmy się, żeby porozmawiać o męskości.

Czytaj dalej