
Oj, nieprędko przestaniemy rozmawiać w Polsce o transformacji – toczyć spór o to, co nam jako społeczeństwu przydarzyło się na przełomie lat 80. i 90. XX stulecia.
Kolejnym głosem w tej debacie jest wystawa Ruchy tektoniczne, którą w Muzeum Sztuki w Łodzi wykuratorował Jakub Banasiak. I doprawdy nie wiem, komu bardziej polecać ten projekt. Tym, którzy – jak ja – widzieli transformację na własne oczy i mają jej piętno odciśnięte w życiorysach? Na pewno! Ale może jeszcze bardziej należy Ruchy tektoniczne rekomendować tym, którzy tamtych lat nie pamiętają i na wystawie dostają okazję, by dotknąć ich rozwibrowanej materii oraz poczuć rozchwianego, delirycznego ducha epoki przełomu? Trudno rozstrzygnąć, więc chodźmy na wystawę wszyscy, bo przecież transformacja dotyczy wszystkich: i tych, którzy w niej uczestniczyli, i tych, którzy – choć nie było ich wtedy na świecie – do dziś odczuwają jej konsekwencje.
Jakub Banasiak zabiera nas w podróż do krainy, w której trwają ruchy tektoniczne historii, rzeczywistość trzeszczy w posadach, rozpadają się totalitarne mury, padają zakłady przemysłowe, pieniądze leżą na ulicy, ale brakuje ich w kieszeniach – nie mówiąc o tym, że szybko tracą na wartości, szaleje bowiem inflacja, przy której obecna przypomina niewinny żart. Komunizm jest przegrany, kapitalizm dziki, nadzieje rozbudzone, rozczarowania gorzkie, społeczne koszty i prywatne zyski tak ogromne, że do tej pory trudno zrobić ich bilans. W czasie dzieli nas od tej krainy 30 lat. W przestrzeni nie dzieli nas od niej nic; jesteśmy tu i wtedy. Czy można się dziwić, że Polska przełomu lat 80. i 90. wydaje się jednocześnie bliska i daleka, totalnie egzotyczna i zarazem swojska?
Symptomy
Transformacja to kosmologia współczesności. Problem w tym, że ten mit założycielski dzisiejszej rzeczywistości ma tyle różnych wersji! W jednej Polska – wspierana przez opatrzność, papieża rodaka, Ronalda Reagana i miłujące wolność duchy powstańczych przodków – w 1989 r. zrzuca autorytarno-sowieckie jarzmo, wybiera liberalną demokrację i odnosi bezprecedensowy sukces, stając się tygrysicą postkomunistycznej Europy, kandydatką prymuską do NATO i Unii.
W innej wersji zużyta, skompromitowana władza dogaduje się ze zniechęconym, wykończonym latami 80. społeczeństwem, Polskę wraz z całym regionem wciąga wir fukuyamowskiego końca historii oraz globalizacji. I w tych nowych, postzimnowojennych okolicznościach dajemy sobie radę, jak umiemy, bo nie mamy innego wyjścia.
W jeszcze innej redakcji mitu historyczne zwycięstwo jest