Tortury małe i duże Tortury małe i duże
Opowieści

Tortury małe i duże

Tomasz Wiśniewski
Czyta się 2 minuty

Kolejna publikacja kontrowersyjnej językoznawczyni, która porzuciła ograniczające (w jej przekonaniu) życie akademickie, aby jeszcze bardziej zdumiewać i zaciekawiać publiczność swoimi rozprawami. Zresztą postaci profesor Janiny Brolczyk nikomu nie trzeba przedstawiać.

Jej najnowsza książka Malutkie, groźniutkie w całości została poświęcona językowym zdrobnieniom. Składa się z dwóch części. Pierwsza z nich dotyczy wyłącznie zwrotów, których używają dorośli, mówiąc do dzieci.

Wypełniają ją rozmaite znane sformułowania, w szczególności odnoszące się do sytuacji karmienia. Brolczyk rozkłada na czynniki pierwsze konstrukcje pytań w rodzaju: „Chcesz naleśniczka?”, „Może sosiku?”, „Zjesz mięsko?”.

Nieoczekiwanie w drugiej części książki Janina Brolczyk śmiało wkracza na teren teologii i stwierdza, że w ten sam sposób, w jaki dorośli mówią do dzieci – otóż dokładnie w ten sam sposób, zapamiętajmy – mówi się w piekle. Diabeł, nękając potępionych, ma zwracać się do nich, używając obłąkanych bądź przewrotnych hipokorystyków.

Brolczyk, wykorzystując te same przykłady, które podała w części pierwszej swojej książki, pokazuje, na czym polegają wieczne tortury. Podczas infernalnego posiłku dusza grzesznika słyszy: „Czy chcesz naleśniczka?”, po czym wygłodniała rzuca się na podany jej talerz; momentalnie – zdaniem polskiej językoznawczyni – orientuje się, że farszem są gwoździe. Podobna przewrotność charakteryzuje w piekle znane pytanie: „Czy zjesz mięsko?”. Ponoć słudzy diabelscy po jego zadaniu i usłyszeniu odpowiedzi twierdzącej odrąbują nogę grzesznika i na jego oczach smażą ją na patelni.

Trzeba przyznać, że makabryczna strona profesor Janiny Brolczyk znów dała o sobie znać. Niemniej z przejęciem odnotowujemy fakt wydania jej najnowszej publikacji, bo rzecz wyjątkowo daje do myślenia.

Czytaj również:

Cytrynowa rewolucja Cytrynowa rewolucja
Przemyślenia

Cytrynowa rewolucja

Tomasz Wiśniewski

Trzeba przyznać, że nie jesteśmy krajem reformatorów ekonomicznych. Zadowala nas stan aktualny, a przy tym zasadniczo nie interesuje nas to, co przyniesie nowy dzień. Po co oszczędzać? Niech przyszłość płonie, bylebyśmy w tej chwili mieli co jeść i co pić.

W tym kontekście książka doktora Ireneusza Wąsika z Uniwersytetu w Strzelnie jawi się jako dzieło wyjątkowe. Jest to jeden z odważniejszych autorów, jakich czytałem w ostatnim czasie – człowiek niebojący się zwrócić do czytelnika w drugiej osobie liczby pojedynczej, wycelować w niego palcem i skłonić do tego, by na nowo przemyślał swoje życie.

Czytaj dalej