Szalona, prawdziwa, nadprzyrodzona! Szalona, prawdziwa, nadprzyrodzona!
i
Paul Klee, „Mauerpflanze” (Pnącza), 1922 r., Museum of Fine Arts, Boston; reprodukcja: domena publiczna
Doznania

Szalona, prawdziwa, nadprzyrodzona!

Rzecz o wyobraźni
Agnieszka Taborska
Czyta się 15 minut

Wyobraźmy sobie świat bez wyobraźni. Albo że zamiast Nadziei na dnie puszki Pandory została Wyobraźnia właśnie. Drugi wariant łatwiej zobaczyć, bo bez wyobraźni nie będzie i nadziei. Tak jak planów na przyszłość, gotowości do buntu, zarzucenia przyzwyczajeń, mierzenia sił na zamiary i chęci życia dalej, mimo wszystko.

Wyobraźmy sobie, że… Wyobraź sobie, że… To niewyobrażalne! Nie sposób sobie tego wyobrazić! To przekracza ludzką wyobraźnię! Powiedzenia te na stałe weszły do języka, choć nie zawracamy sobie zwykle głowy rozmyślaniami nad ich znaczeniem. A mówią przecież o przekraczaniu granic między tym, co jest, a tym, co może być; między tym, co wokół, a tym, co w naszych głowach; między rzeczywistością a fantazją. Związki z innym słowem na tę samą literę z końca alfabetu, z „wolnością”, nie są całkiem przypadkowe. Wolność bez wyobraźni też trudno sobie wyobrazić. Tak jak bliskie są koligacje między słowami imagination (wyobraźnia) i image (obraz), bo nie sposób wyobrazić sobie czegokolwiek w oderwaniu od obrazu.

Wyobraźnia jest wrogiem rutyny, postrachem dyktatorów, pedantów, nudziarzy, kleru i konserwatystów. Stanowi siłę napędową świata. Bez niej nie byłoby rewolucji, buntów społecznych, odkryć naukowych, dalekich podróży, romansów łamiących klasowe podziały, gier, zabaw, radości życia. Nie byłoby sztuki i literatury. Nie byłoby komedii romantycznych ani horrorów. Zniknęliby ze świata wizjonerzy. Zostałoby niewiele.

John Tenniel, ilustracja do powieści Lewisa Carrolla "Alicja w Krainie Czarów", 1865 r.; zdjęcie: domena publiczna
John Tenniel, ilustracja do powieści Lewisa Carrolla „Alicja w Krainie Czarów”, 1865 r.; zdjęcie: domena publiczna

W Krainie Czarów Alicja tak mocno przyzwyczaja się do niezwykłych zdarzeń, że „normalne” życie wydaje się jej nudne i głupie. Uczy się, że przygody podważające znane reguły wyostrzają wyobraźnię. Toteż wyobraża sobie na przykład, że niknie jak wypalona świeca. Po czym wyobraża sobie, jak wygląda płomień po zdmuchnięciu świecy. Lewis Carroll nie opisuje, jak go widzi, rozbudzając w ten sposób i naszą wyobraźnię.

Informacja

Z ostatniej chwili! To trzecia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Honorowymi obywatelami i obywatelkami Krainy Wyobraźni byli surrealiści i surrealistki. Wielbił Lewisa Carrolla Louis Aragon. W jego nonsensie widział bunt przeciw wiktoriańskiej moralności; wskazywał na podobieństwa z Pieśniami Maldorora Lautréamonta i Sezonem w piekle Rimbauda. André Breton włączył Kadryla z homarami do Antologii czarnego humoru. Alicja w Krainie Czarów nie przestaje inspirować wyobraźni surrealistycznej w ilustracjach Franciszki Themerson z 1946 r., Alicji w Krainie Liter Rolanda Topora z 1968 r. czy filmie Jana Švankmajera z 1987 r.

*

Wyobraźnia jest przyjaciółką niedopowiedzeń i dwuznaczności. Podważa jakoby raz na zawsze określoną tożsamość, pozwala nam uwierzyć, że możemy się zmienić. Alicja lubi udawać, że jest dwiema osobami naraz (próbuje się nawet wytargać za uszy za to, że oszukała samą siebie w grze w krokieta).

