Minęło 40 lat od premiery serialu Rainera Wernera Fassbindera Berlin Alexanderplatz. I dopiero teraz kolejny twórca odważył się przenieść na ekran powieść z niemieckiego kanonu.
Jan Pelczar: Osadził Pan akcję powieści Alfreda Döblina Berlin Alexanderplatz w naszych czasach. Chodziło o jej uwspółcześnienie?
Burhan Qurbani: Dorastałem z tą powieścią. Pierwszy raz czytałem Berlin Alexanderplatz, kiedy miałem 16–17 lat. Z nią kończyłem szkołę średnią. Wtedy zawaliłem na całej linii. Miałem zostać lekarzem, ale ponieważ moje świadectwo dojrzałości nie było zbyt dobre, skończyłem jako filmowiec. Wpłynął na to w zasadzie tylko mój problem z Berlin Alexanderplatz, naprawdę! Powieść Döblina nie kojarzyła mi się dobrze, miałem z nią przez lata gorzkie wspomnienia. Wróciłem do niej, kiedy przeprowadziłem się do Berlina. W tym czasie zostałem pisarzem i zrozumiałem, jak wiele piękna i poezji jest w tej powieści, jaka to złożona językowa konstrukcja. Mogłem docenić dzieło Döblina na zupełnie innym poziomie. Ciągle miałem Berlin Alexanderplatz z tyłu głowy. To jedna sprawa, która stała się motorem do adaptacji.
Drugą było miejsce, do którego trafiłem. W Berlinie zamieszkałem niedaleko Volkspark Hasenheide – Ludowego Parku Hasenheide – to park miejscowej burżuazji, klasy średniej. Jest tam wszystko: mini zoo, kino plenerowe, mnóstwo placów zabaw. Biała klasa średnia spędza w nim swój wolny czas. Ale równocześnie to park opanowany przez narkotyki, a dealerami są w większości czarni imigranci z Afryki