W ostatnim czasie ukazały się dwie książki fotograficzne poświęcone młodzieży: Future Perfect Zosi Promińskiej oraz To jest rzecz wtórna Anny Hartman-Ksycińskiej. Obie – choć w zupełnie różny sposób – konfrontują nas z ważnymi pytaniami i pokazują, że nie ma dróg na skróty.
The sky is the limit. Pamiętam, kiedy pierwszy raz usłyszałam to zdanie – jako zachętę do myślenia szerzej, bez obaw, porzucając ograniczenia. To było w pracy i było nowością. Taka korpomowa w galerii sztuki współczesnej nie bardzo mi pasowała. Nie do końca wiedziałam też, co zrobić z tym wezwaniem. Bo czyż może być więcej wolności niż w sztuce? A tu nagle jakieś niebo i nieograniczone możliwości. Pamiętam ten zgrzyt i pewnego rodzaju żałość, że nie usłyszałam tego zdania wcześniej, najlepiej przed maturą albo nawet przed liceum. Wtedy pewnie miałoby więcej sensu. Czy ktoś je w ogóle mówi młodzieży? Czy takie wspaniałe bon moty przynależą do korpoświata, w którym ludzi trzeba motywować, nakręcać, bo stracili już całą nadzieję? Myśl poza schematem (out of the box), wyjdź ze strefy komfortu, think big, jesteś zwycięzcą. Młodzież i tak z tego korzysta, prawda?
Sprawdźmy, co widzą w nastolatkach dwie fotografki, Zosia Promińska i Anna Hartman-Ksycińska. Obie niedawno wydały swoje debiuty książkowe. Obie opowiadają o młodzieży i jej aspiracjach, nadziejach oraz codzienności. Obie za pomocą fotografii: jedna przez obraz wykreowany, stylizowany i pozowany, druga – naturalnie i niemal z ukrycia.
Wizerunek pod kontrolą
„Pierwsze wrażenie, jakie robią zdjęcia z Future Perfect Zosi Promińskiej, to że dzieci zostały zaskoczone przez fotografkę, w swoich pokojach, w środku zabawy w »uwierz« w pełnych kostiumach i makijażach” – pisze Danaé Panchaud w tekście zamieszczonym na końcu książki. Szwajcarska kuratorka pomaga nam zrozumieć to, na co właśnie patrzyliśmy.
Promińska ukazuje 78 nastolatków w wieku od 12 do 16 lat. Górna cezura wieku jest szczególnie istotna. Po skończeniu 16. roku życia można już legalnie pracować w przemyśle modowym. Bohaterowie mają już podpisane kontrakty z agencjami modelek/modeli, ale ich prawdziwa wielka kariera dopiero nadejdzie. Skąd ta pewność? Z autopsji: Promińska przez ponad 15 lat była modelką. Doskonale wie, o czym mówi.
Patrzymy na niesamowitych młodych ludzi, którzy grają dorosłych. Wyglądają, jakby właśnie zeszli z wybiegu lub skończyli sesję zdjęciową. Każdą postać Promińska uwieczniła w jej/jego pokoju. I tu jest siła całości konceptu. Projekt był już wcześniej pokazywany – w 2019 r., pt. Waiting Room. Promińska wystąpiła w ramach ShowOFF Miesiąca Fotografii w Krakowie, w następnym roku wystawę eksponowano w Instytucie Fotografii Fort w Warszawie. Projekt został znakomicie przyjęty przez publiczność. Wielopoziomowy, atrakcyjny, ogromny, pełny. I raz jeszcze – atrakcyjny. Bo przepiękny! Wspaniałe stroje, znakomite stylizacje, niesamowite fryzury i zaciekawiające makijaże. A w tle treść. Namacalność i pełnia zrozumienia z widzem. Patrzymy na dzieciaki. Nagle nie mają swoich lat, straciły młodość i beztroskę, szokują wyglądem. To jest dwunastolatka?! Tak wygląda czternastolatek?! Ale są w swoich przestrzeniach, bezpieczne, wśród własnych sprzętów, książek. Swoją codzienność zdradzają tylko w tle. Przed nami są tym, co chcemy oglądać. Dostosowały się do naszych wymogów, reguł rynku. To jest ich poczekalnia. A aspiracje – ich czy nasze?
