Wszyscy jesteśmy populistami Wszyscy jesteśmy populistami
i
zdjęcie: Monika Stolarska / Biennale Warszawa
Opowieści

Wszyscy jesteśmy populistami

czyli „Omiń kolejkę!”
Stach Szabłowski
Czyta się 8 minut

Co z tym populizmem? W ostatnich latach to pytanie zadają sobie wszyscy. Stawiają je także artyści z wystawy Skip the line!.

Populizm to gorący temat i gorący paradygmat. Nic dziwnego, że Skip the line!, na której zobaczyć można m.in. pokemona o obliczu Jarosława Kaczyńskiego oraz zostać świadkiem spotkania Lenina z Abrahamem Lincolnem, jest mocną kandydatką do tytułu najgorętszej wystawy sezonu w Warszawie. Artyści zgromadzili się, aby piętnować populizm, demaskować go, badać, ale także żeby samemu populizm uprawiać. Przede wszystkim próbują zrozumieć wielką zagadkę współczesności: jak to możliwe, że choć nikt nie chce się przyznać, że jest populistą, populizm robi taką zwrotną karierę?

*

Populizm to plaga naszych czasów. Populizm to słowo wytrych, współczesne zaklęcie. Jeżeli w polityce chce się zdyskredytować przeciwnika na szybko i bez wdawania się w zawiłą argumentację, nazywa się go populistą.

Populizm uwielbia fikcję i postprawdę, ale problemem jest realnym. Donald Trump istnieje naprawdę. Na wystawie Skip the line! jest stoliczek, a na stoliczku przysiadł pokemon o obliczu uderzająco podobnym do amerykańskiego prezydenta. Kilka kroków dalej siedzi inna kreaturka przypominająca Jarosława Kaczyńskiego. Kolejny pokemon ma w sobie coś z Putina, jeszcze inny kojarzy się z Angelą Merkel. Te pokemony to tylko figury, rzeźby stworzone przez Monikę Szpener, ale panoszą się po galerii zupełnie jak populiści po scenie politycznej. Potężni politycy, zamienieni przez artystkę w groteskowe stworki, wyglądają zabawnie, ale w gruncie rzeczy nie ma tu się z czego śmiać, chyba że mamy ochotę poszydzić z samych siebie. Czy polityka nie myli nam się coraz bardziej z łapaniem pokemonów, z twittowaniem, z teleturniejem, jakimś internetowo-telewizyjnym show? Mamy taką politykę, na jaką zasługujemy, w przywódcach zawsze odnajdziemy coś z własnego odbicia. Odpowiedzialności za populizm nie da się zepchnąć na wytykanych palcami populistów. Społeczeństwo, my wszyscy, jesteśmy zamieszani w rozkwit tego fenomenu.

W największym skrócie populizm polega na proponowaniu łatwych rozwiązań skomplikowanych problemów – i mówieniu ludziom tego, co chcą usłyszeć. Kto woli gorzką prawdę od bezczelnych pochlebstw, kto jest niewrażliwy na głosy, które utwierdzają go we własnych przekonaniach, kto nie lubi słuchać tego, co chce usłyszeć – ten niech pierwszy rzuci kamieniem w pokemona ze Skip the line!.

Bez kolejki

„SKIP THE LINE! krzyczą reklamy przy turystycznych atrakcjach w centrach zatłoczonych miast. Wystarczy zapłacić, by ominąć kolejkę i zaoszczędzić czas – piszą we wstępie do wystawy jej kuratorzy, Stach Ruksza i Jakub Gawkowski. – Być pierwszym, sprytniejszym, ponad wszystkimi innymi. »Skip the line!« (omiń kolejkę) to hasło, które staje się metaforą obietnicy, jaką uwodzą nas reklamy, media i politycy”.

Kto odpowiada za plagę populizmu? W punkcie wyjścia autorzy wskazują oczywiście neoliberalizm; ta ideologia rzadko może liczyć na dobre słowo od sztuki współczesnej, która w kapitalizm bije jak w bęben. Jeżeli zostaliśmy wychowani na konsumentów, których wyborami rządzi reklama, to czy można się dziwić, że z coraz większym trudem dostrzegamy różnicę między wyborami politycznymi a promocjami w supermarketach? Paradoks polega jednak na tym, że krytyka kapitalizmu również łatwo osuwa się w populizm. Od populistycznego wirusa nie jest wreszcie wolna współczesna sztuka, która, podobnie jak polityka, także przecież pragnie się podobać. Wystawa przewrotnie ogrywa ten paradoks. Populizm to dyskurs hałaśliwy, który omija rozum, aby dotrzeć bezpośrednio do emocji odbiorców, więc projekt na jego temat również powinien być efektowny. I Skip the line! w pewnym sensie jest taką wystawą: agresywną, kolorową, świecącą, pełną trzymających w napięciu prac wideo i spektakularnych instalacji.

