Historyjka o tym, jak sympatyczny gołąb usłyszał o filozofii biocentryzmu z dzioba swojej mało sympatycznej przyjaciółki.
– „Zastanówmy się, jaki świat zostawimy naszym dzieciom i wnukom! – krakała wredna wrona pochylona nad strzępkiem gazety. – Dbajmy o przyrodę, aby przyszłe pokolenia ludzi mogły cieszyć się czystym powietrzem i piękną naturą”. Co za bzdury! Co za urojenia!
– Co za bzdury? Co za urojenia? Czy tu jest napisane „bzdury”, „urojenia”? – spytał sympatyczny gołąb, wierny towarzysz wrednej wrony.
– Nie, to jest tylko mój komentarz do tych bzdur i urojeń – odpowiedziała wrona.
– Nie bądź taka złośliwa – próbował udobruchać ją gołąb. – Przecież to znacznie lepsze od tego, co ludzie piszą zazwyczaj, że trzeba zwiększyć wydobycie i produkcję albo kupować nowe ubrania, które zaraz będą niemodne i trafią na śmietnik. Chcą dbać o przyrodę, to chyba dobrze?
– Ty ludzki sługusie! – wrzasnęła wrona. – Karmią cię okruszkami, dlatego ich bronisz.
– Gdybyś była sympatyczniejsza, wredna wrono, może też by cię karmili.
– Jak będę chciała ich chleba, sama go sobie wezmę. A te ich bzdury i urojenia będę nazywać po imieniu.
Wredna wrona dziurawiła dziobem gazetę tak zapamiętale, że gołąb trochę się za nią wstydził, nie po raz pierwszy zresztą.
– Przecież ludzie tutaj piszą – próbował ją uspokoić – żeby dbać o przyrodę. Powiedz mi, co w tym złego?