Takie lato Takie lato
i
Okładka z archiwum, nr 534/1955 r.
Doznania

Takie lato

Historia z okładki
Ida Świerkocka
Czyta się 5 minut

Kto rządzi w pierwszym lipcowym „Przekroju” z roku 1955? Oczywiście młodzi. Już zaraz przedefilują też ulicami Warszawy, przynosząc ze sobą trzeszczące dźwięki jazzu, modę na egzystencjalizm i nadzieję na zmianę.

Zatem młodzi. Młodzi i pies Fafik. Czworonożny ulubieniec całej Polski przenosi się nagle z krakowskiej redakcji „Przekroju” prosto na upalne ulice Warszawy. Tak to przynajmniej widzi Agnieszka Osiecka, która w ten sposób pisze o Światowym Festiwalu Młodzieży i Studentów w Szpetnych czterdziestoletnich: „Oto nie ma już, na dobre, takich haseł jak »Wróg podsuwa ci coca-colę«. Zapodział się gdzieś Wuj Sam. Zamiast »Łańcuchowego Psa Imperializmu« mamy Psa Fafika. […] Może to brzmi ciut niepoważnie, że miast gromadzić fakty, gromadzę całe zastępy kolorowego ptactwa i psów Fafików, ale taki już człowiek jest. Zamiast napisać solidną księgę zaczynającą się od słów: »Widmo czegoś innego krąży po Europie«… człowiek zabiera się do rozbiórki nużącego go świata rękami, za przeproszeniem, swoich psów i ptaków”.

A w sercu ciągle maj

Znakomita artystka Maja Berezowska świetnie wykorzystuje okazję i w przede­dniu festiwalu umieszcza na okładce lipcowego „Przekroju” (nr 534/1955 r.) młodych ludzi podczas pikniku, czyli jak się wtedy mówiło – zupełnie zapominając o semantycznych związkach z majem – majówki. „»Na majową wycieczkę!« śpiewaj ze mną i mrucz. Zostaw suszkę i teczkę, zamknij biurko na klucz” – radzi wszystkim spragnionym odpoczynku i słońca Konstanty Ildefons Gałczyński. Berezowska jednak, jak na rysowniczkę przystało, teczki nie zamyka i swoją słynną lekką, ekspresyjną kreską oddaje każdy detal tego zwykłego, choć przecież niezwykłego, spotkania. Sielanka trwa w najlepsze. Cóż, w końcu już nigdy nie będzie takiego lata.

Okładka z archiwum, nr 534/1955 r.
Okładka z archiwum, nr 534/1955 r.

Lata, które okazało się przełomem. Stalin nie żyje już od 1953 r. i choć Bierut nadal jest u władzy, wolność (nikt nie wie jeszcze, że tylko chwilowa) unosi się w powietrzu. Na fali zbliżającej się odwilży Maja Berezowska, nazywana przez niektórych „twórczynią polskiego porno”, po latach pozostawania na marginesie wreszcie zaczyna być drukowana – przed majówkowym numerem „Przekroju” jej rysunki ukazują się m.in. w „Szpilkach”. Ponadto w tym okresie Mai udaje się ­zilustrować książki klasyków i klasyczek, takich jak Rej, Kochanowski czy Samozwaniec. Największym zainteresowaniem cieszą się – co zrozumiałe – słynne Piórka Jana Sztaudyngera („Rozbierz się, blago, Prawda jest nagą”), które w 1956 r. uzupełnia seria pocztówek, początkowo nieautoryzowanych zresztą przez autora tekstu. Ludzie więc listy piszą – zwykłe, polecone – a na kartkach na przykład pozdrowienia w stylu: „U ciebie, miły, właś­nie głowa. To pięta jest achillesowa”.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Młodość dla wszystkich

Pod pretekstem odwilży, wakacji i zbliżającego się festiwalu Maja umieszcza na okładce tygodnika tak uwielbianą przez siebie młodzież. Młodość to zresztą jedna z największych pasji artystki. I nie chodzi wyłącznie o sztukę. Jak wielu największych tych czasów Berezowska podchodzi bowiem nad wyraz elastycznie do daty swojego urodzenia, choć elastyczność ta działa oczywiście tylko w jedną stronę. Skutkuje to tym, że na jej nagrobku pojawia się jedynie data śmierci. Oraz amorek – rzecz jasna nagi, za to z trąbką.

Jak pisze Małgorzata Czyńska w książce Berezowska. Nagość dla wszystkich, Maję zachwyca najbardziej powojenna młodzież. „Zauważała, że ludzie są coraz piękniejsi, wyżsi, lepiej zbudowani. Miała nadzieję, że za tym pięknem ciała pójdzie piękno ducha. Oczywiście u Berezowskiej najważniejsze są przyjemności doczesne i rozkosz zmysłów”. Ale o pełnej – tak uwielbianej przez artystkę – roznegliżowanej rozkoszy na okładce „Przekroju” nie może być mowy.