Wielu artystów zajmuje się tutaj przemocą, która zawsze należała, obok seksu, do najbardziej chodliwych medialnie towarów. Lubimy oglądać zamieszki? Proszę bardzo! Zespół Nagrobki pokazuje teledysk; piosenka pod tytułem Rabacja ilustrowana jest zapisami wideo z epickiej bitwy, którą w 1999 r. policja stoczyła pod Nowym Dworem Gdańskim z uczestnikami blokady rolniczej zorganizowanej przez Andrzeja Leppera, wodza Samoobrony, ikony nowoczesnego polskiego populizmu.

Łukasz Surowiec, jeden z najbardziej krytycznych wobec neoliberalnej rzeczywistości współczesnych polskich artystów, sam sięga w swojej skądinąd słusznej walce po metody balansujące na granicy populizmu. Na Skip the line! przypomina swój kapitalny projekt artystyczno-społeczny Poczekalnia, podczas którego doprowadził do zesquotowania krakowskiej galerii Bunkier Sztuki przez grupę bezdomnych. Podobnie jak w Rabacji i w tej pracy doczekamy się ekscytujących scen: obrazów nędzy i wykluczenia, brutalnych policyjnych interwencji, wulgarnego języka oraz podniecających momentów anarchii.

Ukraiński artysta David Chichkan pokazuje dokumentację z najazdu prawicowej bojówki na wystawę, którą urządził w zeszłym roku w Centrum Badań nad Kulturą Wizualną w Kijowie. Artysta chciał skrytykować nacjonalistyczny zwrot, który dokonał się podczas społecznego protestu na Majdanie w 2013 r. Uderz w stół, a nożyce się odezwą! Nacjonaliści „odwiedzili” galerię i „zdjęli” artyście wystawę ze ścian, zastępując prace Chichkana graffiti z krzyżami celtyckimi i narodowymi symbolami. Szczęście w nieszczęściu polegało na tym, że dziś wszystko monitorowane jest przez kamery, a kijowska galeria nie należy w tej kwestii do wyjątków. Dzięki temu Chichkan dostał do ręki bezcenny dokumentalny materiał, zapisy wideo z kilku punktów widzenia. Zmontował z nich kapitalny film; oglądamy, jak bojówkarze szykują się na klatce schodowej do ataku, wdzierają się do galerii, walczą z ochroniarzem, który dzielnie stawia czoła przeważającym siłom napastników, demolują wystawę; paradoksalnie praca o jej zniszczeniu okazuje się jeszcze lepsza niż prace, które padły ofiarą nacjonalistów.

Sztuka przypomina populizm w tym sensie, że obie dziedziny posługują się poetyką spektaklu. Oczywiście spektakl sztuki – przynajmniej w założeniu – ma być krytyczny i dyskursywny. Tymczasem siła populistów pochodzi między innymi stąd, że pozwalają swojej publiczności odpocząć od myślenia. „Świat, w którym rządzi populizm, to świat skonstruowany na wzór komiksu czy gry komputerowej – piszą kuratorzy Skip the line!. – Nie ma w nim miejsca na niuanse, dyskusje i zmiany zdania. Są za to dwie przeciwne sobie strony konfliktu, rysowani grubą kreską bohaterowie i tocząca się odwiecznie walka dobra ze złem. To świat kontrastów i kosmicznych proporcji, gdzie do wszystkiego przykłada się kategorie moralne”.

Świat według populistów jest zmyślony, ale za to jaki ciekawy; zupełnie jak baśniowe światy z opowieści fantasty. Świetnym przykładem takiej zaczarowanej krainy są fantazmatyczne Węgry, o których opowiada Szabolcs KissPál. Jego projekt Od sztucznych gór do wiary (węgierska trylogia) to nie tyle praca, ile cała wystawa w wystawie, rodzaj muzeum, w którym artysta gromadzi świadectwa madziarskiej paranoi. Terytorium, na którym owa paranoja się rozwija, to Wielkie Węgry – kraj sięgający granicami do Adriatyku, rozciągający się na rozległych obszarach dzisiejszej Rumunii, Serbii, Słowacji, Chorwacji. W pierwszej wojnie światowej Madziarzy znaleźli się po stronie przegranych, a zwycięskie mocarstwa przykroiły Wielkie Węgry do dzisiejszych skromnych granic. Szabolcs KissPál pokazuje, jak mocarstwo, które nie istnieje od 100 lat, żyje w wyobraźni współczesnych Węgrów rozpalanej przez nacjonalistyczno-populistyczną propagandę Viktora Orbána. Traktat w Trianon, na którym Węgrom zabrano dwie trzecie terytorium, narodowa trauma, odzież patriotyczna, węgierskie „kresy” znajdujące się w mitologizowanej, utraconej Transylwanii, patetyczne pomniki, nacjonalistyczne gadżety, rewizjonistyczne mapy, faszystowski ruch strzałokrzyżowców, grupy rekonstrukcyjne przebierające się za starożytnych madziarskich stepowych jeźdźców, wojowników, a nawet szamanów – zdokumentowane przez Szabolcsa KissPála za pomocą artefaktów, eksponatów, zdjęć i filmów życie fantazmatyczne Węgrów okazuje się tak bogate, że może zaimponować nawet nam, Polakom, którzy przecież również jesteśmy nieźli w pielęgnowaniu resentymentów i w uciekaniu w marzenia o dawnej wielkości. Na Węgrzech dochodzi do tego rosnący w siłę kult mitycznego ptaka Turula, madziarskiego totemu pochodzącego z pogańskiej, ginącej w mrokach legend przeszłości. Jak to możliwe, że nowoczesne społeczeństwo w środku Europy oddaje się masowo współczesnym formom totemizmu? – pyta artysta. W postromantycznej Polsce żołnierzy wyklętych, „religii smoleńskiej” i rojeń o Międzymorzu to pytanie nie brzmi jak fraza czysto retoryczna.

