Wywody wrednej wrony
i
Ilustracja z "Birds of America", John James Audubon, 1827 r./Rawpixel (domena publiczna)
Doznania

Wywody wrednej wrony

Łukasz Kaniewski
Czyta się 10 minut

Historyjka o tym, jak sympatyczny gołąb usłyszał o filozofii biocentryzmu z dzioba swojej mało sympatycznej przyjaciółki.

– „Zastanówmy się, jaki świat zostawimy naszym dzieciom i wnukom! – krakała wredna wrona pochylona nad strzępkiem gazety. – Dbajmy o przyrodę, aby przyszłe pokolenia ludzi mogły cieszyć się czystym powietrzem i piękną naturą”. Co za bzdury! Co za urojenia!

– Co za bzdury? Co za urojenia? Czy tu jest napisane „bzdury”, „urojenia”? – spytał sympatyczny gołąb, wierny towarzysz wrednej wrony.

– Nie, to jest tylko mój komentarz do tych bzdur i urojeń – odpowiedziała wrona.

Informacja

Z ostatniej chwili! To trzecia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

– Nie bądź taka złośliwa – próbował udobruchać ją gołąb. – Przecież to znacznie lepsze od tego, co ludzie piszą zazwyczaj, że trzeba zwiększyć wydobycie i produkcję albo kupować nowe ubrania, które zaraz będą niemodne i trafią na śmietnik. Chcą dbać o przyrodę, to chyba dobrze?

– Ty ludzki sługusie! – wrzasnęła wrona. – Karmią cię okruszkami, dlatego ich bronisz.

– Gdybyś była sympatyczniejsza, wredna wrono, może też by cię karmili.

– Jak będę chciała ich chleba, sama go sobie wezmę. A te ich bzdury i urojenia będę nazywać po imieniu.

Wredna wrona dziurawiła dziobem gazetę tak zapamiętale, że gołąb trochę się za nią wstydził, nie po raz pierwszy zresztą.

– Przecież ludzie tutaj piszą – próbował ją uspokoić – żeby dbać o przyrodę. Powiedz mi, co w tym złego?

– Ich intencje są złe. Teraz chcą wyzys­kiwać przyrodę trochę mniej tylko po to, żeby zostawić coś swoim dzieciom i wnukom do wyzyskiwania. O to im chodzi. Nie widzą dalej niż czubek swojego dzioba.

– Tak jak i my – nieśmiało zasugerował gołąb.

– Ha, ha! Biedny naiwniaku. Mówisz, że ludzie są tacy jak my, i łudzisz się, że oni też tak uważają? Otóż nie. Oni wierzą, że są lepsi od nas, i to dużo lepsi. Trafi się czasem mądry człowiek, który im pokaże, że wszystkie żywe istoty są tak samo wartościowe, ale oni i tak nie chcą tego zrozumieć. Był kiedyś taki Karol Darwin, słyszałeś o nim?

– Mówiłaś już wiele razy.

– Skoro jeszcze nie mówiłam, to teraz posłuchaj.

Wspólny przodek i szacunek

– Karol Darwin, sympatyczny gołębiu, twierdził, że wszystkie istoty żywe na Ziemi wywodzą się od wspólnej praprababki. Tę hipotezę potwierdzili potem genetycy. Wspólna praprababka wszystkich organizmów żyła jakieś cztery miliardy lat temu. Losy jej potomków potoczyły się w wielu kierunkach, kształtowane przez różne mutacje i warunki środowiska. Każda istota radziła sobie, jak mogła, i dlatego się różnimy. Na tym polega ewolucja. I ludzie niby to rozumieją, ale wciąż uważają, że ich ścieżka rozwoju jest najlepsza i już! Inne organizmy najwyraźniej zbłądziły albo niewystarczająco się starały.

Tu wrona zaniosła się śmiechem.

– Każda pliszka swój ogonek chwali – podsunął ostrożnie gołąb.

– Typowo ludzkie ptakofobiczne porzekadło – skrzywiła się wrona z niesmakiem. – To przecież ludzie, a nie pliszki, chełpią się bez przerwy. Chwalą się na przykład tym, że mają naukę, ale czy coś z niej rozumieją? Nauka mówi, że wszyscy jesteśmy częścią biosfery, wszyscy: od bakterii po wieloryba. Ludzie też. Współtworzymy wielką całość. Jednak oni uważają, że biosfera jest po prostu po to, żeby mogli ją wyzyskiwać. Z takiego stosunku do przyrody nic dobrego nie może wyniknąć.

