– Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje nam! Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje nam! Jeszcze raz, jeszcze raz, niech żyje, żyje nam! Nieeech żyyyje naaam! – śpiewaliśmy.
– A kto?
– No właśnie, kto? – spojrzeliśmy po sobie. – Nie wiemy.
Zapadła cisza. Ktoś wreszcie wpadł na pomysł:
– Może na torcie jest napisane?
Rzeczywiście był tam mały napis na kawałku czekolady: „Cukiernia Piekarski”.
– Czy jest tu pani Cukiernia?
Nie było.
– Dziwne. Imię jakby żeńskie, a nazwisko męskie – zauważył ktoś trzeźwo.
– Bo to nie imię i nazwisko, tylko nazwa cukierni – zauważył ktoś jeszcze trzeźwiej.
– Rzeczywiście. Ale trudno, i tak nie ma tu takiej osoby.
– Słuchajcie! Może zrobimy tak: policzymy świeczki i sprawdzimy, kto z nas ma tyle lat. To będą jego urodziny.
Doskonały plan! Policzyliśmy i wyszło 120.
Tak leciwej osoby nie mieliśmy w naszym gronie.
– A my śpiewaliśmy jej: Sto lat… Trochę głupio. Pewnie od 20 lat nie żyje.
– Szkoda! Gdyby się urodziła wtedy, gdy umarła, dziś miałaby 20 lat.
– Taka młoda!
– Co poradzić? Słuchajcie, zdmuchnijmy świeczki, zjedzmy tort i nie smućmy się. W końcu to urodziny!
Tak zrobiliśmy. Tort był pyszny. A kiedy zadzwonił pan Piekarski z pytaniem, czy chcemy taki sam następnego dnia, czy może tort niespodziankę, powiedzieliśmy: „Tort niespodziankę”. A gdy zapytał, ile ma być świeczek, powiedzieliśmy: „Jak najwięcej!”.