Zabici zimą 2018 roku Zabici zimą 2018 roku
Przemyślenia

Zabici zimą 2018 roku

Magda Kuydowicz
Czyta się 9 minut

Robert Małecki był przez wiele lat toruńskim dziennikarzem, pisał do miejskiej gazety. Wcześniej studiował filozofię. A co najważniejsze już od dzieciństwa czytał kryminały.

Jego pierwsza powieść Najgorsze dopiero nadejdzie o dziennikarzu Marku Bennerze, który rozpaczliwie poszukuje zaginionej żony, powstawała sześć długich lat. Kilka nieopublikowanych wersji dotąd zalega na dnie szafy toruńskiego pisarza. Małecki przyznaje, że dziś wstydzi się do nich zajrzeć. Debiutancka powieść ukazała się w 2016 r. Tak z dziennikarza Małeckiego narodził się pisarz. Kolejne tomy przypominającej klasyczne thrillery kryminalnej sagi (Porzuć swój strach, Koszmary zasną ostatnie) przygód Marka Bennera już za nami. Tajemnica zaginionej żony została wyjaśniona, a pisarz postanowił zmienić gatunek.

Wrześniowa Skaza to początek nowej kryminalnej serii Małeckiego. Typowej policyjnej powieści z nowym bohaterem – komisarzem Bernardem Grossem w roli głównej. Akcja toczy się tym razem niespiesznie. W Chełmży pod Toruniem. Powoli wchodzimy w świat pełen mrocznych tajemnic z przeszłości. Zbrodniarzy i samego komisarza także. Bohaterów z tytułową skazą jest tu bowiem niemało. Gross to typowy policjant wzięty wprost z klasycznego kryminału. Takich bohaterów lubimy i znamy z kart powieści Mariusza Czubaja (prywatnie nauczyciela gatunku toruńskiego pisarza) czy Harlana Cobena, którego fanem jest od lat.

Bernard Gross to samotny mężczyzna w średnim wieku, z niejasną historią osobistą. Pełen smutku i zgorzknienia. Miłośnik modelarstwa i gorącej herbaty. Zawodowy glina, który uparcie dążący do celu. W miarę odkrywania kolejnych kart z jego prywatnej biografii Bernard Gross jawi nam się także jako ofiara gangsterskich porachunków. Dodatkowo jest skłócony z synem i uwikłany w dramatyczny wypadek z przeszłości. W epizodzie powieści pojawia się jego sojusznik Marek Benner – sprawny miejscowy dziennikarz, dobrze znany z debiutanckiej toruńskiej trylogii.

Talent Małeckiego sprawia, że od pierwszej chwili lubimy Grossa i współczujemy mu. Po kilku zdaniach autor już wciąga nas w swoją historię. Nie pozwala o niej zapomnieć.

W jeziorze zostają znalezione zwłoki nastolatka. Ginie też tajemniczy bezdomny. Wszystko to dzieje się w zimową noc 2018 r., czyli niedawno. Rzec by można tuż obok nas. To za mało, by rozpocząć śledztwo, ale Gross czuje, że te dwie ofiary coś łączy. A przede wszystkim, że śmierć chłopca nie jest tak oczywista, jak na to wskazują początkowe oględziny miejsca zbrodni. W miarę rozwijania się akcji komisarz odkrywa, że większość świadków dramatycznych wydarzeń nabiera wody w usta. A gdy natrafia na ślad pewnego niejasnego zaginięcia sprzed lat, już wie, że idzie dobrym tropem. W międzyczasie wątki z życia osobistego Grossa zaczynają być dla czytelnika także jaśniejsze. Policjant w lokalnej bibliotece poznaje kobietę. Przyjeżdża także syn Grossa. W atmosferze pełnej napięcia ojciec przeprowadza wreszcie z nim rozmowę. Godzi się na konfrontację, na którą przez lata obaj nie mogli się zdobyć. Pierwsze lody zostają przełamane z nadzieją na jakiś ciąg dalszy ich pogmatwanej rodzinnej relacji.

