Urodziny profesora Filutka Urodziny profesora Filutka
i
Profesor Filutek autorstwa Zbigniewa Lengrena, rysunek z archiwum, nr 2484/1993 r.
Doznania

Urodziny profesora Filutka

czyli krótka historia historyjek obrazkowych
Zbigniew Lengren
Czyta się 4 minuty

Chociaż obrazkowe przekazywanie zdarzeń z otaczającej nas rzeczywistości sięga zapewne epoki jaskiniowej, a rysunek długo zastępował pismo (być może w owych czasach synek odrabiający zadanie domowe pytał ojca: „tato, polowanie pisze się przez jednego czy przez dwa jelenie?”), to historyjka obrazkowa w dzisiejszym pojęciu niedługą ma historię.

Opowiastki w obrazach z tekstami pod rysunkami (także wierszowanymi) pojawiły się jeszcze przed pierwszą wojną światową, jednak dopiero po drugiej sięgnęły po nie częściej tygodniki i tanie wydawnictwa broszurowe. U nas w okresie międzywojennym ukazywały się przygody Pata i Patachona (filmowych postaci seryjnej duńskiej komedii), Rinaldo Rinaldiniego i innych bohaterów literatury zwanej brukową. Największą jednak popularność zyskały sobie przygody „Koziołka Matołka” rysowane przez Mariana Walentynowicza z wierszykami Kornela Makuszyńskiego. Były jeszcze w wykonaniu tych autorów przygody małpki Fiki-Miki („Fiki-Miki dalsze dzieje, kto to czyta, ten się śmieje”). Makuszyński użyczył też swego pióra postaci Pana Hilarego, który jednak jakoś kariery nie zrobił i zginął przez kobietę, który to fakt Makuszyński skwitował wierszykiem: Dzięki takiej głupiej flądrze pan Hilary zmarł niemądrze.

Profesor Filutek autorstwa Zbigniewa Lengrena, rysunek z archiwum, nr 2484/1993 r.
Profesor Filutek autorstwa Zbigniewa Lengrena, rysunek z archiwum, nr 2484/1993 r.

Z kolei komiks zbliżony jest kompozycją do nowoczesnej sztuki filmowej, operuje bowiem rozmaitością kadrów: zbliżeniem, szerokim planem, itp. Dźwięk (słowa) znajdują się wewnątrz tych kadrów; są nawet dialogi, oczywiście w formie „dymków”. Zabawne są w komiksach zagranicznych efekty onomatopeiczne: różne „Bhang!” czy „Bhooml”. Komiks przy tym składać się może z dowolnej liczby obrazów (ujęć) tworzących nieraz pokaźny album. Utwory te dzielą się jeszcze na te dla dzieci, dla młodzieży i dla dorosłych, nierzadko dość pikantne. To by tyle było o komiksie. Głębszą analizę zjawiska — bo komiks stał się już zjawiskiem socjologicznym — pozostawiam miłośnikom tego gatunku.

Mnie interesują raczej bliscy mi humoryści uprawiający historyjkę obrazkową. Ten rodzaj żartu rysunkowego różni się od dwu wymienionych przede wszystkim tym, że nie posługuje się słowem, lecz wyłącznie kilkoma obrazkami (od dwu do dziewięciu), a po ostatnim nic dodać, bo to zamknięcie żartu, czyli puenta. Ta zabawa przyjęła się w czasopismach dopiero w okresie międzywojennym i podjęło ją wielu znakomitych humorystów ze Stanów Zjednoczonych, Francji, Niemiec i Anglii, choć pionierem tego gatunku był Szwed, Oscar Jacobsson (1889—1945). Jego bohater zwał się Adamson.

Adamson, rysunek z archiwum, nr 2484/1993 r.
Adamson, rysunek z archiwum, nr 2484/1993 r.

Spotykam się niekiedy z twierdzeniem, że nasz Filutek — to nic nowego, bo jeszcze przed wojną istniał w naszej prasie Agapit Krupka. A był taki, tylko że to właśnie przedrukowany szwedzki Adamson.

