Starzec, który sadził drzewa Starzec, który sadził drzewa
i
Fot. Domena publiczna
Opowieści

Starzec, który sadził drzewa

Michel Piquemal
Czyta się 1 minutę

Pewnego letniego popołudnia drogami Prowansji galopował jeździec. Chciało mu się pić… i nie mógł sobie darować, że niczego ze sobą nie zabrał, nic nie włożył do olstra przy siodle…

Nagle zobaczył rolnika, który pracował w polu. Podjechał i stanął przed bardzo starym człowiekiem, zajętym sadzeniem drzew. Usiedli w cieniu, a stary człowiek dał mu się napić wody ze swojego dzbana.

Podróżnik poczuł się lepiej i chciał zamienić z nim kilka słów.

– Powiedz mi, przyjacielu, co tu właściwie robisz w ten upał?

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

– Sadzę drzewa oliwne! – odparł starzec.

– Ale – zdziwił się podróżnik – ile ty masz lat?

– Prawie dziewięćdziesiąt!

– Z całym szacunkiem, dlaczego w tym wieku męczysz się, przyjacielu, sadzeniem drzew, które dadzą owoce dopiero za dziesięć lat? I zapewne nigdy ich, niestety, nie spróbujesz!

– To prawda – odpowiedział starzec – ale przez całe życie jadłem oliwki z drzew, które zasadzili inni. Pracuję więc, żeby następni mogli za jakiś czas jeść z tych, które ja zasadziłem…

Kiedy podróżny dosiadł z powrotem konia, pomyślał, że słowa starego człowieka odświeżyły go tak samo jak woda z jego dzbana.

*

Bajki filozoficzne. Jak żyć na Ziemi? 
wyd. Muchomor
Warszawa 2015

Czytaj również:

Mały reportaż – 1/2020 Mały reportaż – 1/2020
Rozmaitości

Mały reportaż – 1/2020

Tomasz Wiśniewski

Na londyńskim dworcu King’s Cross, podenerwowany, wsiad­łem do pociągu pospiesznego do Leeds w hrabstwie West Yorkshire, by zwiedzić i opisać dzielnicę opanowaną przez słynnych chuliganów. Choć przedział, w którym siedziałem, był nieco staroświecki, widoki za oknem w pełni rekompensowały techniczne niedogodności podróży. Anglia zasypana śniegiem miała w sobie coś magicznego; z drugiej strony może po prostu śnieg tak na mnie oddziaływał.

Niespodziewanie pociąg się zatrzymał i musiałem wysiąść na jakimś niezbyt wyszukanym przystanku, pozbawionym budynku dworcowego; sądziłem, że to jakaś awaria. Nieskutecznie próbowałem zasięgnąć języka, być może moja angielszczyzna brzmiała w tych rejonach niezrozumiale. Kiedy spostrzegłem, że tory nie prowadzą dalej, zdałem sobie sprawę, że to nie awaria, lecz przystanek końcowy.

Czytaj dalej