– Tak – rozczulił się gołąb – przyroda potrzebuje miłości. Ludzie powinni kochać rośliny i zwierzęta, dawać im okruszki.

– Przyroda nie potrzebuje okruszków, tylko szacunku! – ryknęła wrona tak głoś­no, że wszystkie okoliczne ptaki spojrzały na nią z wyraźną naganą. Tak się przynajmniej zdawało gołębiowi.

– Kiedyś – ciągnęła wrona już nieco ciszej – gdy mieszkałam na Brooklynie, profesor Paul W. Taylor poprosił mnie o pomoc w opracowaniu zasad etycznych, żeby ludzie wiedzieli, jak należy postępować z naturą. Pracowaliśmy nad tym wiele lat i profesor wydał nawet książkę, która nazywa się właśnie Szacunek dla przyrody. Wspaniały tytuł. Powtórz.

– Szacunek dla przyrody – powtórzył gołąb.

– Szacunek dla przyrody – tłumaczyła wredna wrona – tym się różni od miłości, że obejmuje całą naturę – nie tylko tę, która się ludziom wydaje ładna i sympatyczna lub pożyteczna. Razem z profesorem Taylorem długo myśleliśmy i uznaliśmy, że to jest właściwy punkt wyjścia dla całej ludzkiej etyki. Z niego wyrastają cztery podstawowe reguły biocentryzmu, których cię teraz nauczę, gotowy?

– Tak – odparł gołąb zadowolony, że wrona przestała się już pieklić.

Cztery reguły…

– A więc pierwsza – zaczęła wykład wrona – jest reguła nieszkodzenia. Głosi ona, że nie można działać na szkodę jakichkolwiek organizmów i populacji, jak również ekosystemów. Rozumiesz?

– Jasne! – gruchnął gołąb. – To znaczy, że wstrętny kleszcz obrzeżek gołębień nie będzie już mnie dręczył i wypijał mojej krwi.

– Zupełnie nie rozumiesz. Reguły etyczne dotyczą tylko ludzi. Wyłącznie ich. Widzisz to drzewo zarośnięte przez bluszcz? Pnącze działa na szkodę drzewa, ale jest niewinne. Ani dobre, ani złe.

– A obrzeżek gołębień nie jest zły? Przecież to taki wstrętny kleszcz!

Jeśli gołąb kogoś nienawidził, był to właśnie obrzeżek gołębień.

– Nie, nie jest – oznajmiła wrona. – Ani nie jest dobry. A wobec spraw pomiędzy tobą a kleszczem ludzka etyka powinna zachować neutralność. Dlatego zaraz po regule nieszkodzenia mamy drugą: niemieszania się. Mówi ona, że ludzie nie powinni ingerować w sprawy przyrody.

– Czyli nie mogą mnie karmić okruszkami? – wystraszył się gołąb.

– Przede wszystkim nie mogą ograniczać wolności organizmów, łapać ich, więzić, zatruwać, utrudniać im dostępu do wody i pożywienia. A poza tym, ogólnie rzecz biorąc, nie powinni się wtrącać.

– Czyli koniec okruszków… – gołąb był bliski płaczu.

– Dla jednych koniec okruszków, dla innych początek wolności. Wiesz, co to jest wolność, sympatyczny przyjacielu?

Gołębia trochę dotknęło to pytanie.

– Chyba każdy ptak to wie – odrzekł z godnością.

– Ale w szerszym sensie, nie tylko ptasim. – Wredna wrona nie zwracała uwagi na jego uczucia. – Otóż wolność ekosystemu, czyli społeczności organizmów, to jest po prostu brak ludzkiej interwencji. Im mniej wpływu człowieka, tym więcej wolności. I tego się trzymajmy. A teraz przejdźmy do reguły trzeciej, czyli reguły uczciwości. Mówi ona, że ludzie nie mogą oszukiwać innych organizmów.

– Nieuczciwe są okruszki ze spleśniałego chleba – zgodził się gołąb.

– Sympatyczny gołębiu! – pouczyła go wrona. – Nawet świeży chleb jest dla ciebie szkodliwy, pamiętaj o tym! Ale nie o to tutaj chodzi. Oszukiwanie organizmów jest wtedy, kiedy człowiek nabija najświeższy choćby chleb na haczyk i wrzuca do wody, żeby złapać rybę. Ciebie nikt tak nie oszukał, prawda?

