Rozmowę z Marianną (lat 9) o koronawirusie i kwarantannie przeprowadziła Berenika Steinberg
Berenika Steinberg: Musiałaś odbyć dwutygodniową kwarantannę, bo epidemia cię zastała, kiedy byłaś z mamą, ciocią i starszym bratem na wycieczce w Edynburgu. Jak się poczułaś, kiedy się o tym dowiedziałaś?
Marianna: Najpierw poczułam takie nieprzyjemne uczucie, że będę musiała w małym mieszkaniu cioci Hani spędzić tyle czasu z bratem. Ale potem jednak się ucieszyłam, że będziemy wszyscy razem. A kiedy już byliśmy na tej kwarantannie, to najgorsze uczucie było, jak mój tata przywoził nam słodycze i zawsze kupował to, czego my nie lubimy. Na przykład czekoladę, która ma niemiły posmak – z nadzieniem alkoholowym. Ja miałam ochotę na lody, no ale wiadomo – tego nie mógł przywieźć, bo zakupy robił u nas w Sulejówku i zanim by dowiózł do cioci do Warszawy, to by się rozpuściły.
A potem wróciliście do domu, do Sulejówka.
Tak, teraz jesteśmy wszyscy razem: babcia, prababcia, zwierzęta, mój brat Stasiek, tata, ciocia Hania, ja i mama. Więc nie nudzi mi się, bo ma się co dziać. Na przykład Stasiek zrobi coś głupiego i wtedy ciocia zaczyna do niego mówić i mówić, a potem dołącza mama, potem babcia coś powie, żeby być w centrum uwagi. A na końcu jak się wszyscy uspokoją i ktoś chce iść do toalety, to okazuje się, że akurat w tym najważniejszym momencie w toalecie siedzi prababcia. Więc generalnie dużo się dzieje i jest wesoło.
A co głupiego robi Stasiek, że ciocia się tak denerwuje?
Na przykład, chce wysłać pracę domową na ostatnią chwilę. Ciocia mówi, żeby lepiej zrobił to od razu, żeby pani miała więcej czasu na sprawdzenie. Mój brat wtedy mówi: „nieeee, wyślę w poniedziałek, teraz mi się nie chce robić tego WF-u!”
WF-u??
Pani wysyła mu pracę domową z WF-u, że na przykład ma zrobić 100 brzuszków w czterech seriach. Więc Stasiek robi po prostu jednego brzuszka, ciocia mu robi przy tym zdjęcie i wysyła pani, a potem on robi resztę. Myślę, że wiele osób zrobi tylko to zdjęcie i koniec WF-u!
A twój WF jak wygląda?
Na przykład pani zadała nam kozłowanie piłką. To było jeszcze na kwarantannie w Warszawie. I ciocia się wtedy zirytowała, w sumie to nawet wkurzyła się na panią. „Coooo? – powiedziała – jak kozłować piłką w małym mieszkaniu w bloku?” Przecież piłka lata i wszystko obija. I jeszcze sąsiedzi z dołu słyszą takie: bum, bum, bum – jakby ktoś skakał.
I też musiałaś wysłać pani zdjęcia?
Tak – jak kozłuję i jak skaczę przez przeszkody z utrzymaniem bezpieczeństwa. Więc skakałam przez opakowania do jajek, a ciocia mi robiła zdjęcia. Śmiesznie było, jak Stasiek miał WF i robił te swoje brzuszki. Najpierw dołączała ciocia, potem mama, a na końcu ja. I on już nie miał miejsca, żeby dokończyć swoje ćwiczenia.
Brakuje ci kolegów i koleżanek?
Nie. W klasie mam tylko jedną koleżankę, która jest miła. Inne obgadują, robią niemiłe rzeczy. Już od zerówki takie są, więc się przyzwyczaiłam.
A widzisz klasę na ekranie komputera w czasie lekcji?
Nie, naszej pani nie chce się robić jakichś specjalnych rozmów. Wysyła nam tylko prace domowe na Librusa, my sobie to codziennie sprawdzamy, robimy i wysyłamy pani. Tata jest w pracy, mama szyje, więc najczęściej robię to z ciocią Hanią.
I jak wam idzie?
Myślę, że fajnie. No bo pani więcej zadaje, ale w domu się generalnie szybciej robi niż w szkole. Nasza pani nie umie tego wytłumaczyć tak jak ciocia.
A pamiętasz moment, kiedy po raz pierwszy usłyszałaś o koronawirusie?
Na początku byłam taka… zniesmaczona. Jakoś tego nie czułam. Może trochę się bałam, ale koronawirus był jeszcze tylko w Chinach, więc wstukałam sobie w Googla: „Chiny, jak daleko są od Polski”. Uznałam, że jeśli to tak daleko, może do nas nie dojdzie. Wtedy jeszcze chodziliśmy do szkoły, więc tam wszyscy sobie żartowali. Bo mamy takiego Stefana, który ma na nazwisko Korona i jeden Michał ciągle mówił, że jeśli dotkniemy Stefana Korony, to będziemy zakażeni. I wtedy pani się wkurzyła i powiedziała, że jak dotkniemy na globusie Chin, to będziemy zakażeni. Wszyscy sobie żartowali i ona też chciała.
