Scenografia wystawy Na pozór silna dziewczyna, a w środku ledwo się trzyma imituje wnętrze kobiecego, a dokładnie dziewczęcego mieszkania. Ma to oddawać charakter mediów społecznościowych i sztuki publikowanej w Internecie.
Zapraszanie widza do swojej prywatności, odsłonięcie sfer najbardziej intymnych jest obecnie niezwykle popularną praktyką i nigdy nie szło tak daleko, ale było przecież już wcześniej jeśli nie częścią praktyk artystycznych, to ich tematem. Dzięki siostrom Brontë, Jane Austen, Virginii Woolf i wielu innym kobietom artystkom poznaliśmy kobiecą perspektywę widzenia świata i kobiecą emocjonalność od podszewki. Perspektywa ta zwykle jest stawiana w opozycji do męskiej – pisarze czy malarze często przyjmowali męski punkt widzenia jako uniwersalny, kobiety zaś, żyjąc w ciasnych „domkach” zbitych dla nich przez patriarchat, decydowały się eksplorować swoją indywidualność, nie narzucając własnej wizji jako jedynej słusznej, lecz przedstawiając ją jako jedną z wielu.
W tym sensie dzisiejsza sztuka, publikowana na łamach mediów społecznościowych, nie różni się zbytnio od „pensjonarskich” powieści. Jeśli ktoś kwestionuje jej jakość i poziom, ma do tego pełne prawo, warto jednak pamiętać, że do dzisiejszego kanonu literatury weszły teksty uznane za arcydzieła (niektóre zresztą swego czasu odbierane również jako skandaliczne), które szczególnie wyróżniały się na tle innych, podobnych, wydawanych w tym samym czasie. Niewykluczone, że za kilka lat jacyś bliżej niesprecyzowani „oni” wyłowią z Instagrama niejedną perełkę, którą następnie zaliczą do reprezentacji pewnego nurtu. Jeśli oczywiście do tego czasu świat się nie skończy.
Kuratorowana przez Zofię Krawiec wystawa w warszawskiej galerii lokal_30 nawiązuje do wątków leżących u podstaw feminizmu (przede wszystkim akademickiego, ale nie tylko) i pokazuje, jak jego zdobycze realizują się w przestrzeni sztuki wirtualnej, lub, jak kto woli, mediów społecznościowych. Zatarcie granic pomiędzy prywatnym a publicznym jest nie tyle celowe, ile celowo ignorowane, ponieważ użytkowników social mediów zdaje się to w ogóle nie interesować. Zresztą zabawa rzeczywistością, kreowanie jej w nowym ujęciu czy podrasowywanie faktów było i jest strategią wielu twórców, choćby takich, jak Orson Welles, Jorge Luis Borges czy publikujący na łamach „Przekroju” Tomasz Wiśniewski i, co tu dużo mówić, ważnym elementem sztuki w ogóle. Odsunęłabym tym samym na bok kwestie, na ile przedstawiany przez artystki Instagrama selfie-feminizm jest rzetelnym źródłem informacji (bo sztuka nie temu służy), czy jest papierowy i płaski albo czy coś zmienia w sytuacji kobiet.
Nie o to tu chodzi. Dziewczyńskie prądy artystyczne (choć dziś raczej mówimy o „trendach”) Instagrama stanowią fascynującą, otwartą przestrzeń, z której feminizm winien czerpać garściami. Z jednej strony, dziewczyny takie jak Coco Kate odważnie przeciwstawiają się dyktaturze wynaturzonego kanonu piękna, z drugiej zaś – wciąż są one aktywne w przestrzeni, która im wypomina niezgodność z owym kanonem (Coco Kate pracuje, m.in. jako modelka, i często spotyka się z krytyką, a także z internetową mową nienawiści). Alicja Gąsiewska (znana pod nickiem existinamoeba) w bezpretensjonalny sposób przekształca swoje życie w instagramowy serial, gdzie nie liczy się wyłącznie obraz, ale także towarzyszący mu tekst.
– Mówi się, że selfie-feminizm jest trendem lajfstajlowym, społecznie nieistotnym, ale zwróćmy uwagę na to, z jakim hejtem zderzają się te dziewczyny – mówi Zofia Krawiec, kuratorka wystawy. – Pomijam wiadomości wprost obraźliwe lub o podtekście seksualnym. „Poważni” krytycy używają takich sformułowań, jak „to koniec cywilizacji”, wieszczą, że „feminizm upadł na dno” albo zadają pytania w stylu „jak to możliwe, że Instagram służy do poważnego projektu artystycznego?”. Siła negatywnych reakcji świadczy o społecznej wadze tego zjawiska i, w niektórych przypadkach, jest skierowana bezpośrednio przeciwko kobiecie, dziewczynie jako niezależnej artystce.
Warto zastanowić się, czy taka wystawa, zrealizowana w dysponującej dużym budżetem galerii, firmowana nazwiskiem uznanego kuratora byłaby traktowana poważnie – tym jednak nie będę się już zajmować. Największe wrażenie zrobiła na mnie świeżość tej wystawy, jej naiwna autentyczność, którą formalna poprawność i „właściwa” realizacja prawie na pewno by zatupały. Wmontowanie tych dzieł i instalacji w przestrzeń mieszkania jest zabiegiem o tyle oczywistym, co konsekwentnym i prawdziwym. Oglądamy więc te pokoje z perspektywy dziewczyn, które ze swoich słabości próbują „robić” sztukę. Nie wstydzą się swojej seksualności, niedoskonałości, zaburzeń psychicznych, zainteresowań ani brzydoty, która czasem je otacza.
Wyglądać to może jak realizacja słynnego powiedzenia: „Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma” – ciekawe, czy to najbardziej boli feministki krytykujące selfie-feminizm? Akceptacja w miejsce walki o lepsze jutro? A kto powiedział, że jest jeden sposób walki? Performerki z Instagrama prowadzą wojnę partyzancką, często na własny rachunek i samotnie, choć mają wsparcie podobnych im dziewczyn.
Nie mam wątpliwości, że wystawa ta jest w gruncie rzeczy ważniejsza społecznie niż artystycznie, przede wszystkim dlatego, że uchwyciła jakieś społeczno-artystyczne zjawisko w momencie rozkwitu. Czy ono wypali się i szybko przeminie, czy też będzie rozwijać się i ewoluować, trudno ocenić. W XIX w. chyba nikt nie wiedział, w jakie zakątki dusz zaprowadzi nas romantyzm.
*
Zdjęcia z wystawy udostępnione dzięki uprzejmości galerii lokal_30.
*
Na pozór silna dziewczyna, a w środku ledwo się trzyma
Galeria lokal_30, Warszawa
23.02–14.04.2018
kuratorka: Zofia Krawiec
artystki: Coco Kate, Alicja Gąsiewska (existinamoeba), Sonia Milch, Monika Kozdroń, Nola Karamazow, Agata Zbylut, Iwona Demko, Karolina Suboczewska, Zuzanna Janin, Zofia Krawiec