– Nie. Ale pliszki mi mówiły, że perfidnymi oszustkami są kukułki.

– A ja ci mówiłam, że zasady etyczne obowiązują wyłącznie ludzi! Już zapomniałeś?

– Pamiętam, pamiętam, ale kukułki są perfidne, a kleszcze wstrętne. Przyroda potrafi być okropna! Jak to dobrze, że chociaż ludzie dają nam okruszki!

W tym momencie wrona dziobnęła gołębia. Nie bardzo mocno, jednak zrobiła to. I pewnie dziobnęłaby go jeszcze raz, lecz gołąb ją uprzedził.

– Mam pytanie, wredna wrono, mam pytanie! Jeżeli człowiek wybuduje szklarnię i oszuka roślinę, że jest cieplej, niż jest w istocie, to czy nie łamie reguły uczciwości profesora Taylora?

– Kra, kra. Interesujące zagadnienie. Bardzo interesujące. Ciekawe, co by powiedział profesor Taylor? Tego się już nie dowiemy, bo nie żyje. Pomyślmy, pomyślmy, na pewno znajdziemy odpowiedź.

Tu wrona zadumała się i gołąb też. Nic im nie przyszło do głowy.

– Może lepiej kontynuujmy wykład – powiedziała w końcu wrona. – Ostatnią z czterech reguł biocentryzmu jest reguła zadośćuczynienia. Głosi ona, że człowiek musi naprawiać szkody, które wyrządził innym organizmom, populacjom, gatunkom i ekosystemom.

– I to już koniec? – spytał gołąb z nadzieją w głosie.

– To dopiero początek – odpowiedziała wrona.

…i pięć zasad postępowania…

– To nie koniec, sympatyczny gołębiu, bo stosowanie powyższych reguł wcale nie jest takie proste. Przecież każdy człowiek ma też swoje cele, które chce realizować. I ludzkie społeczności również mają swoje sprawy i swoje zamiary. Dlatego profesor Taylor musiał opracować zasady postępowania, które stosuje się w sytuacji konfliktu interesów. Po pierwsze jest więc zasada samoobrony. Ludzie mają prawo się bronić przed organizmami, które chcą ich skrzywdzić.

– Ja bym nigdy nie skrzywdził człowieka – zapewnił od razu gołąb.

– I masz słuszność, bo nie ma na świecie mściwszej bestii. A wracając do wykładu: druga jest zasada proporcjonalności. Czyli człowiek zawsze musi się zastanowić, czy potrzeby, które chce realizować kosztem przyrody, są drugorzędne czy podstawowe.

„Podstawowa potrzeba człowieka to karmić nas okruszkami!” – chciał krzyknąć gołąb, ale zorientował się, że wrona już szykuje dziób, żeby go skarcić, więc zamiast tego zapytał:

– A jak to odróżnić, wredna wrono? Przecież człowiek jest zmienny. Ciągle wynajduje sobie nowe potrzeby czy interesy i te, które wczoraj były drugorzędne, jutro staną się podstawowe.

– Dobra uwaga, sympatyczny gołębiu. Odpowiedź jest następująca: otóż do końca odróżnić się tego nie da. Można jednak ustalić pewną hierarchię ludzkich interesów, zaczynając od fundamentalnych, związanych z biologicznym przetrwaniem, a kończąc na okrutnych fanaberiach, takich jak hodowanie zwierząt na ozdobne kołnierze czy handel kością słoniową.

– A co z tym wszystkim, co pomiędzy? – dopytywał gołąb. – Na przykład budowa biblioteki? Czy można zniszczyć łąkę, na której żyją miliony istot, żeby zbudować bibliotekę?

– A czy wiesz, sympatyczny gołębiu, że taki sam przykład rozważał profesor Taylor? Czy ty aby nie czytałeś jego książki?

– Przecież nie umiem czytać.

– Racja. W takim razie powiem ci, co profesor Taylor pisze o budowaniu biblioteki. Otóż w takich wypadkach trzeba przywołać trzecią regułę postępowania, czyli zasadę najmniejszego zła. Innymi słowy: ludzie powinni znaleźć dla biblioteki taką lokalizację, którą zamieszkuje jak najmniej istot. Najlepiej niech budują w jakimś miejscu, które już wcześ­niej zdewastowali. Czy takie wyjaśnienie ci wystarczy?

– Tak – odparł gołąb. – A właściwie nie. Bo biblioteka biblioteką, ale ludzie też muszą coś jeść. Pieką na przykład chleb, który jest bardzo ważny. I co? Mają zrezyg­nować z jedzenia, wredna wrono?