A więc Maja i majówka. Tym razem jednak Maja ubrana, a nie naga (Goya na pewno by jej to wybaczył). I choć mogłoby się wydawać, że Berezowska niczego się nie boi – bo czego w latach powojennych miałaby obawiać się twórczyni, która w 1930 r. zilustrowała Dekameron Boccaccia, a kilka lat później rysowała wizerunki „słodkiego Adolfa” w erotycznych konfiguracjach do modnego paryskiego magazynu „Ici Paris” – to do tak hołubionej przez nią nagości cenzor na pewno by wtedy nie dopuścił, a już zwłaszcza na okładce. Ale Berezowska słynie z tego, że zawsze jest o krok przed swoimi czasami. Chociaż kto wie, może jest wręcz przeciwnie, na pewno bliżej jej bowiem do innych odważnych „majówkowych obrazków”: Śniadania na trawie Maneta czy Koncertu wiejskiego Tycjana niż do epoki cenzury Instagrama.

O ile jednak nagość została w czasach wczesnego PRL-u przez cenzurę co najwyżej „ubrana”, o tyle Hitler o swoich karykaturach już nie zapomniał. Gdy w 1942 r. ukrywająca się artystka wróciła do Warszawy, trafiła w ręce gestapo i po krótkim pobycie na Pawiaku została – transportem majowym – wywieziona do Ravensbrück. Jednak nawet w obozie Berezowska nie przestała być sobą, wręcz przeciwnie: również tam, w przedostatnim kręgu piekła, oddawała się sztuce. Z silnym przekonaniem, że wszystko jakoś się ułoży, zaczęła malować koleżanki więźniarki, jakby były najpiękniejszymi kobietami świata. Zresztą kto wie, czy tak nie było.

Sprytna, rezolutna Maja

Ale co ma zrobić rysowniczka, którą w okresie powojennym hamują cenzura i socjalistyczna moralność? Musi, policzmy, o jakieś 180 stopni zmodyfikować swój znak rozpoznawczy i zamiast na nagości ciała skupić uwagę na jego opakowaniu, czyli stroju. Agnieszka Osiecka w roku festiwalu zachwyca się kolegą, który „wygląda rzeczywiście jak model Mai Berezowskiej” (choć może chodzić nie tylko o strój, lecz także o kolegę), a biografka artystki Małgorzata Czyńska kilka dekad później pisze, że „rysunki Mai mog­łyby posłużyć za żurnal od lat pięćdziesiątych do siedemdziesiątych XX wieku”. Panie na lipcowej okładce tygodnika mają więc na sobie modne rozkloszowane sukienki w drobne wzorki i sandały na płaskiej podeszwie. Towarzyszący im mężczyźni, w szortach i koszulach z krótkim rękawem, nawet dziś prezentują się na wskroś nowocześnie. Trudno też nie zwrócić uwagi na stylowy koszyk z modną zastawą – ten akurat na pewno spodobałby się na Instagramie. Tak jak wiszący na szyi młodzieńca aparat – dla porządku przypominamy: proszę Państwa, to nie kadr z Antonioniego, to „Przekrój” Anno Domini 1955.

Jednak nie oceniajmy numeru tylko po okładce, bo w środku jest przecież równie przyjemnie. Obok relacji z wizyty w Polsce premiera Indii, Nehru, i opisu wieczoru poetyckiego Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego sporo o zbliżającym się festiwalu. Odrobina mody (są i sandały!) oraz specjalne festiwalowe znaczki. Zygmunt Chychła nadaje z ringu, a Lucynka i Paulinka – nareszcie – z plaży. Zaraz potem wśród wielu mądrości ukryła się ta iście wakacyjna: „Piękny, pogodny dzień jest zachęcający, ale nie zachęca do pracy. Raczej do lenistwa”. I tego Państwu w te wakacje życzymy, niezależnie od wieku.

Czytaj również:

Mróz na wiosnę Mróz na wiosnę
i
Okładka z archiwum, nr 2282/1989 r.
Opowieści

Mróz na wiosnę

Historia z okładki
Ida Świerkocka

Cóż tam, panie, w „Przekroju”? Każdy dzień to coś nowego, ale jedno się nie zmienia: koty trzymają się mocno.

Daniel Mróz zwykł wręcz mawiać, że „kot łagodzi obyczaje”, a jako że sam nie zawsze był łagodny, to jeden kot mu nie wystarczał. W jego krakowskim mieszkaniu zazwyczaj było ich kilka (redaktor Mieczysław Czuma wyliczył, że przez dom Mrozów przewinęło się 21 t­ych czworonogów). Nie licząc oczywiście czekających na niego codziennie na podwórku na tyłach redakcji „Przekroju”. „O, Mróz nadchodzi – mówił któryś z redaktorów, wyglądając przez okno. – Koty już na posterunku”. Artysta wręczał każdemu po rybie i dopiero wówczas z poczuciem spełnionego obowiązku szedł do pracy. Koty rysował już na początku lat 50., kiedy nikt w „Przekroju” o żadnych „kociakach” jeszcze nie słyszał, a internauci nie wymieniali się zdjęciami ani filmikami z kotami (może dlatego, że Internet wtedy nie istniał). Jeden z rysunków z serii zwanej przez samego Mroza Kocie sprawy znalazł się na okładce numeru z 5 marca 1989 r. (a całkiem niedawno – na naszych, „Przekrojowych” puzzlach). Według córki grafika, Łucji Mróz-Raynoch, powstał ponad trzy dekady wcześniej, nie wiadomo więc, czy motyw kotki na gorącym (umownie w przypadku marcowego Krakowa) blaszanym dachu zainspirował amerykańskiego dramaturga Tennessee Williamsa, czy jednak było dokładnie odwrotnie.

Czytaj dalej