Dzięki wyobraźni nikt nie jest jednoznaczny. Wyobraźnia zawsze jest surrealna, bo nigdy nie chodzi jej o realistyczne opisanie świata. Jest wszechmocną sojuszniczką zmian społecznych. W maju ’68 roku paryscy studenci odwoływali się – via sytuacjoniści – do wyobraźni surrealistycznej. Poetyckie frazy: „Wyobraźnia u władzy!”, „Pod brukiem plaża!”, „Bądź realistą: domagaj się niemożliwego!”, „Lepiej pracuje się we śnie, twórzmy Senne Komitety!” – przemawiały dobitniej niż tezy filozofów i polityków. Pod surrealistycznymi hasłami studenci wszczęli rewoltę, która zliberalizowała społeczeństwo.

*

Breton postawił pomnik wyobraźni już w pierwszym Manifeście surrealizmu (1924): „Sprowadzić wyobraźnię do stanu niewoli […] to znaczy sprzeniewierzyć się poczuciu najwyższej sprawiedliwości, jakiej szukamy w głębi siebie” (tłum. Adam Ważyk). Przejaw rozbudzonej wyobraźni widział w chorobach psychicznych, a pozorną obojętność chorych wobec cierpień tłumaczył siłą daną im właśnie przez wyobraźnię. „I rzeczywiście – pisał – halucynacje, iluzje i temu podobne rzeczy bywają niemałym źródłem rozkoszy”. Wspominał, jak pisarz Philippe Soupault – ćwicząc wyobraźnię – miał zwyczaj dzwonienia do przypadkowych drzwi z pytaniem, czy nie mieszka tam może Philippe Soupault. Odpowiedź twierdząca pewnie by go nie zdziwiła…

W 1928 r. w rozprawie Surrealizm i malarstwo Breton rozszerzył termin „surrealistyczny” – stosowany wcześniej głównie w odniesieniu do literatury – na sztuki plastyczne. Dowodził w niej, że poezja i malarstwo podobnie wpływają na podświadomość. „Wyobraźnia artystyczna pozostaje w intymnym związku z różnorodnymi zjawiskami kosmicznymi” – twierdził, dając dowód cechującej go wówczas fascynacji ezoteryką.

André Breton w swoim domu przy 42 rue Fontaine w Paryżu, 1956 r.; zdjęcie: Édouard Boubat/Gamma-Rapho/Getty Images
André Breton w swoim domu przy 42 rue Fontaine w Paryżu, 1956 r.; zdjęcie: Édouard Boubat/Gamma-Rapho/Getty Images

W latach 20. surrealiści nie ustawali w ćwiczeniu wyobraźni. Mimo licznych rozłamów w grupie nic nie było w stanie zakłócić ich przekonania, że wyobraźnia jest największym skarbem. Wierni wezwaniu Rimbauda do ucieczki z codzienności, błądząc po Paryżu bez celu, wcielali w życie ideę „automatycznej wędrówki” sprzyjającej przemianie rutyny w królestwo fantazji. Chętnie fotografowali się z zamkniętymi oczami, wpatrzeni w głąb siebie, w otchłań wyobraźni właśnie. W rozbudzaniu jej pomagały filmy, literatura, dzieła „szalonych twórców” i wizyty u wróżek.