– Oczywiście, że nie, sympatyczny gołębiu. Ludzie mogą realizować swoje podstawowe interesy, np. zdobywać pożywienie. Muszą to jednak robić zgodnie z czwartą regułą postępowania. Jest to zasada sprawiedliwości dystrybucyjnej. Stanowi ona, że ludziom nie wolno zaburzać ekosystemów, nie mogą też wyniszczać populacji organizmów ani tym bardziej gatunków. A jeśli już coś popsuli, zaburzyli lub wyniszczyli, to powinni naprawić, o czym mówi piąta i ostatnia zasada postępowania, czyli zasada sprawiedliwości redystrybucyjnej.

– Strasznie długie słowo. A o tym naprawianiu szkód chyba było już wcześniej.

– Tak. To dlatego, że ludzie już tyle napsuli, że właściwie teraz powinni się zajmować głównie naprawianiem. Czy zapamiętałeś, sympatyczny gołębiu, wszystkie reguły i zasady postępowania?

– Nie – przyznał szczerze gołąb. – Wszystko to jest bardzo skomplikowane.

…oraz jeszcze odpowiednia postawa

– Tak ci się tylko wydaje – zapewniła wrona. – Wystarczy przyjąć odpowiednią, biocentryczną postawę i wtedy się wszystko uprości. Najważniejsze jest przyznanie, że każdy organizm ma wewnętrzną wartość: czy to zwierzę, roślina, grzyb, czy bakteria. Każdy jest celem, a nie środkiem – jak mawiał mój nadbałtycki przodek. Druga istotna sprawa to zdobywanie rzetelnej, naukowej wiedzy o tym, co organizmom szkodzi i na czym polega ich dobrostan. Oraz szanowanie natury i pamiętanie, że człowiek do niczego nie jest jej potrzebny. Przyroda bez ludzi świetnie sobie poradzi, a ludzie bez przyrody już nie. To jest właśnie biocentryczna postawa. Jeśli człowiek ją przyjmie, wtedy wszelkie reguły i zasady nabiorą właściwej treści. Tak właśnie nauczał mój przyjaciel z Brooklynu, profesor Taylor.

– Powiedz mi, wredna wrono, jeszcze jedną rzecz. Dlaczego właściwie my, ptaki, o tym rozmawiamy? Przecież te zasady są dla ludzi.

– Kra, kra. Rozmawiam z tobą o tym, sympatyczny gołębiu, żebyś choć przez chwilę pomyślał o czymś innym niż okruszki.

– A ja podejrzewam co innego – odparł gołąb. – Myślę, że w istocie nie jesteśmy ptakami, ale postaciami literackimi, które prowadzą dialog w opowiadaniu na łamach „Przekroju”. I że rozmawiając o filozofii profesora Taylora, tak naprawdę nie mówimy do siebie nawzajem, tylko do czytelników, czyli ludzi.

– Wiesz co, sympatyczny gołębiu? Ty już lepiej myśl o okruszkach. Filozofia najwyraźniej nie jest na twoją głowę.


Na podstawie: Paul W. Taylor, Respect for Nature: A Theory of Environmental Ethics, Princeton 1986, 1989, 2021. Podobieństwo bohaterów do rzeczywistych ptaków jest czysto przypadkowe.

rysunek: Mieczysław Wasilewski
rysunek: Mieczysław Wasilewski

Czytaj również:

Pistacja
i
rysunek: Marek Raczkowski
Rozmaitości

Pistacja

Mateusz Kołczinger

W mieszance studenckiej nie ma pistacji. Są rodzynki, orzechy ziemne i laskowe, nerkowce, migdały, ale nie ma przecież pistacji. To zasada równie niewzruszona, co prawa fizyki. Dlatego gdy znalazłem pistację w torebce z mieszanką studencką, nie tylko się zdumiałem, lecz także przez chwilę poczułem jak wybraniec.

Zaraz jednak spostrzegłem, że los potraktował mnie z właściwym sobie poczuciem humoru. Podetknął mi wprawdzie pistację, ale zamkniętą, pozbawioną najwęższej choćby szparki, w którą można by wsunąć paznokieć i rozerwać skorupkę. Zamiast szczeliny było wybrzuszenie – jak zaciśnięte usta krnąbrnego dziecka, które za nic nie chce powiedzieć starszej osobie „dzień dobry”.

Czytaj dalej