Łukasz Komła: Viola bastarda to 6/7-strunowy instrument, który święcił triumfy popularności we Włoszech między XVI a XVII w. Mówi się także o viola bastardzie jako o stylu gry opartym o wirtuozerskie wykonanie. Wraz z końcem XVI w. muzyka zaczynała się dynamicznie zmieniać, powstawały coraz bardziej rozbudowane aranżacje, a viola bastarda poszerzała (ułatwiała?) muzykom możliwości interpretacyjne. To nie był instrument o jednolitym dźwięku, wręcz przeciwnie – wyróżnił się np. większą liczbą oktaw, co czyniło go nad wyraz oryginalnym. Więc jak to było z powstaniem warszawskiej Bastardy? Skąd wypływa źródło inspiracji?
Paweł Szamburski: Bastarda to zespół, który w zamierzeniu artystycznym stara się wejść w najstarsze źródła naszej kultury muzycznej i stworzyć na ich podstawie autorski, współczesny język wyrazu. Nazwa zespołu, którą zasugerował nasz wiolonczelista Tomasz Pokrzywiński, rzeczywiście bierze się z metody gry „alla bastarda”, czyli swobodnych, wirtuozowskich skoków między głosami pieśni, ale także stylu pisma powstałego w XIV i XV stuleciu, w którym pojawia się tendencja do łagodzenia, zaokrąglania ostrych kątów tekstury i wprowadzania światła, przestrzeni w interlinie. Miałem wrażenie, że oba te zjawiska idealnie oddają charakter naszej pracy muzycznej i stanowią piękną metaforę jej istoty. Stąd BASTARDA!
Nagraliście do tej pory trzy albumy. W pierwszej kolejności ukazał się Promitat eterno (2017), gdzie dokonaliście interpretacji średniowiecznych pieśni i motetów Piotra z Grudziądza. Rok później wyszła płyta Ars moriendi z utworami dotykającymi tematu śmierci, które także zostały skomponowane na prz