tego dnia zrozumiałem wszystko tego dnia zrozumiałem wszystko
i
Zygmunt Waliszewski, „Martwa natura”, 1925, domena publiczna via Cyfrowe Muzeum Narodowe w Warszawie
Doznania

tego dnia zrozumiałem wszystko

Piotr Maur
Czyta się 3 minuty

***

tego dnia zrozumiałem wszystko. stałem
nad skorupami rozbitej wazy i płakałem.
matka się gniewała. nie chciała patrzeć,
jak niezdarnie usiłowałem zebrać je w całość,
by jakimś cudem znów uformować z nich to,
co miało dla niej taką wagę. ojciec mnie
pocieszał. pozmiatał skorupy i ze słowami:
„nie płacz. nie ma po co. co się stało, to
już się nie odstanie” wyrzucił je do śmieci.
wygrzebałem je potem stamtąd. te słowa.
posklejałem i w jednej chwili pojąłem wszystko
– nic się nigdy nie staje. wszystko odstaje się.
 


Komentarz autora:
Wiersz powstał na marginesie innego wiersza, którego do tej pory nie ukończyłem. Ten właściwy utwór dotyczył wydarzenia z dzieciństwa, które teraz utraciło już dla mnie swoją wagę, ale przez długie lata było dość ważne. Miałem siedem lat i po kilkumiesięcznym pobycie we Włoszech wróciłem do Polski. Był szary jesienny poranek w szarym komunistycznym kraju, a ja wysiadłem zaspany z taksówki i ujrzałem swój dom. Wydał mi się paskudny – nieładny, odrapany, brudny. Pod powiekami wciąż miałem widoki śródziemnomorskich krajobrazów, wspaniałej architektury, świata pełnego gwaru i kolorów. W moich nozdrzach cały czas tkwił zapach włoskich potraw, na podniebieniu czułem ich smak. Bolesne doznanie. Zanim uzmysłowiłem sobie, że przecież wystarczy zamknąć oczy, aby właściwe barwy weszły na właściwe miejsca, i że same miejsca czy budynki nic nie znaczą, że najważniejsi są bliscy ludzie, zanim poukładałem to sobie jakoś w głowie, przez długie lata odczuwałem przygnębienie. Pracując nad wierszem, którego ostatecznie nie ukończyłem, przypomniałem sobie o prezencie, który przywieźliśmy mamie z Włoch – była to owa kolorowa waza.

Wiersz pochodzi z tomu 28 i 5, wyd. Flow Studio, Kraków 2002.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

***

Wiersz do cyklu „Wierszówka” wybrał krytyk literacki i poeta Marcin Orliński.

Czytaj również:

Nieczytwór Nieczytwór
i
ilustracja: Daniel Mróz; kolaż, archiwum „Przekroju” nr 483/1954
Rozmaitości

Nieczytwór

Marcin Orliński

Przeczytać wszystkie książki, które by się chciało? Marzenie! O tym, jak sobie radzić z dyskomfortem, który zna chyba każdy książkofil, mówi nowy gatunek literacki.

Echo głucho milczy, gdy w przepastne przestrzenie Internetu i bibliotek desperacko krzyczę: „Czy brytyjski poeta Justin Richardson (1900–1975) w ogóle istniał?”. Brak jakichkolwiek informacji na jego temat. Albo był więc kompletnie nieznanym autorem jednego wiersza, albo ktoś wymyślił to nazwisko wraz z okrągłymi datami urodzin i śmierci. Fikcyjne personalia to rzecz w literaturze powszechna. Niektórzy autorzy wymyślają sobie pseudonimy brzmiące jak prawdziwe nazwiska, a inni – zupełnie nieprawdopodobne. Aleksandra Głowackiego znamy tylko jako Bolesława Prusa, a Konstantemu Ildefonsowi Gałczyńskiemu zdarzało się podpisywać na wiele sposobów: Mieczysław Zenon Trzciński, Il de Fons czy Karakuliambro. Ale do rzeczy (i zarazem od rzeczy!). Jedyny znaleziony przeze mnie utworek Richardsona to Take Heart, Illiterates (Odwagi, analfabeci). Stanisław Barańczak złagodził i rozbudował ten tytuł: Nie przejmować się brakiem oczytania w literaturze współczesnej!, a sam wiersz przełożył tak: „Długo mi serce żarła tajemna zgryzota: / »Nie czytałem Audena i T.S. Eliota!« / Lecz myśl ta pogodniejszy ma od paru chwil ton: / »Nie czytali ich również W. Szekspir i Milton!«”. Ramy gatunku: trzynastozgłoskowiec, cztery wersy, układ rymów: aabb. Oto kilka propozycji autorskich.

Czytaj dalej