
Moje zainteresowanie mechanizmami wykluczenia ma początek w moim własnym doświadczeniu bycia obcą. Inność jest trudna, budzi lęk, ale wierzę, że da się ją oswoić – z artystką Pamelą Bożek rozmawiała Aleksandra Lipczak
Aleksandra Lipczak: O kim mowa w tytule tkaniny „Wasze Rzeczy”, którą stworzyłaś razem z uchodźczyniami? Czyje to są rzeczy?
Pamela Bożek: Zaczęło się od zbiórki odzieży dla mieszkańców i mieszkanek Ośrodka dla Cudzoziemców w Łukowie na Lubelszczyźnie. Zbiórka w Spółdzielni Ogniwo w Krakowie miała trwać od poniedziałku do piątku. Martwiłam się, że to za krótko, że nic nie zbierzemy. Ale już w środę okazało się, że ubrań jest za dużo i że musimy zamknąć zbiórkę. To nic nie dało, bo ludzie i tak zostawiali worki pod drzwiami spółdzielni.
Rzeczy było za dużo, by mogły się przydać. Częściowo zostały rozdane, a te, których nikt nie chciał, trafiły na warsztaty krawieckie, które prowadziłam dla mieszkanek ośrodka. W większości są to Czeczenki, choć są też panie z Tadżykistanu, Dagestanu i Inguszetii, a także pojedyncze osoby z Ukrainy, Białorusi i Kurdystanu.
Z ubrań powstała tkanina wielkości 20 metrów na półtora. To są ciuchy, a właściwie ich fragmenty, naszyte na białą tkaninę flagową.
Flagową?
Tak się nazywa materiał, z którego szyje się polskie flagi, można go kupić w Internecie.
Chodziło ci o krytykę mechanizmów pomocy? O to, że ludzie pozbywają się ubrań niezbyt dobrej jakości pod pozorem działań charytatywnych?
Rzeczy, które zebraliśmy, nie zmieściły się do dwóch samochodów, których właścicielki zgodziły się wcześniej przewieźć je na własny koszt do ośrodka. Żeby zapłacić za transport ciężarowy, trzeba było zorganizować osobny kiermasz, który zrobiła u siebie krakowska restauracja Mezzalians. Żeby dary serca mogły trafić na miejsce, trzeba było więc wygenerować inne dary i kolejne środki.
W akcję pomocy wkradło się coś perwersyjnego?
Nawet bardzo. W ogłoszeniu o zbiórce było wyraźnie napisane, że chodzi o letnią odzież, ale i tak dostałam milion pytań o to, czy można też oddać zimowe buty, pościel albo maskotki. Odpowiadałam, że nie, ale te rzeczy i tak się tam znalazły. Było też dużo znoszonych ubrań. Takich, których szkoda wyrzucić, bo niby są jeszcze dobre, ale sama byś już ich nie włożyła.
Chociaż oczywiście zebraliśmy też dużo pięknych rzeczy i osoby z ośrodka miały w czym wybierać. To było potrzebne wsparcie i dobrze, że zbiórka doszła do skutku. Tylko że potem zostało właśnie to: nadmiar.
Wiele ubrań było też niedostosowanych kulturowo: spódniczki mini, prześwity, dekolty, czyli coś, czego raczej nie włożą na siebie muzułmanki. Albo garnitury. Wiem, że od czasu do czasu nawet w ośrodku dla cudzoziemców trafia się okazja, żeby elegancko się