Oto kilka źródeł inspiracji surrealistów, które mogą okazać się przydatne przy rozpalaniu także naszej wyobraźni, dzisiaj. Po pierwsze Listy miłosne do francuskiego arystokraty, czyli pikantne dzieje miłości szalonej Mariany Alcoforado, portugalskiej niepokalanki z przełomu XVII i XVIII w., domniemanej autorki listów opublikowanych anonimowo we francuskim przekładzie w 1669 r. Po drugie epizod Krwawiącej Mniszki z powieści Mnich Matthew Gregory’ego Lewisa z 1796 r. – odzianej w zakrwawiony habit pokutującej duszy zdolnej porwać i nękać nieświadomego jej widmowości młodzieńca. Po trzecie Fantomas – powieść Pierre’a Souvestre’a i Marcela Allaina, którzy wierzyli, że jej lektura pobudzi wyobraźnię czytelników, i zachęcali do przeczytania całego tomu jednym tchem, tak szybko, jak to możliwe. A także adaptacja Louisa Feuillade’a – seria półgodzinnych filmów z lat 1913–1914, sławiących wolność i dwuznaczność, poetycki nastrój, miłość szaloną i potęgę wyobraźni. Przygody ubranego w czarny kombinezon Demona Zła rozgrywały się we współczes­nym mieście, którego reżyser w żaden sposób nie usiłował zmienić. W świetnie znanym widzom Paryżu co krok czyhał wytresowany wąż dusiciel, a z kosza na bieliznę wyskakiwał bandyta. Skradający się po dachach, obdarzony wielką wyobraźnią Geniusz Zbrodni wymykał się obławom, uciekał z więzień, w pompy strażackie lał benzynę, wysadzał w powietrze kamienice, wykolejał pociągi, zatapiał statki, na własną egzekucję podstawiał niczego nieświadomego aktora i nie zostawiał odcis­ków swoich palców, bo nosił rękawiczki ze skóry trupa. Wprowadzanie na każdym kroku do nieprawdopodobnej akcji rekwizytów nowoczesności, przemieszanie fantazji z codziennością, reliktów belle époque z realiami XX w. zanurzały powieść i film we współczesną ikonosferę. Po wyjściu z kina znajome ulice pęczniały od grozy. Omawiając w 1914 r. adaptację Fantomasa Feuillade’a w „Mercure de France”, Apollinaire po raz pierwszy posłużył się terminem „surrealizm”.

Plakat do pierwszego filmu z serii "Fantomas" Louisa Feuillade’a, 1913 r.; reprodukcja: domena publiczna
Plakat do pierwszego filmu z serii „Fantomas” Louisa Feuillade’a, 1913 r.; reprodukcja: domena publiczna

W czasach, gdy Francja prowadziła politykę pronatalistyczną, widząc w kobietach matki przyszłych żołnierzy, w Wampirach (1915–1916) Feuillade powołał do życia feministyczną siostrę Fantomasa, Irmę Vep (której imię i nazwisko stanowi anagram słowa vampire). Grana przez Musidorę hersztyni bandy przestępców, mająca na sobie czarny obcisły trykot i dramatyczny makijaż à la Theda Bara, działała na wyobraźnię i rozpalała zmysły.

Spośród budowli surrealiści ukochali „pałac idealny” w Hauterives pod Lyonem, wzniesiony na przełomie XIX i XX w. przez szalonego listonosza, Ferdinanda Chevala, który jego budowie poświęcił 33 lata. Długi na 26 m i wysoki na 11 m składa się ze spojonych drutami i cementem, zbieranych podczas roznoszenia listów kamieni, muszli, kawałków szkła i kafli. Wzorowany na budowli, która jego twórcy – podróżnikowi wyobraźni – objawiła się we śnie, był mekką artystów.

Pałac idealny, Hauterives, Francja; © Benoît Prieur/Wikimedia Commons/CC BY-SA 4.0
Pałac idealny, Hauterives, Francja; © Benoît Prieur/Wikimedia Commons/CC BY-SA 4.0 •

Obok książek, filmów i „hipnotycznej” architektury surrealistyczną fantazję rozbudzały wizyty u wróżek. W „Liście do jas­nowidzących” z 1925 r. Breton porównywał te „strażniczki tajemnicy” do poetów. Spełnienie się wróżby miał za rzecz drugorzędną, misję wróżbitów widząc w otwarciu wrót wyobraźni, za którymi fakty mieszają się z wydarzeniami potencjalnymi. Sam chadzał do wspomnianej w książce Nadja jasnowidzącej Madame Sacco, w której wiarę pokładał również Max Ernst.