Przekaz tego projektu wydaje się oczywisty. Afirmacja młodości, ale też ogień krytyki wobec rynku; mnóstwo odniesień, niebywała moc.
Nasuwa mi się tu skojarzenie z koncepcją obrazu w social mediach, przedstawioną przez Nathana Jurgensona w znakomitej książce Fotka. O zdjęciach i mediach społecznościowych (wyd. Karakter i Muzeum Sztuki Nowoczesnej, Kraków–Warszawa 2021). Badacz pisze: „Fotografia społecznościowa i obiecywana przez nią publiczność narzucają teraźniejszości nieustanną świadomość tego, jak będzie postrzegana w przyszłości. Niemal wszystko, co robimy, zaczynamy postrzegać jako potencjalny obraz”. Chyba nikt nie pokazuje tego procesu lepiej od Promińskiej: widzimy, jak jej bohaterowie budują obrazami swoją teraźniejszość i przyszłość, mając pod absolutną kontrolą własny wizerunek – swoje źródło utrzymania. Nie o tym oczywiście pisze Jurgenson, ale jego teoria sprawdza się tu z nawiązką.
Na pierwszy rzut oka nastolatki u Promińskiej nie mówią o sobie wiele. Są grupą elitarną, niecodzienną, nie mogą być głosem całego pokolenia. Łatwo potraktować tych młodych ludzi marginalnie. A przecież pozują, stwarzają siebie do aparatu, „mówią” wprost. Tyle że zdecydowanie trudniej ich wysłuchać. Fotografia wydaje się świetnym przekaźnikiem i katalizatorem. Trzeba ich tylko dostrzec.
Wtopić się w nie swój świat
Znacznie bliżej mi do zdjęć Anny Hartman-Ksycińskiej, bo znam je od podszewki, niemal od zrzutu z karty. Mam chwilowy opór, żeby pisać o nich szerzej, bo układałam tę historię w książce To jest rzecz wtórna. Jestem za blisko, za dużo wiem. Jednak opór słabnie, gdy myślę o ogromnej sile tego materiału; o tym, jak jest potrzebny. Nie będę tu chwalić autorki za kompozycję, światło, kontakt z bohaterem, zamiast tego zdradzę kulisy tej pracy.
Krótko po pierwszym kontakcie z Hartman wysłałam kilkanaście jej zdjęć z tego projektu do swoich znajomych z prośbą o nakreślenie rysopisu autora/autorki. Wszyscy zgodnie orzekli, że to musi być dziewczyna w wieku bohaterów, najwyżej rok, dwa lata starsza; pochodzi z tego środowiska i fotografuje swoje otoczenie. A to autorka znacznie starsza, która potrafiła wtopić się w nie swój świat. Nie jest zupełnie obca tej grupie, jest matką jednej z bohaterek (i nie macie szans rozpoznać której). Odrzuca jednak swoją matczyną rolę, nie dostarcza młodzieży poczucia bezpieczeństwa ani powagi, nie kierunkuje. Po prostu znika! I my też zapominamy o obecności dorosłej osoby.
Wydawało mi się, że ten okres przechodziłam całkiem niedawno. Że doskonale znam problemy młodych, przecież każdy z nas tam był. Radziliśmy sobie lepiej lub gorzej. Najbardziej liczyło się zdanie koleżanek i kolegów; nauczycieli i rodziców – dużo mniej. No proste i jasne; wiem, na co patrzę. Oczywiście, że zdjęcia wzbudzają nostalgię. Odsyłają do myśli: „O, a ja się tak umalować nie mogłam”, „Takiej fryzury nie pozwoliliby mi nosić w szkole”, „Ciekawe, czy jeszcze stoi to nasze ulubione drzewo?” itp. I tu kończą się analogie. Bo to nie jest materiał o nas. Poprzez znajome obrazy wchodzimy w świat, który rozpada się nam w rękach. Nie mamy pojęcia, z czym mierzy się dzisiejsza młodzież. „Za naszych czasów” kwestia stwarzania swojego wizerunku była niewspółmiernie prostsza, a jednak do tej pory jeszcze nie wszyscy opanowaliśmy te możliwości. Natomiast młodzież wchodzi w ten świat naturalnie. Jakie tam są problemy, pułapki, możliwości? Nagle, przy tych myślach, elitarna grupa bohaterów Promińskiej jawi się jako najzwyklejsze nastolatki.