A ten kolega Stefan Korona śmiał się z żartów Michała?
Nie. Generalnie Stefan Korona lubi dokuczać innym, ale jeśli spadnie na niego, to wtedy nie jest zadowolony.
Pani kazała wam myć ręce?
Tak. Taka jedna Ania przynosiła wielką butelkę z alkoholem do dezynfekcji, a pani ją od niej ciągle brała, że niby chce coś sprawdzić i wylewała pół opakowania – na ręce, na swoje biurko. I tak codziennie. Więc w całej klasie śmierdziało tym alkoholem.
W Sulejówku nosicie maseczki?
Tak. Tylko w lesie nie, bo tam nikogo nie ma.
Chodzisz czasem do sklepu?
Na zakupy dziewczyny jeżdżą same. Ale dzisiaj musiałam pojechać do dentysty do Warszawy i potem poszłyśmy do Sadyba Best Mall!
Jak było?
Weszłyśmy, maseczka, spocony nos. Jakby wodospad potu mi leciał! Starałam się niczego nie dotykać. Trzymałam siatki, żeby mnie nawet nie korciło. Tylko jedną rzecz dotknęłam w Smyku, żeby znaleźć swoją wymarzoną – enchantimalsa. To taka laleczka ze zwierzakiem, mam już trzy.
I znalazłaś?
Tak. I ciocia mi kupiła!
A rodzice cię straszyli koronawirusem?
Nie, nasza pani nas straszyła, rodzice już nie musieli.
Co mówiła?
Jeśli nie będziecie myć rąk, to będziecie zarażeni i pozarażacie całą szkołę. Albo straszyła naszego kolegę, takiego Mikołaja. Bo on miał uczulenie. Mieszka w lesie, a tam, wiadomo, rośnie dużo rzeczy, które mogą uczulać. Więc on ciągle kichał. I pani mu mówiła: „Mikołaj! Jak nie przestaniesz kichać, to powiem twoim rodzicom, żeby coś z tobą zrobili, bo możesz być zakażony! Za każdym razem jak kichniesz, masz myć ręce przez 30 sekund!”. I on ciągle podchodził do umywalki i mył te ręce, więc po dwóch dniach skończyło się w klasie mydło. Powiedziała mu jeszcze, że jak następnego dnia przyjdzie do szkoły, to ona zadzwoni do jego rodziców.
I co się stało?
Jego rodzice się wkurzyli i Mikołaj przyszedł do szkoły. Jak pani go zobaczyła, to zaczęła krzyczeć: „Miałeś nie przychodzić, bo jesteś zakażony koronawirusem!”. I chciała mu wlepić uwagę, że się nie słucha nauczyciela. Wtedy on się rozpłakał, bo przecież już jej tłumaczył, że jest tylko uczulony. Wpuściła go na lekcje, ale tak nas poprzesadzała, żeby pierwszy rząd przed nią był pusty. A Mikołaja przesadziła może nie na ostatnią ławkę, bo był za niski, ale tak ze trzy metry od siebie.
A wy się baliście, że możecie się od niego zarazić?
Nie. Generalnie nasza klasa nie jest jeszcze na tyle nierozsądna, żeby myśleć, że Mikołaj był zakażony. Przecież wszyscy wiemy, gdzie on mieszka.
A miałaś w ogóle coś takiego, że się przestraszyłaś tego koronawirusa?
Generalnie bywają takie momenty. Zawsze, jak wieczorem słyszę w Faktach, ile jest zakażonych i ile umarło, to staram się zatykać uszy i na to nie patrzeć. Bo wtedy zaczyna mi się robić przykro, że tyle rodzin straciło przez to swoich członków. Dlatego staram się nie myśleć o tym, ile osób zginęło, tylko ilu jest ozdrowieńców.
A boisz się, że ktoś z twoich bliskich może umrzeć?
Tak. Kiedy w telewizji ciągle mówią, że teraz się uspokaja, ale za jakiś czas będzie takie „bum!”. Wtedy zaczynam myśleć, że jednak ktoś z mojej rodziny może umrzeć.
Jak się wtedy czujesz?
Tak jakby kłuje mnie w sercu, myślę o tym i chce mi się płakać.
A rozmawiasz o tym z ciocią albo rodzicami?
Wydaje mi się, że kiedyś im to powiedziałam. Ale później już przestałam. Raz wystarczy, nie będę im o tym przypominać. Jak się boję, to idę się pobawić moimi enchantimalsami. I wtedy o tym zapominam.
Jak myślisz, kiedy to wszystko się skończy?
Jeszcze nie w tym roku. Może się na chwilę uspokoi, ale przed wakacjami na pewno nie wrócę do szkoły. Bo wiesz, pani będzie się bała, więc pewnie namówi dyrektora, żeby jeszcze nie otwierał szkoły. Więc ja się cieszę.
A czy masz jakąś ogólną refleksję na temat epidemii? Czyja to może być wina?
Generalnie ludzi. Ja uważam, że ten koronawirus powstał przez to, że ludzie nie segregują śmieci i matka natura postawiła rękę na stole i powiedziała: „Teraz będzie tak. A jeśli to posprzątacie i zaczniecie dbać o kulę ziemską, to może wtedy zdejmę tę rękę ze stołu”.