To wszystko wina ludzi To wszystko wina ludzi
i
zdjęcie: Julia M Cameron/Pexels
Przemyślenia

To wszystko wina ludzi

Berenika Steinberg
Czyta się 6 minut

Rozmowę z Marianną (lat 9) o koronawirusie i kwarantannie przeprowadziła Berenika Steinberg

Berenika Steinberg: Musiałaś odbyć dwutygodniową kwarantannę, bo epidemia cię zastała, kiedy byłaś z mamą, ciocią i starszym bratem na wycieczce w Edynburgu. Jak się poczułaś, kiedy się o tym dowiedziałaś?

Marianna: Najpierw poczułam takie nieprzyjemne uczucie, że będę musiała w małym mieszkaniu cioci Hani spędzić tyle czasu z bratem. Ale potem jednak się ucieszyłam, że będziemy wszyscy razem. A kiedy już byliśmy na tej kwarantannie, to najgorsze uczucie było, jak mój tata przywoził nam słodycze i zawsze kupował to, czego my nie lubimy. Na przykład czekoladę, która ma niemiły posmak – z nadzieniem alkoholowym. Ja miałam ochotę na lody, no ale wiadomo – tego nie mógł przywieźć, bo zakupy robił u nas w Sulejówku i zanim by dowiózł do cioci do Warszawy, to by się rozpuściły.

A potem wróciliście do d

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Bawcie się! Bawcie się!
i
rysunek z archiwum nr 644/1957 r.
Wiedza i niewiedza

Bawcie się!

Agnieszka Fiedorowicz

Nawet jeśli wasze mózgi już jakiś czas temu przeżyły okres wielkiego wymierania synaps (czyli jesteście dorośli), nie lekceważcie zabawy. Dzięki niej dzieci uczą się życia, a starsi… Sprawdźcie sami.

Po nowo zakupionym żółtym fotelu zostało ogromne pudło. Ledwo się obejrzałam, a dzieci już przepychały je przez drzwi swojego pokoju. Najpierw przez pół dnia radziły, co z nim zrobić. Rysowały pomysły na kartkach, spierały się. Potem w ruch poszły farby, krepina, kleje i nożyczki. Ni stąd, ni zowąd staliśmy się posiadaczami niewielkiej stacji kosmicznej, w której nasze pociechy przygotowywały się do podboju Marsa. Potem pudło było stajnią dla koni. I nieco kanciastą Gwiazdą Śmierci – od premiery ostatniej części Star Wars. Po licznych przeróbkach karton nie wytrzymał, jedna ze ścian zgniła. Dzieci trochę protestowały, ale w końcu pozwoliły wynieść resztki na śmietnik. Żadna z licznie nabytych przez dziadków, przyjaciół czy nas samych zabawek nie absorbowała ich tak długo i tak skutecznie.

Czytaj dalej