Uśmiech nie tylko Mony Lizy Uśmiech nie tylko Mony Lizy
i
Judith Leyster, "Autoportret", ok. 1630 r., National Gallery of Art w Waszyngtonie
Opowieści

Uśmiech nie tylko Mony Lizy

Anna Arno
Czyta się 12 minut

Pojawiał się w sztuce powoli, nieśmiało. Długo budził podejrzenia. Ale w końcu rozkwitł i zaczął rozpromieniać portrety oraz rzeźby. Spójrzcie w oczy roześmianych!

W 1998 r. historyk sztuki Angus Trumble został zaproszony na konferencję stomatologów i chirurgów szczękowych. Lekarze byli ciekawi, jak w malarstwie portretowym zmieniały się kanony „pięknej twarzy”. Naukowiec wywiązał się z zadania, zwracając szczególną uwagę na przedstawienia ust. Przy okazji sam zrozumiał, jak trudno narysować zęby, żeby nie wyszła naga czaszka albo okrutna karykatura. Przypomniał również, że w dawnych wiekach mało kto mógł się pochwalić kompletnym garniturem białych zębów. Jak zauważył Trumble, z otwartymi ustami i odsłoniętymi zębami pokazywane są zwykle postacie charakterystyczne: lubieżni starcy, skąpcy, pijacy, szaleńcy, potwory bądź osoby przeżywające religijną ekstazę. Najgorsze, wybrakowane uzębienie eksponują w szyderczym uśmiechu prześladowcy Chrystusa. Do XVII w. w zachodnioeuropejskiej kulturze mocno zakorzenione było przekonanie, że szeroko śmieją się dzieci, pijacy i głupcy. W rozprawie o zasadach wychowania z 1703 r. Jean-Baptiste de La Salle stwierdzał: „[…] niektórzy unoszą górną wargę tak wysoko, że pokazują przy tym zęby. Jest to całkowicie sprzeczne z decorum, które nie pozwala ich odsłaniać, bowiem natura wyposażyła nas w wargi, żeby je przykrywały”.

Stomatologów mogła zaskoczyć wiadomość, że przez wieki szeroki uśmiech wcale nie był w modzie, a pozującym do portretów nie kazano mówić „cheese”. Jak uważa malarka, panna La Creevy, bohaterka powieści Życie i przygody Nicholasa Nickleby Dickensa, modelom trudno dogodzić. Jedni sądzą, że powaga ich postarza, innych denerwuje frywolny wyraz twarzy. Jak poucza młoda artystka,

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Nasza klasa Nasza klasa
i
Rafael Santi, „Szkoła ateńska”, Pałac Apostolski w Watykanie (domena publiczna)
Opowieści

Nasza klasa

Maciej Kaczyński

Szkolny fotograf pewnie upozowałby uczniów inaczej, w dwóch rzędach, według wzrostu, ale artysta miał inną wizję. Ileż to ustawienie niesie treści! Od razu wiadomo, kto jest kim.

Jaki warunek musi spełnić dzieło sztuki, aby zostało uznane za genialne? Przede wszystkim musi być ponadczasowe. Ponad setkami lat powinno wołać do nas głosem, któremu nasza dusza odpowie w tym samym języku – boskim narzeczu wzruszenia, zachwytu i namysłu. W tym sensie Szkoła ateńska Rafaela Santi, mimo że dzieli nas od niego pięć wieków, jest dziełem z całą pewnością genialnym, a w duchowym wymiarze – po prostu nam współczesnym. Dlaczego? Bo malarz, zbierając słynnych greckich filozofów w wyimaginowanej szkole, pokazał każdemu i każdej z nas naszą własną szkołę. On, Rafael, tak jak i my, przechodził przez kolejne placówki oświatowe i w swoim arcyfresku zawarł ich absolutną esencję. Czy rzecz dotyczy greckich filozofów? Poniekąd. Ale tak naprawdę chodzi o nasze własne młode lata.

Czytaj dalej