
Z Agnetą Pleijel o literaturze (biograficznej i nie tylko) oraz o szwedzkich dylematach rozmawia Aleksandra Lipczak.
Aleksandra Lipczak: Co skłoniło Panią do tego, żeby w wieku 75 lat zrobić z własnego życia materiał na powieść?
Agneta Pleijel: Zawsze, od kiedy byłam młoda, zastanawiałam się, jak mogłoby zostać opowiedziane moje życie. Jak można by je opisać, gdyby było powieścią. Chyba wielu z nas miewa podobne myśli.
Kiedy zasiadłam do pisania tego, co miało potem stać się Wróżbą [pierwszą z cyklu autobiograficznych powieści Agnety Pleijel – przyppo. A.L.], nie miałam jednak wcale zamiaru pisać o sobie. Zaczęłam od opowiadania o mojej ciotce. Nagle zdałam sobie jednak sprawę, że piszę o samej sobie – albo raczej o tej młodej dziewczynie, która kiedyś była mną. Powiedziałam sobie: dobrze, wobec tego czas przełamać wstyd i pójść za tym głosem.
Piszę o swoim życiu. Ale najważniejsza wydaje mi się uniwersalność tych doświadczeń. Prawda, jaką odnajdują inni ludzie w tym, co piszę o wychowaniu dziewczynek, kobiecym byciu w świecie i wchodzeniu młodej bohaterki w świat, jeszcze bez świadomości, że należy do „gorszej” płci.
Zapach mężczyzny pojawił się zaraz po Wróżbie?
To jej kontynuacja, powstał niedługo potem. Nie chciałam czekać zbyt długo, wolałam dać się ponieść. Teraz mam spory problem, żeby oddzielić od siebie te dwie książki. Obie napisane są w ten sam sposób, z tym samym przechodzeniem między zaimkami „ja” i „ona”. Nie byłam w stanie napisać tej historii, używając przez cały czas formy „ja”. Ta, o której piszę, to nie jestem ja. To ktoś, kto był mną. Kto powoli stał się mną, sama do końca nie wiem jak.
Relacje między „ja” i „ona” są w moich powieściach dość specyficzne. W „jej” części jest mała dziewczynka, potem młoda kobieta, która patrzy naprzód. W „mojej” jestem dzisiejsza ja, która patrzy wstecz. Te dwa spojrzenia spotykają się w połowie drogi, w jednej osobie.
Dało mi to dużo do myślenia o mnie samej, ale i o rozwoju ludzkiego życia w ogóle. Nauczyło patrzeć na własne życie ze spokojem, nie wstydzić się rzeczy, które wcześniej uważałam za porażkę. Chyba nauczyło mnie też pewnej solidarności z nią…
Z nią?
Z tamtą dziewczyną. Ze mną samą. Kiedy zaczynałam pisać Wróżbę, wydawała mi się bardzo odległa. Ale nauczyłam się ją ko