Na krawędzi światła i cienia Na krawędzi światła i cienia
i
fot. Saul Leiter „Footprints”, ok. 1950 © Saul Leiter Foundation
Doznania

Na krawędzi światła i cienia

Wojtek Wieteska
Czyta się 5 minut

Co można zobaczyć na wystawie Saula Leitera w muzeum Foam? Zdjęcia przypominające obrazy i Nowy Jork w Amsterdamie. Oraz to, że w erze cyfrowego przesytu fotografia wciąż może mieć duszę.

Ćwierćwiecze otwierające XXI w. dobiega końca, niebawem dwusetna rocznica utrwalenia pierwszego obrazu zapisanego za pomocą światła: Widok z okna w Le Gras. Francuski fizyk i wynalazca Joseph Nicéphore Niépce wystawił aparat (camera obscura z ładunkiem światłoczułej płyty miedzianej) przez okno pracowni, kierując obiektyw na wewnętrzny dziedziniec domostwa.

Co na niej widać? Dziś już niewiele. Ale wystarczy, żeby rozróżnić kształty budynków. Głębokie cienie padają z dwóch przeciwległych kierunków ośmiogodzinnej ekspozycji i tworzą widok nierzeczywisty – miks scenografii z filmu Gabinet doktora Caligari i obrazów z wczesnego kubizmu Braque’a.

Dziś trudno sobie wyobrazić, że w 1827 r. było to jedyne zdjęcie rzeczywistości na świecie. Zmumifikowany dzień, zapakowany fragment czasu i przestrzeni, przeniesiony w inny wymiar.

Na tej fotografii nie ma postaci, jest za to dusza twórcy. To, nad czym pracował przez całe życie, zawarte jest w widmach tych domów. W tym sennym powidoku, który Niépce mógł mieć, gdy wyglądał przez okno, po czym zamykał oczy i marzył, jak go utrwalić.

Sam mam go pod powiekami, gdy zasypiam o 7.30 rano na trasie Warszawa–Amsterdam. Widok z okna w samolocie, ponad chmurami. Wschód słońca i myśl: bez chemicznego zapachu prawdziwa fotografia nie istnieje. Ostatnie opary jeszcze unoszą się w powietrzu, ale nasze leniwe nawyki zaburzają jej odbiór. Dziś nie zapisujemy zdjęć „ołówkiem natury”, jak mówił Talbot, jeden z pionierów fotografii. Wydobywamy je z tego, co powstało cyfrowo. Te obrazy są wszechobecne, falujące i transparentne. Nie trwają dłużej, niż na nie patrzymy.

Miękkie lądowanie przed XIX-wieczną smukłą kamienicą muzeum fotografii Foam. Fasada migocze w odbiciu zielonobrązowej wody. Z bajki amsterdamskich kanałów, splotów minimostów

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Piękna przygoda, czyli gdzie jest fotografika? Piękna przygoda, czyli gdzie jest fotografika?
i
Edward Hartwig, „Portret studentki”, około 1955 r., zdjęcie ze zbiorów MuFo
Przemyślenia

Piękna przygoda, czyli gdzie jest fotografika?

Stach Szabłowski

Fotografika to polski wynalazek. Nie chodzi o dyscyplinę, ale o sam termin, który został wymyślony w Polsce i funkcjonuje jedynie w naszym języku. Co należy pod nim rozumieć? No cóż, na to pytanie nie ma prostej odpowiedzi.

Najlepiej szukać jej w dziełach fotografiki i tak właśnie robią dwaj znani koneserzy oraz badacze tej dziedziny, Łukasz Gorczyca i Adam Mazur. W krakowskim Muzeum Fotografii (MuFo) pokazują oni 150 odbitek autorstwa blisko setki artystów i artystek, wśród których nie brakuje tych najwybitniejszych. Czy w owym zbiorze prac kuratorzy znaleźli definitywne określenie granic oraz istoty fotografiki? To kwestia do dyskusji; nie ulega za to wątpliwości, że Gorczyca i Mazur przygotowali wystawę nie tylko solidną, lecz także piękną. Projekt nosi nazwę Fotografika. Fotografia artystyczna w Polsce 1927–1978.

Czytaj dalej