Omawiając klasyczne formy historyjki obrazkowej, trudno nie wspomnieć o pokrewnym rodzaju — seryjce beztekstowej z różnymi, a nieraz z wieloma postaciami. Zasłużoną sławą cieszy się francuski rysownik Jean Jacques Sempé— przezabawne są jego scenki z dziećmi. Znakomity jest też inny Francuz, Chaval, zaludniający swe rysunki zabawnie ponurymi postaciami. To tylko dwa przykłady znakomitych twórców tego gatunku; wymienić ich wszystkich nie sposób — nawet w antologiach światowego rysunku humorystycznego pominięto niejednego.

Chaval, rysunek z archiwum, nr 2484/1993 r.
Chaval, rysunek z archiwum, nr 2484/1993 r.

Zapewne klasyczne wzorce historyjki rysunkowej bez tekstu z jedną, główną postacią, np. „Adamson”, miały pewien wpływ na powstanie naszego krakowskiego emeryta — Filutka… Ale i w dziedzinie sztuki nie należy się wstydzić ojców. Są jednak i zasadnicze różnice wyznaczające indywidualność Filutka. Po pierwsze: Filutek występuje w bardzo ograniczonej formie trzech małych obrazków (bardzo rzadko w czterech). Po drugie: ma tylko profil — lewy i prawy, nie pokazuje się nigdy „en face”*, nie ma też ust, bo je kryją wąsy i broda — zresztą na co mu one, skoro nie mówi. Po trzecie: okazał się postacią akceptowaną przez czytelników (raczej oglądaczy) w różnym wieku i z różnych kręgów kulturowych — drukowano go w Niemczech, ZSRR i Chinach (duży zbiór kilkuset seryjek). Ewentualnym zazdrośnikom należałoby wyjaśnić, że „szmalu” z tego nie było, bo zarówno z Rosji, jak z Chin nie otrzymałem ani grosika.

Sempé, rysunek z archiwum, nr 2484/1993 r.
Sempé, rysunek z archiwum, nr 2484/1993 r.

I wreszcie po czwarte: Filutek jest rekordzistą światowym w trwaniu na ostatniej stronie tego samego tygodnika przez lat 45 (słownie: czterdzieści pięć, pierwszy raz ukazał się w numerze datowanym 1—7 lutego 1948).

W lutym roku 1993 mija właśnie 45 lat cierpliwości Drogich Czytelników „Przekroju” i jego Redaktorów.

Wszystkich Wam serdecznie dzięki, i za wyrozumiałość, że czasem mniej to było zabawne, składa Zbigniew Lengren

* Autor sam raczył był już zapomnieć, że jednak przynajmniej raz, przed wielu laty, pokazał Filutka „en face”, o czym przypomniał nam prof. dr hab. S. Scheller (dziękujemy).

Tekst pochodzi z numeru 2484/1993 r. (pisownia oryginalna), a możecie Państwo przeczytać go w naszym cyfrowym archiwum.

 

Profesor Filutek i piesek Filuś narysowani przez Zbigniewa Lengrena, rysunek z archiwum, nr 2484/1993 r.
Profesor Filutek i piesek Filuś narysowani przez Zbigniewa Lengrena, rysunek z archiwum, nr 2484/1993 r.

 

Czytaj również:

Trudne żarty (nr 299/1961 r.) Trudne żarty (nr 299/1961 r.)
i
ilustracja z archiwum
Rozmaitości

Trudne żarty (nr 299/1961 r.)

Zagadka z archiwum
Zbigniew Lengren

Zabawność żartu rysunkowego bez podpisu nie zawsze jest oczywista. Czasem żart taki wymaga, tak jak rebus, pewnego namysłu. Przy niektórych, zbyt trudnych żartach jest niebezpieczeństwo, że żart pozostanie nieodgadnięty. W tym jednak wypadku autor wyjaśnia jak rozumie komizm zamieszczonych tu rysunków. Proponujemy Czytelnikom, by naprzód sami postarali się odpowiedzieć na pytania postawione pod rysunkami, a potem porównali własną interpretację istoty żartu z interpretacją rysownika, Zbigniewa Lengrena.

Czytaj dalej