Tyrania tudusiów: odcinek e-mail
i
fot. Kaitlyn Baker / Unsplash
Przemyślenia

Tyrania tudusiów: odcinek e-mail

Piotr Stankiewicz
Czyta się 4 minuty

Zapraszam do kolejnej refleksji nad kazamatami codzienności i kajdanami „to-do list”. W dzisiejszym odcinku pochylimy się nad e-mailami – stoicki głos Piotra Stankiewicza. 

Internet zmienił sposoby komunikacji – tak mniej więcej mówiła nasza noblistka w swoim okolicznościowym przemówieniu. Teza tyleż oczywista, co trafna, a jeszcze trafniejsza będzie, jeśli wstawimy tam czas teraźniejszy. Internet zmienia sposoby komunikacji, one ewoluują stale, nigdy nie zyskują określonego kształtu. Zanim netykieta początku stulecia się jako tako ustaliła, przyszły media społecznościowe i wszystko postawiły na głowie. Zanim jako tako przyzwyczailiśmy się do Grona i Naszej Klasy, okazało się, że są one totalnie nie cool, bo&

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Sztuka ogarniania
i
"Astronom", Jan Vermeer, 1668 r., Luwr/Wikimedia Commons (domena publiczna)
Przemyślenia

Sztuka ogarniania

Piotr Stankiewicz

Wierzcie mi – znam się na tym. Gdyby istnieli bogowie prokrastynacji i nieporządku, to mogliby pobierać ode mnie nauki. Serio: ten tekst proszę potraktować jako doniesienia z pola walki, walki nieustannie przegrywanej, ale też heroicznie toczonej ciągle od nowa. Nie powołuję się na odkrycia amerykańskich naukowców (w sumie nigdy się na nie nie powołuję), ale na własne, najszczersze doświadczenie.

Dotychczasowy mój system działał (czy właśnie nie działał) bardzo prosto. Otóż robiłem sobie „listę to do”, w pliku lub na kartce, no i starałem się odhaczać zadania z niej. Bardzo szybko okazywało się, że jest to niemożliwe, że ta lista jest po prostu zbyt długa na to, że rozłazi się na wiele plików i wiele stron, a punktów na niej przybywa trzy razy szybciej, niż cokolwiek nadążę skreślać. Tworzyłem więc… nową listę, na którą przepisywałem najważniejsze i najpilniejsze rzeczy z tej poprzedniej. I apiać od nowa. Najpierw pojawiały się flamastry, podkreślenia, czarne, a potem czerwone obwódki, które miały być selekcją tego, co „naprawdę” mam zrobić. A potem wchodził kolejny kolor, kolejny wykrzyknik, „rzeczy naprawdę naprawdę ważne”, potem „NAPRAWDĘ NAPRAWDĘ KLUCZOWE”. A potem znów nie wiedziałem co i jak, więc trzeba było pisać nową listę. „Tudusie”, które nie krzyczały, nie groziły sankcjami czy przynajmniej obrażeniem się domowników, nie były oczywiście awansowane na nowe kartki. Zostawały na starych i – rzecz jasna – nigdy już do nich nie wracałem. Wiecie, o czym mówię, och jak dobrze wiecie!

Czytaj dalej