
Jan Błaszczak: Czy pamiętasz wybuch reaktora w Czarnobylu?
Hildur Guðnadóttir: Bardzo mgliście. Mieszkałam wtedy z rodzicami w Amsterdamie i oczywiście nie rozumiałam tego, co się stało, ale pamiętam, że wokół wiele się o tym mówiło. Muszę przyznać, że o wielu kwestiach związanych z tą katastrofą dowiedziałam się dopiero, pracując przy serialu. Pomijając wszystko inne, komponowanie ścieżki dźwiękowej do Czarnobyla było zajmującą lekcją.
Ten proces miał też wymiar praktyczny, kiedy wybrałaś się na Litwę do zamkniętej Ignalińskiej Elektrowni Jądrowej. Punktem wyjścia dla twojej ścieżki dźwiękowej są bowiem zrealizowane tam nagrania. Skąd pomysł, aby to właśnie na nich oprzeć cały soundtrack?
Czarnobyl bazuje na wydarzeniach, które są nie tylko prawdziwe, ale też miały ogromny wpływ na życie wielu żyjących wciąż osób. Całej ekipie bardzo więc zależało, aby ten serial był jak najbardziej wiarygodny. Stąd mój pomysł, aby punktem wyjścia dla skomponowanej przeze mnie muzyki były dźwięki, które pochodzą z elektrowni. Chciałam uchwycić brzmienie radioaktywności – to, jak ona oddziałuje