*

Z tak pobudzonym umysłem surrealiści przechodzili do akcji. Przez dwa miesiące od września do listopada 1922 r. – w tzw. okresie snów, uważanym przez niektórych za rok pierwszy surrealizmu – odbywały się w mieszkaniu Bretonów hipnotyczne seanse. Simone Breton porównywała je do najmroczniejszych fragmentów Pieśni Maldorora Lautréamonta: „Dzieją się tu rzeczy nieopisane […]. Spirytyzm nie jest odpowiednim słowem, choć niektórzy z przyjaciół André odkryli w sobie nadzwyczajne zdolności mediumiczne. Mieszkanie przy ulicy Fontaine’a pod numerem 42 stało się miejscem fantastycznych seansów, podczas których zanurzamy się w dramatycznej, pełnej napięcia atmosferze. Jest ciemno. Siedzimy w milczeniu wokół stołu, z wyciąg­niętymi przed siebie rękoma […]. Jesteśmy jednocześnie w teraźniejszości, przeszłości i przyszłości. Po każdym seansie czujemy się tak zmęczeni i przygnębieni, że obiecujemy sobie nigdy więcej go nie powtórzyć, po czym nazajutrz jedno tylko mamy pragnienie: by znów zagłębić się w ów nastrój czyhającej za rogiem katastrofy, gdy przepełnieni tym samym strachem ponownie łączymy dłonie” (Simone Breton, Lettres à Denise Lévy. 1919–1929).

Surrealiści przejęli scenerię tak popularnych pod koniec XIX w. seansów spirytystycznych: przyćmione światło, teatralne gesty, wstrzymany oddech, erotyzm wiszący w powietrzu, dłonie złączone nad okrągłym stolikiem, a kolana pod blatem. Zamiast o duchy chodziło im jednak o ćwiczenie automatyzmu, drążenie podświadomości i – przede wszystkim – rozwijanie wyobraźni. Byli prekursorami współczesnej psychologii, tyle że celem nie było wyleczenie „pacjenta”, ale jak najgłębsze zanurzenie go w gorączce imaginacji. Dzięki przywódczym zdolnościom głównym hipnotyzerem został Breton. Zaprzestał jednak eksperymentów ze strachu przed utratą kontroli nad śpiącymi po tym, jak podczas jednego z seansów część uczestników zniknęła z salonu, usiłując powiesić się na wieszakach w holu willi gospodyni. Wspominał potem seanse jako przygodę niebezpieczną.

Paul Klee, "Seiltänzer" (Chodzący po linie), 1923 r., National Gallery of Art, Waszyngton
Paul Klee, „Seiltänzer” (Chodzący po linie), 1923 r., National Gallery of Art, Waszyngton

Poeta i medium Robert Desnos, aresztowany podczas wojny za działalność w ruchu oporu, uciekł w wyobraźnię w chwili ostatecznej, wróżąc z ręki wiezionym do komory gazowej współwięźniom Auschwitz długie i szczęśliwe życie. Wedle relacji współwięźniarki to irracjonalne zachowanie sprawiło, że strażnicy odstąpili od zamiaru i odwieźli skazańców do baraków. Wyobraźnia Desnosa uratowała im życie.

*

Jeden z najbardziej wizyjnych reżyserów i bez wątpienia najwybitniejszy reżyser wśród surrealistów Luis Buñuel – obserwator fauny – był przekonany, że zwierzęta mają wyobraźnię znacznie bogatszą niż homo sapiens. Obserwując śpiące psy, skłonna jestem przychylić się do tej teorii.

Buñuel wierzył, że życiem rządzi przypadek i tajemnica, między które wślizguje się wyobraźnia uosabiająca absolutną wolność. Przestrzegał przed próbami sterowania nią. Uważał, że myśli nie powinny podlegać żadnym ograniczeniom, toteż mierził go chrześcijański koncept grzechu popełnianego w myślach.

Powtarzał, że wyobraźnia stanowi nasz największy skarb oraz że należy ją trenować i rozwijać tak jak pamięć. Sam robił to nieustannie. W swoich filmach dążył do pobudzenia fantazji widza, jak choćby w niedopowiedzianej scenie striptizu kalekiej Tristany, która rozbiera się na balkonie przed stojącym w ogrodzie pożądającym jej chłopcem (Tristana, 1970). W wywiadzie rzece przeprowadzonym przez José de la Colinę i Tomása Péreza Turrenta (opublikowanym w ich książce Objects of Desire. Conversations with Luis Buñuel, New York 1992) jest taki fragment:

„Tomás Pérez Turrent: W jednej z najbardziej erotycznych scen w filmie Tristana obnaża się przed głuchoniemym służącym. Kamera pokazuje zbliżenie jej twarzy, nie widzimy więc nagości, lecz scena ta ma niesamowity ciężar erotyczny.

