Wszystkie moje Nowe Horyzonty Wszystkie moje Nowe Horyzonty
i
Festiwal Nowe Horyzonty 2019, fot. Filip Basara
Przemyślenia

Wszystkie moje Nowe Horyzonty

Jakub Popielecki
Czyta się 15 minut

Przez lata myślałem o Nowych Horyzontach jako o seansie deprywacji sensorycznej. Oto Roman Gutek aranżuje nam dziesięć dni odosobnienia w klatce sali kinowej: od rana do nocy, bez światła, bez snu, w odcięciu od pożywienia, ludzi i świata. 

Od jakiegoś czasu jednak więcej na Nowych Horyzontach pracuję, mniej oglądam i szybciej robię się senny. Tryb: pięć filmów dziennie – to już nie dla mnie. Odkrywam więc nową formę interakcji z tą imprezą. I uświadamiam sobie, że w ogóle festiwale filmowe nie są monolitami, mają wiele twarzy i dostarczają szeregu rozmaitych doświadczeń. Zamiast jednej „właściwej” instrukcji użytkowania, Nowe Horyzonty proponują przecież wiele równoległych ścieżek narracji, na zasadzie „choose your own adventure”.

Kiedy podczas dziesięciu dni we Wrocławiu widzi się wokół wciąż te same twarze i zaczyna rozpoznawać kolejnych festiwalowiczów, rodzi się poczucie nowohoryzontowej wspólnoty, wiszącego w powietrzu porozumienia, że wszyscy jesteśmy tu w tym samym celu. Ale wcale nie jesteśmy. Chociaż spędzamy ten sam tydzień w tym samym Kinie Nowe Horyzonty, to każdy z nas może oglądać zupełnie inne filmy na zupełnie innym prywatnym festiwalu. Każdy ma swoje własne horyzonty – i swoje własne Horyzonty.

I chyba tak być powinno. Skoro festiwal już w nazwie sugeruje przekraczanie granic, to siłą rzeczy powinien mieszać porządki, wyznaczać nowe

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Ukryta forteca, czyli ostatnia dekada japońskiego kina Ukryta forteca, czyli ostatnia dekada japońskiego kina
i
kadr z filmu „Miłość obnażona” reż. Sion Sono
Doznania

Ukryta forteca, czyli ostatnia dekada japońskiego kina

Jakub Popielecki

W ostatniej dekadzie Japonia zniknęła z ekranów. A przynajmniej tak to wyglądało z kinowego fotela w pewnym kraju nad Wisłą. Czy to, że Japonia zmieniła się w filmową „ukrytą fortecę”, oznacza, że przez ostatnie lata faktycznie nie było tam co oglądać?

W kronice światowego kina hasło „Japonia” to ważna pozycja. Od Akiry Kurosawy aż po Takeshiego Kitano ciągnie się wianuszek reżyserów mistrzów, którzy od lat regularnie rzucali na kolana publiczność Cannes, Wenecji, Berlina i reszty globu. Dziś szeregowy kinoman z naszej części świata może mieć jednak problem z dopisaniem do listy jakiegoś „świeższego” nazwiska. A przynajmniej takiego, które nie byłoby nazwiskiem pary regularnych canneńskich bywalców Hirokazu Koreedy i Naomi Kawase.

Czytaj dalej