Bez ułatwień, bez ograniczeń
Pokolenie, które wychowało się z mediami społecznościowymi, właśnie wchodzi w dorosłość. Oczywiście, że byliśmy na to przygotowani – monitorowaliśmy aktywność nastolatków w Internecie, ustawiliśmy im blokady ograniczające czas tej aktywności, a na wielu portalach i stronach także limity wieku. Brawo my! Nikt zaś nie przewidział, że młodość ma swoje prawa i przywileje, a każdą blokadę potrafi obejść. Inaczej korzysta z aparatów fotograficznych, telefonów oraz Internetu. Szok! Teoretycy, nawet ci będący na bieżąco – tak jak cytowany wcześniej Nathan Jurgenson (Mia Fineman, kuratorka z MoMA, nazwała go „Susan Sontag pokolenia selfie”) – za chwilę zostaną w tyle.
„Idea mnie” to rozpracowane selfie, gdzie nie chodzi o akuratność wizerunku, lecz stworzenie siebie na nowo. „Pokolenie selfie” to też fajny termin. Tylko kiedy ostatnio widzieliście kogoś z selfie stickiem? Albo kiedy ktoś obok was robił sobie samemu zdjęcie? Ile miał lat – tyle co wy? Rozpracowujemy młodość tym, co umiemy. Narzucamy swoje reguły. W obu omawianych książkach trwa w tle cicha walka z tymi regułami.
A jest tu gdzieś pandemia? Oczywiście, możemy się jej doszukiwać – zamknięte przestrzenie u Promińskiej mogą kojarzyć się z lockdownem, spotkania w plenerze u Hartman łatwiej nam tłumaczyć obostrzeniami. Nic bardziej mylnego, w obu przypadkach. Pandemia nie ma tu nic do rzeczy. Młodzież korzystała z komunikatorów i żyła w sieci na długo wcześniej, zanim świat doby pandemii to zauważył.
Projekty skrajnie inne: pozowane i podglądane. Fotografki przyjmują swoje punkty widzenia, patrzą, stwarzają warunki. Ale tak naprawdę to bohaterowie patrzą, stwarzają się przed obiektywem. Jak oni widzą siebie?
Łatwo te książki przejrzeć, utwierdzić się w ugruntowanym już wcześniej zdaniu i odłożyć z satysfakcją oraz poczuciem komfortu. Znam to, byłam tam, nic nowego pod słońcem. A jednak oba projekty – w tym ich podobieństwo – wołają o atencję i wyrozumiałość dorosłych odbiorców. Promińska ucieka w surrealność sytuacji, Hartman – dzięki zabiegom projektantki Kasi Kubickiej, takim jak utrudnienie w czytaniu tekstu i próżniowe opakowanie – mówi czytelnikowi: „Nic a nic nie wiesz i nie masz pojęcia”. Fotografki nie dają żadnych ułatwień, bo nie ma drogi na skróty. Czytanie raportów, opinii i psychologicznych analiz poszczególnych grup społecznych nie zastąpi spojrzenia na młodzież, próby zrozumienia jej sytuacji. A przecież właśnie ci młodzi wcielają w życie nasze zapomniane think big i wychodzą ze strefy komfortu. Robią to jednak z innych pobudek.
Możemy się przyglądać oraz kibicować. I mówić im to, co już doskonale wiedzą: the sky is the limit.
Zosia Promińska, „Future Perfect”, projekt Gosia Stolińska, wyd. Kehrer, Heidelberg 2021
Anna Hartman-Ksycińska, „To jest rzecz wtórna”, projekt Kasia Kubicka, wyd. Self Publishing, Rzeszów 2022