Luis Buñuel: Jestem bardzo dyskretny, ale przede wszystkim chcę pobudzić wyobraźnię widza. Gdybym pokazał jej piersi, osłabiłbym efekt”.

Podobnie w Piękności dnia z 1967 r. (filmie o prostytucji, w którym również nie ma nagości) niepokazana na ekranie zawartość czarnego pudełka – przyniesionego do domu publicznego przez grubego Koreańczyka – wprawia kobiety w pełne podziwu osłupienie. Wyobraźnia widzów szaleje.

Lista przedmiotów wywołujących u bohaterów i bohaterek filmów Buñuela nieoczekiwane i gwałtowne reakcje, przedmiotów na tyle nieoczywistych, że dla widzów pozostają zagadką i pożywką dla imaginacji, jest długa: palec stopy ogrodowego posągu w Złotym wieku (1930), damskie pantofle w Dzienniku panny służącej (1964), jutowy wór i chustka do nosa w Mrocznym przedmiocie pożądania (1977)… Jak powiada Tristana: „Dwie kolumny nigdy nie są takie same. Jeśli dobrze im się przyjrzeć, zawsze dostrzeże się ­jakieś różnice. Ja zawsze wybieram między rzeczami: dwoma winogronami, dwiema bułkami, dwoma płatkami śniegu…, bo zawsze znajdzie się coś, co sprawia, że jedno z nich podoba mi się bardziej”. Dzięki rzeczom filmowy widz przestaje być biernym odbiorcą, uczestnicząc w snuciu tworzonej przez wyobraźnię opowieści.

Paul Klee, "Mauerpflanze" (Pnącza), 1922 r., Museum of Fine Arts, Boston; reprodukcja: domena publiczna
Paul Klee, „Mauerpflanze” (Pnącza), 1922 r., Museum of Fine Arts, Boston; reprodukcja: domena publiczna

Podobne działanie mają pochodzące często z pchlich targów przedmioty surrealistyczne, łączące prozaiczną codzienność z onirycznością, wieloznaczne, wyrażające niewyrażalne i dowodzące, że nadrzeczywistość tkwi w rzeczywistości. W Naczyniach połączonychMiłości szalonej Breton porównywał wyzwalające fantazję działanie marzeń sennych do nieoczekiwanego spotkania z przedmiotem znalezionym. To już jednak temat na inną opowieść…

Pod koniec życia Buñuel zapewniał, że jego wyobraźnia jest zawsze w pogotowiu i będzie mu towarzyszyć aż do śmierci. Nie mogąc już pić ulubionego trunku, Dry Martini – na który przepis zostawił potomności we wspomnieniowej książce Moje ostatnie tchnienie i w filmie Dyskretny urok burżuazji (1972) – myślał o wywoływanej przez niego rozkoszy, obserwując gości, którzy raczyli się koktajlem.

Pisząc scenariusze, Buñuel i scenarzysta Jean-Claude Carrière zamykali się na kilka tygodni w oddalonym od wszelkich uciech hotelu. Co dzień na pół godziny przerywali pracę i szli do własnych pokoi, gdzie każdy wymyślał historię czy epizod związany z filmem bądź nie. Po czym spotykali się w barze (pod warunkiem, że nie grano tam muzyki) i opowiadali sobie, co który wymyślił. „Chodziło o ćwiczenie tego dziwnego mięśnia, który nazywamy wyobraźnią; nie chcieliśmy pozwolić, by skurczył się albo zasnął. »Nasz umysł jest zawsze gotów do drzemki – powiadał Luis. – Trzeba mieć się na baczności«” – pisze Carrière w Le réveil de Buñuel (Przebudzenie Buñuela) z 2011 r. W książce tej, powstałej blisko 30 lat po śmierci mistrza, Carrière odwiedza go na cmentarzu Montparnasse (choć prochy Buñuela zostały rozsypane na Desierto de los leones w Meksyku), skrzętnie notując prowadzone w czeluściach grobowca rozmowy. Tak je – w tej samej książce – komentuje: „Wyobraźnia, królowa życia. Niknąca po śmierci. Szalona, prawdziwa, nadprzyrodzona. Nasz dar, nasze przekleństwo. [Buñuel] mawiał i z pewnością powtórzyłby to teraz, że owa sekretna zdolność tryskająca z tajemnych otchłani, pod którymi nie ma już nic, ta bezgraniczna moc gotowa wywrócić świat do góry nogami – która wciska się pędem w nasze głowy, wzbudza w nas niepokój, po czym zaraz umyka – jest niewinna. Czy też raczej nie jest w stanie popełnić zbrodni, grzechu ani żadnego »złego uczynku«”.

