Fotografie Williama Egglestona prezentowane na wystawie Mystery of the Ordinary są jak doskonały film fabularny – wyrafinowane kolorystycznie, bezkompromisowe, a nawet wizualnie wywrotowe.
Sometimes the silence can be like the thunder (Czasami cisza może być jak grom) – śpiewa Bob Dylan w piosence Love Sick. W fotografiach Williama Egglestona cisza jest wszechobecna. Milczą ludzie, samochody, klimatyzacja i ekspresy do kawy. Żadnej przestrzeni pozakadrowej, nowofalowego hors-champ. U Egglestona cała historia dzieje się wewnątrz kadru, a zdarzenia rozwijają się w naszej wyobraźni jak nitka ze szpulki. Powoli i długo, od fotografii do fotografii i pomiędzy nimi – jak niewidzialna ścieżka, którą prowadzi nas autor. Ale w samych fotografiach Egglestona nie ma ruchu, wszystko stoi. Te dwie właściwości – cisza i statyka – są jednoznacznymi, autorskimi markerami. Odróżniają go od dynamiki charakterystycznej dla jego amerykańskich kolegów po fachu z tego samego czasu i obszaru.
Tak, Eggleston jest amerykański w każdym centymetrze kwadratowym powierzchni odbitek, które oglądamy na wystawie Mystery of the Ordinary w galerii C/O w Berlinie. Na tę piękną w swojej prostocie aranżacyjnej eskpozycję składają się dwa formaty: mały, kameralny oraz duży – w osobnej sali, żeby nie było wątpliwości, że to zdjęcia, które nie boją się powiększenia. Jest to wystawa wyrafinowana kolorystycznie, a wręcz wirtuozerska w komponowaniu barw na płaszczyźnie dwuwymiarowej. A także cudownie konsekwentna w wyborze