Węgierskie resentymenty i kompensacyjne mity są straszne i śmieszne zarazem, ale autorzy wystawy nie zapominają o tym, że populizm to nie jest niewinna zabawa. Jeden z projektów, które pokazują, to Samobójczynie Joanny Rajkowskiej. W cyklu fotografii artystka wkleja swój wizerunek w zdjęcia dokumentujące zamachy samobójcze dokonane w różnych zakątkach świata przez kobiety. Rajkowska wciela się w terrorystki, stawia się na ich miejscu, próbuje poczuć to, czego nie da się do końca zrozumieć. Terroryzm, krwawy spektakl, przemoc steatralizowana, obliczona nie tyle na rezultaty militarne, ile emocjonalne zdruzgotanie przeciwnika, to również forma populizmu – doprowadzonego do ostateczności. Nic dziwnego, że populiści, którzy doskonale czują tę poetykę, właśnie z zagrożenia terrorystycznego lubią czynić jeden z przewodnich wątków swoich narracji.

W pracy Rajkowskiej, która próbuje zobaczyć samą siebie po drugiej stronie barykady dzielącej siły rozsądku od żywiołów szaleństwa, terroryzmu i populizmu, kryje się istota problemu – i istota przesłania wystawy. Z populizmem jest masa kłopotów, ale być może największym jest to, że populistą zawsze jest ktoś inny. Źli politycy, skrajna prawica, skrajna lewica, uwiedzione przez manipulatorów jednostki i całe masy; brexitowcy, trumpiści, kaczyści, antyszczepionkowcy – wokół wprost roi się od populistów. Jak stawiać im czoła? Wystawa podpowiada, że najlepiej zacząć od najbliższego populisty, czyli tego, którego nosi się w sobie. Początek końca populizmu następuje, kiedy uświadamiamy sobie, że populiści to nie „oni”, lecz my.

zdjęcie: Monika Stolarska / Biennale Warszawa
zdjęcie: Monika Stolarska / Biennale Warszawa
zdjęcie: Monika Stolarska / Biennale Warszawa
zdjęcie: Monika Stolarska / Biennale Warszawa
zdjęcie: Monika Stolarska / Biennale Warszawa
zdjęcie: Monika Stolarska / Biennale Warszawa
zdjęcie: Monika Stolarska / Biennale Warszawa
zdjęcie: Monika Stolarska / Biennale Warszawa
zdjęcie: Monika Stolarska / Biennale Warszawa
zdjęcie: Monika Stolarska / Biennale Warszawa

Czytaj również:

Eksplozje słabości Eksplozje słabości
i
fot. Andrzej Golc
Przemyślenia

Eksplozje słabości

czyli pożyczone ciała Joanny Rajkowskiej
Stach Szabłowski, Emilia Orzechowska

Joanna Rajkowska zrobiła wystawę, na której wciela się w zamachowczynie samobójczynie. Pozuje do zdjęć, powtarzając pozy martwych ciał bojowniczek i terrorystek, choć z niektórych spośród nich zostały raczej strzępy niż zwłoki. Ta wystawa to gra, która toczy się na politycznym tle konfliktów, przemocy, religijnego ekstremizmu.

Chodzi w niej jednak nie tyle o politykę, ani nawet nie o strach, który pojawia się zawsze w ślad za terroryzmem, ile o słabość, od której uciekamy być może jeszcze bardziej panicznie niż od gwałtu. Rajkowska postanowiła powstrzymać się zarówno od odruchu ucieczki, jak i od podjęcia walki, aby symbolicznie zostać na miejscu wydarzeń i doświadczyć momentu bezsilności.

Czytaj dalej