I dodaje jeszcze Carrière zdanie dowodzące profetycznej mocy wyobraźni: „Zdarzało nam się wyobrażać sobie gigantyczną katastrofę, jedyną w historii świata: na przykład […], że groźny wirus niszczy co najmniej połowę ludzkości”.

*

Studnią przemyśleń na temat wyobraźni był często niegdyś goszczący na łamach „Przekroju” Roland Topor. Założył on nawet Towarzystwo Geografii Wyimaginowanej, zamierzające opublikować wielki atlas Świata Wyobraźni w nieskończonej liczbie tomów. Projektu tego – dowodzącego, że to nie konkretne miejsca na mapie go interesowały – nie wprowadził niestety w życie. Literaturę dzielił na czerpiącą z fantazji i wiernie opisującą rzeczywistość. Wolał tę pierwszą. Pytany o inspiracje, najczęściej mówił o wyobraźni. Jeden rysunek rodził następne, temat wyzwalał imaginację. Zabawy wokół tego, ile wersji tej samej sytuacji (np. facet zjeżdża po poręczy-pile) da się wymyślić, tak były wciągające, że na trop kolejnych szkiców wpadał niekiedy we śnie. Twierdził jednak, że wyobraźnia w czystej formie nie istnieje, bo tworzą ją wymieszane ze sobą wspomnienia.

„Polukrowane okrucieństwo świata wyobraźni nieco osładza gorzkie okrucieństwo rzeczywistości” – pisał w Myślach zawiązanych na supełek. Cytat ten tłumaczy jego artystyczną filozofię: żaden wytwór wyobraźni nie przewyższy okrucieństwem rzeczywistości.

Natura nie była mu sojuszniczką, krea­tywny umysł dostarczał znacznie ciekawszych inspiracji. W rozmowie z Eddym Devolderem wyznał: „Sam dla siebie jestem czymś na kształt morza czy góry […]. Moje rysunki są reakcją na zalew obrazów, napierających na nas zewsząd. Obrazy niemożliwe, których nie ma w naturze, interesują mnie dużo bardziej”.

Myśl zawiązaną na supełek – „utożsamienie się z naturą jest klęską wyobraźni” – rozwinął w rozmowie ze mną:

„Agnieszka Taborska: Jest Pan przeciwnikiem literatury dydaktycznej.

Roland Topor: Owszem, chociaż czytelnicy się jej domagają. Boją się, że czytanie powieści może się okazać stratą czasu. Przy okazji wolą poznać dzieje jakiegoś miejsca albo dowiedzieć się, jak działa bank, czy jak zarabia na życie określona grupa społeczna. Literaturę opartą wyłącznie na wyobraźni uważają za bezużyteczną, bo nie widzą w niej odbicia rzeczywistości. Domagają się informacji, a nie uważają za nią opowieści o tym, co dzieje się w głowie pisarza. Ja jednak cenię sobie książki, które nie spełniają żadnej funkcji pedagogicznej” („Literatura na Świecie” 1997, nr 8/9).

Od Francji wolał Belgię, a tamtejszy surrealizm od francuskiego, który z jednej strony był zbyt upolityczniony, a z drugiej skutecznie spłycił go Salvador Dalí. „Często mam wrażenie, jak zresztą i wielu Belgów, że Belgia jest statkiem szaleńców […]. Rzeczywistość belgijska składa się w dwóch trzecich ze świata wyobraźni” (za: Frantz Vaillant, Roland Topor. Zduszony śmiech, 2009).