Dzięki takim właśnie umiejętnie prowadzonym wątkom pobocznym Gross staje się jednym z nas. Zwykłym człowiekiem uwikłanym w problemy osobiste, dla którego praca 24 godziny na dobę jest lekarstwem. I przekleństwem jednocześnie. Także dlatego mu kibicujemy i chcemy, żeby mu się wreszcie udało. I śledztwo, i romans z bibliotekarką.

Pytanie, czy Gross potrafi pogodzić pracę z życiem osobistym, pozostaje na razie bez odpowiedzi. Ale cóż, to dopiero początek tej nowej kryminalnej serii.

Potocznie mówi się że seks, pieniądze i zawiedzione uczucie to trzy najważniejsze motywy zbrodni. Nie inaczej dzieje się w Skazie. Intryga jest prowadzona zręcznie, tropy mylnie wiodą czytelnika na manowce, nim wreszcie dotrze do prawdy.

Co najciekawsze, i co pisarz zawsze podkreśla, dla niego nie jest ważne, kto zabił, ale dlaczego to zrobił. Psychologiczne motywy zbrodni to już jego specjalność.

Małecki dobrze zna polski rynek wydawniczy. Wie, że co roku ukazuje się w Polsce aż 200 kryminałów. Trzeba umieć się przebić, wyróżnić i, co najtrudniejsze, pisać tak, aby zostać zapamiętanym. Jest na dobrej drodze. Kolejne tomy przygód Grossa powstają już w wyobraźni pracowitego i skupionego na celu pisarza. Sam jeszcze nie wie do końca, co się stanie z jego bohaterem, czy tytułowa skaza zniknie. Ale wie, że nie odpuści. Będzie pisał i trzymał czytelnika za gardło aż do końca.

Skaza to dla mnie najciekawsza powieść kryminalna tej jesieni.

Czytaj również:

Haft opowiadający o wojnie Haft opowiadający o wojnie
i
Berthe Morisot, „Embroidery”, 1899, Wikimedia Commons (domena publiczna)
Wiedza i niewiedza

Haft opowiadający o wojnie

Elisabeth Åsbrink

Czasem przypadkowe znalezisko może wiele nam powiedzieć o historii, traumie i przeżyciach ludzi, które kryją się za pozornie zwykłymi przedmiotami. A także, być może, o nas samych.

Pewnego dnia, kilka lat temu, szłam z mężem ulicami Kopenhagi. Było to późnym latem, może pod koniec sierpnia lub na początku września, w każdym razie w jeden z tych dni, kiedy słońce świeci ciemnożółtym i miękkim światłem, ale i tak wprawia w przygnębienie, bo kres lata może nadejść w każdej chwili. Nie spieszyliśmy się. W mieście panował spokój, a większość sklepów była zamknięta. Ciemnozielone liście drzew pokrywał pył. Przechadzaliśmy się bez celu, właśnie przecięliśmy Israels Plads, gdzie w weekendy spontanicznie rozkłada się pchli targ, i planowaliśmy pójść gdzieś na kawę, kiedy nagle zobaczyłam coś, przez co musiałam przystanąć. Akurat tamtej niedzieli stał tam tylko jeden stół, obładowany starymi futrami z norek, mosiężnymi świecznikami, popielniczkami, biżuterią ze sztucznymi kamieniami i sztućcami z niepolerowanego srebra. Ale było tam też coś jeszcze. Na ziemi oparty o nogę stołu stał obraz. Dostrzegłam go, właściwie w ogóle na niego nie patrząc. Dopiero gdy przechodziliśmy obok, zauważyłam, że to tak naprawdę oprawiony w ramę haft i że właśnie przeczytałam na nim słowo „Hitler”. Wyszyte haftem krzyżykowym? Odwróciłam się, by się przyjrzeć, i wypatrzyłam kolejne wyhaftowane słowo: „Gestapo”. Tuż obok widniały litery „SS”. Nazistowska makatka? Postanowiłam kupić obraz. I tak też zrobiłam. Mąż niósł go całą drogę do domu wyszytym motywem skierowanym w stronę ciała.

Czytaj dalej