Może to jest wyznanie, może przypomnienie. Ale najwyższy czas na nie: stoicyzm jest filozofią optymistyczną. Co to znaczy? Dlaczego? I po co?
Zaczynając od tego ostatniego: stoicyzm jest optymizmem po to, żebyśmy wszyscy mogli żyć dobrze, mądrze i szczęśliwie. Wymiar praktyczny jest pierwszy i najważniejszy, cały stoicyzm jest przecież po to, abyśmy mogli wieść satysfakcjonujące, udane życie. To znany wątek i nie dotyczy tylko stoicyzmu. W ogóle cała filozofia starożytna była czymś innym, niż filozofia jest współcześnie. Kiedy słyszymy dziś słowo „filozofia”, to wyobrażamy sobie grubaśne cegły, napisane zdaniami piętnastokrotnie złożonymi. Dzisiaj filozofia kojarzy się nam z abstrakcją i mglistymi ideami, jest ona synonimem antypraktyczności i oderwania od życia (czego dowodzą powiedzenia w rodzaju „trzeba robić, a nie filozofować”). Tym samym jest to odwrotność tego, czym była filozofia w Grecji i w Rzymie. W starożytności „filozof” oznaczał mistrza życia praktycznego, życia przemyślanego i uporządkowanego według określonej idei. Filozof to nie był ten, kto dzielił włos na czworo (stoicy, zwłaszcza Epiktet, śmiali się z takiej postawy). Filozof to był ten, kto umiał żyć. I właśnie po porady życiowe się do filozofów zwracano, a nie po intelektualne zawiłości.
Stoicyzm został stworzony jako wyraz optymistycznego przekonania, że dobre i szczęśliwe życie jest dostępne dla każdego, o ile aktywnie obrócimy rozum w stronę samego życia i włożymy w nie odpowiedni wysiłek. Wyraz przekonania, ale i środek wiodący do tego celu. Zarazem nie jest to droga naiwna. Stoicyzm jest absolutną antypodą przekonania, że „wszystko zależy od ciebie” czy „chcieć to móc”. Stoicyzm to przeciwieństwo smutnych trenerów rozwoju osobistego, którzy chcieliby nas przekonać, że wszystko jest możliwe. Nie jest. Stoicyzm jest optymistyczny nie dlatego, ale pomimo.
Nienaiwny, dojrzały optymizm stoików nie bierze się z autopropagandy mówiącej, że jesteśmy wszechwładni i wszechsprawczy, ale z przyznania, że nie jesteśmy. Stoicy proponują optymizm pomimo tego, że zbiór rzeczy, nad którymi panujemy, jest niewielki. Jest znacznie mniejszy, niż nam się wydawało, zanim po raz pierwszy otworzyliśmy Marka Aureliusza czy Sztukę życia według stoików, ba, jest mniejszy, niż to się samemu Markowi Aureliuszowi wydawało. Wiemy z psychoanalizy, że zmiana toku naszych myśli jest znacznie trudniejsza, niż się może wydawać, a z psychologii wiemy, że człowiek jest istotą raczej racjonalizującą po fakcie niż racjonalną przed. Czy to obala stoicyzm? Nie. Właśnie dlatego, że jest on optymistyczny pomimo. Pomimo tego, że nasz wpływ na bieg świata, społeczeństwa i na nasze własne losy, jest iluzoryczny. I pomimo tego, że rozsypała się starożytna wiara, że świat jest racjonalny, celowy i sensownie urządzony. Nie jest. A jednak możliwe jest satysfakcjonujące, szczęśliwe, a może nawet i twórcze życie ludzkie.
Stoicki optymizm to wiara (wiara? raczej przekonanie! czy jeszcze lepiej: jest to projekt, który sam tworzy drogę, którą idzie), że realizm i przyjęcie faktów do wiadomości nie muszą być gorzką kapitulacją. A nie ukrywajmy, tak to często widzimy. Nasze życie lubi biec po przewidywalnej krzywej – od młodzieńczego, naiwnego, optymizmu-idealizmu po rozczarowanie-cynizm lat późniejszych. Optymizm stoików pozwala zatrzymać to wahadełko. Stoicyzm przełamuje dziecięcą chorobę zerojedynkowości. Pozwala zrozumieć, że ścieżka pojedyncza, skromna, lecz własna, nie jest wcale gorzka. Skupić się na tym, co wąskie, ale realnie od nas zależne, to nie jest żadna przegrana. To nie jest żadne „odebrali nam smak życia”. Proza życia może być całkiem dobrą prozą.
I wreszcie, stoicyzm jest optymizmem również w tym, że każe się obyć bez twardych gwarancji. To nie jest tak, że jeśli zaczniemy czytać filozofów, to zaraz spłynie na nas szczęście i nirwaniczny błogostan. Zbyt dużo jest tu niewiadomych – niewiadomych w nas samych. Dojrzały, realny optymizm bierze to wszystko pod uwagę. Jest pozbawiony dziecięcej naiwności, nie składa obietnic – jest właśnie optymizmem pomimo ich braku.
Wydaje mi się, że ten obrót myśli często wraca w moim pisaniu. Obietnice twardego wynikania, ściśle warunkowe gwarancje są może modne w niektórych kręgach piekła, ale są fałszywe. Świat tak po prostu nie działa, świat nie jest okresem warunkowym. To nie jest tak, że jeśli zrobimy X, to dostajemy jakąkolwiek gwarancję na Y. Optymizm – stoicki i każdy inny – nie polega na tym, by naiwnie wierzyć w obietnice czy zapewnienia. Polega na tym, żeby wierzyć, że da się dobrze żyć pomimo ich braku.
Mało? Może mało, ale uczciwie. Ale tak naprawdę wcale niemało.