Traktował wyobraźnię jako wartość nadrzędną, od której zależy wolne życie i twórczość. W tej samej rozmowie powiedział mi: „Starzejąc się, ludzie pokrywają się skorupą i ubożeje im wyobraźnia. Oczywiście, upływ czasu nie przynosi wyłącznie negatywnych skutków; niekiedy powoduje, że sztuka staje się głębsza. Trudno jest jednak cokolwiek planować, bo nie wiadomo, jakim się będzie za kilka lat. Dlatego staram się robić tak wiele rzeczy naraz. Pisarze muszą się szczególnie śpieszyć. Malarze z wiekiem czują się bardziej niezależni, starzy pisarze zaś piszą z coraz większym trudem. Jeśli malarz nie może już narysować prostej kreski, rysuje ją krzywą, a słów tak łatwo zmienić się nie da”.

Z wyobraźnią łączył kwestię kłamstwa. Za najważniejszy moment w rozwoju dziecka uważał pierwsze kłamstwo, dające posmak wolności i uświadamiające, że za pomocą słów można zmieniać rzeczywistość przez zastąpienie jej światem wyobraźni.

*

Za motto mojej książki Świat zwariował. Poradnik surrealistyczny. Jak przeżyć (2021) posłużył mi cytat z Buñuela: „Rzeczywistość pozbawiona wyobraźni jest namiastką rzeczywistości”. Zdanie to reżyser wypowiedział w rozmowie z Tomásem Pérezem Turrentem, a dotyczyło sceny w jego filmie z 1956 r. Śmierć w ogrodzie: zagubiona w dżungli grupka ludzi znajduje wrak samolotu, a w nim butelki szampana, biżuterię, wieczorowe kreacje. „Pociągał mnie pomysł zamienienia dżungli w salon. To takie otwarcie okna na wyobraźnię, prawda? Jeden z bohaterów ogląda pocztówkę z Paryża i czuje się, jakby był na ulicy czy bulwarze pełnym neonów i mknących samochodów. Rzeczywistość pozbawiona wyobraźni jest namiastką rzeczywistości. Wie pan przecież, że nie jestem neorealistą”.

Świat zwariował… zawiera 56 rad pomagających wzbić się ponad rzeczywistość. Rada nr 33 – Jak używać wyobraźni – brzmi: „Z przekonaniem, że warto oddać się jej bez reszty i we śnie, i na jawie. Pamiętaj, że nikt nie ma prawa twojej wyobraźni ograniczać”.

I takim zaleceniem żegnam się z Państwem, życząc nam, by nasza wyobraźnia bez szwanku przetrwała trudne czasy. Nie ręczę jednak, że tak będzie, bo – jak już zostało powiedziane – jest ona wrogiem rutyny, postrachem dyktatorów, pedantów, nudziarzy, kleru i konserwatystów…


Fragmenty cytowanych tekstów, jeśli nie podano inaczej, w przekładzie autorki.

Czytaj również:

Obraz, jaki jest, (nie) każdy widzi Obraz, jaki jest, (nie) każdy widzi
i
Leonardo da Vinci, „Mona Liza”, 1503 r., Luwr; zdjęcia: domena publiczna; wąsy domalowała Karyna Piwowarska
Doznania

Obraz, jaki jest, (nie) każdy widzi

Jacek Dehnel

Czy umiemy twórczo odczytywać obrazy, czy też wolimy doszukiwać się w nich tego jedynego zamysłu artysty, o którym do znudzenia mówiono nam w szkole? Porzućmy pseudowyobraźnię na rzecz wyobraźni buntowniczej.

To, co nam się wtłacza do głowy jako szkolną odpowiedź na pytanie „Do czego służy obraz?”, najlepiej pokazać na przykładzie Matejki: jego historyczne płótniszcza, reprodukowane w różnych odcieniach buraczków i spłowiałych błękitów, wisiały na ścianach szkół tysiąclatek za mojego dzieciństwa, wiszą pewnie i dziś, i pewnie nadal trafiają na strony, a nawet okładki podręczników do historii i polskiego.

Czytaj dalej