Czy myśl o planowaniu wakacji, pakowaniu, dwóch tygodniach spędzonych na walizkach i udziale w wycieczkach fakultatywnych powoduje, że nawet nie chce ci się wyciągać z szafy walizki i zaczynasz kalkulować, ile rzeczy ominie cię podczas nieobecności w twoich własnych czterech kątach?
Jeśli tak, to być może naszedł czas na tzw. staycation, czyli urlop w miejscu zamieszkania z uwzględnieniem lokalnych atrakcji, podczas którego każdy dzień kończy się noclegiem we własnej sypialni. Brzmi jak wakacje, o których zawsze marzyłeś? Jeśli tak, to może być najlepsze lato w twoim życiu.
1.
Zazwyczaj wygląda to tak: pod koniec marca palec wskazujący coraz bardziej nerwowo klika w myszkę. Środkowy jeszcze szybciej przewija wyniki w przeglądarce. Promocja w Lufthansie, tanie loty do miast, o których wcześniej nikt nie słyszał, zniżka na wylot w środę. Po zakupie biletów na wakacje można wreszcie stworzyć swoją ulubioną listę do odhaczania zatytułowaną „do załatwienia przed wyjazdem”: pożyczyć namiot (pogadać z bratem), wyprać śpiwór, kupić bilety na lotnisko (lot jest z Wiednia), kupić mapy, skompletować apteczkę, zarezerwować pierwszy nocleg po przylocie (kolejne załatwi się na miejscu), sprawdzić szczepienia, kupić przewodnik, zrobić wstępny plan podróży, dokupić kartę do aparatu, co z psem (rodzice?).
Kilka dni przed końcem czerwca wszystkie punkty są wykreślone. W końcu nadchodzi ostatni dzień w pracy przed wylotem. Zaczynam wakacje. Tego samego dnia drzwi od swojego biura zamyka Sebastian,