Pielęgnowanie relacji ze zmarłymi nie tylko niesie pociechę w żałobie, ale przywraca życiu sens. O zawodzie akuszerki umarłych i pożytkach z powrotu do pochówków domowych opowiada Vinciane Despret, belgijska badaczka, autorka książki Wszystko dla naszych zmarłych. Opowieści tych, co zostają.
Paulina Małochleb: Kim jest akuszerka umarłych?
Vinciane Despret: To najczęściej kobieta – choć nie tylko kobiety należą do tej grupy – która sama skonfrontowała się ze śmiercią kogoś bliskiego i odkryła, że rytuały pochówkowe są silnie skomercjonalizowane i szalenie przemocowe. Jej zadaniem staje się przywrócenie rytuałów domowych, przygotowania pochówku, pożegnania zmarłego i wspierania jego pozostających przy życiu bliskich, czyli nadanie sensu obrzędowi pogrzebowemu. Bo ten prowadzony w zakładzie został go pozbawiony.
Nie jest to zawód nowy. Akuszerki umarłych starają się przypomnieć o zabiegach pogrzebowych, które istniały w naszych domach, zanim doświadczyliśmy zjawiska hospitalizacji śmierci. To one organizują mycie ciała, spraszają płaczki, zajmują się kwestiami prawnymi i logistycznymi. A poza tym podejmują się pewnych zadań o charakterze duchowym – np. organizują modlitwy, jeśli ktoś ich potrzebuje. Modlitwy nie musimy tu rozumieć w znaczeniu religijnym, to po prostu kontynuacja rozmowy, tyle że zmarły nam już nie odpowie. W czasie mycia ciała odbywa się błogosławieństwo, w którym mogą wziąć udział bliscy. Polega ono na odmawianiu