Zagubiona tożsamość
Przemyślenia

Zagubiona tożsamość

Łukasz Chmielewski
Czyta się 3 minuty

Tommi Parrish urodziła się w Melbourne w 1989 r. jako Kate. Jest osobą transgenderową i w odniesieniu do siebie używa liczby mnogiej, ale akceptuje też zaimek ona. Od kilku lat mieszka i tworzy w Montrealu. Kłamstwo. I jak to robimy jest jej debiutancką powieścią graficzną. Fabuła ma szkatułkową formę. Przypadkowe spotkanie dwójki dawnych przyjaciół staje się katalizatorem ich emocji i skrywanych pragnień, co prowadzi do swoistej spowiedzi. Wątkiem pobocznym jest lektura książki obrazkowej o problemach miłosno- egzystencjalnych striptizerki. Obie historie zostały tutaj narysowane w odmiennych stylistykach. Główny watek jest barwny i malarski, poboczny – czarno-biały i minimalistyczny. Łączy je jednak sposób pokazywania ludzkich postaci.

Bohaterowie komiksu Parrish są golemowaci. Wielkie, zwaliste sylwetki z zaburzoną anatomią wydają się bardziej awatarami niż żywymi ludźmi. Trudno doszukać się w nich dystynktywnych cech płciowych. Kategorie estetyczne, takie jak piękno czy brzydota, nie obowiązują w ich przypadku. Na poziomie fizycznym bohaterowie zdają się funkcjonować w oderwaniu od ludzkich norm, jakby pochodzili z innego wymiaru. Dymorfizm płciowy nie jest jednak kompletnie zatarty dzięki fryzurom czy sposobowi mówienia. Taki styl przedstawienia bohaterów daje bardzo ciekawy efekt. Wygląd traci na znaczeniu, ważniejsze staje się to, co dana postać przeżyła i jak się zachowuje. To zaciera granicę między mężczyzną a kobietą nie tylko biologicznie, ale także społecznie i seksualnie. Wizualna unifikacja fizyczności zostaje wzmocniona przez Parrish biografiami postaci.

Autorka konsekwentnie buduje sytuację, która zapewnia bohaterom możliwość wypowiedzenia swojej prawdy: spotkanie po latach dwójki dawnych przyjaciół, alkohol, rozmowy do późna. Więcej wiadomo o kobiecie. Jest kasjerką w supermarkecie, kiedyś sporo imprezowała, ciągle gra w zespole, to biseksualistka. Mężczyzna jest nie tylko dużo bardziej tajemniczy. To, co o nim wiemy, wydaje się z czasem po prostu ciągiem kłamstw. Tim trochę pozuje, bardziej wydaje się zakłamany. Nie chce przyznać się przed sobą do tego, kim jest i co go kręci. Wiarygodność traci już na samym początku opowieści, a kolejne wydarzenia tylko potwierdzają jego zakłamanie. Świat i postaci wykreowane przez Parrish nie są jednak jednoznaczne. Kłamstwo. I jak to robimy prowadzi grę z czytelnikiem, z jego przyzwyczajeniami w sposobie, w jaki interpretuje relacje i zachowania ludzkie, z jego rozumieniem i postrzeganiem płci. Do pewnego stopnia komiks ten można traktować jako swoiste kompendium wiedzy o różnych technikach okłamywania i o sposobach radzenia sobie z prawdą dotyczącą zarówno nas, jak i innych.

Tę ciągłą grę pomiędzy prawdą a fałszem bardzo dobrze uwypukla historia zawarta w czarno-białej książce, którą czyta główna bohaterka. Ten swoisty pamiętnik z ilustracjami pokazuje nawiązywanie relacji intymnej od trudnego początku, przez chwilę złudnej nadziei, po smutny koniec. Parrish używa kulturowych kalek i kodów znanych choćby z bajki o Kopciuszku i filmu Pretty Woman, żeby uwieść czytelnika, pokazując mu drogę, która okaże się ślepą uliczką. Bohaterowie dramatu skrywają tajemnice, a z odrywanych fragmentów ich biografii nie da się ułożyć spójnej całości. Oboje pragną bliskości i zaufania, ale jednocześnie nie są szczerzy, traktują siebie instrumentalnie. Bardzo łatwo przechodzą od nadziei na możliwą zmianę do pogardy, która każe wrócić do punktu wyjścia. Zupełnie jakby ona była Danaidą, a on Syzyfem. Bezsens ich działań podkreśla czerń i biel rysunków, które są wręcz odarte z barw, a przez to symbolicznie pozbawione nadziei i złudzeń. Celem Parrish wydaje się też pokazanie strachu przed bliskością i drugą osobą.

 

Czytaj również:

MO ściga potwory
Przemyślenia

MO ściga potwory

Łukasz Chmielewski

Polska Ludowa. Początek lat 60. XX w. Milicja Obywatelska ma problem. Demony wojny nie są publicystycznym zwrotem, a namacalnym problemem. Podobnych, paranormalnych spraw może być więcej. Zwykli funkcjonariusze nie poradzą sobie z nimi. Dlatego powstaje Wydział 7. W otwierającym serię komiksie Operacja Totenkopf do zaprawionego w bojach majora i dominikanina egzorcysty dołącza młody milicjant Wilk (jego teczka skrywa tajemnicę). Razem muszą stawić czoła duchom pacjentów szpitala psychiatrycznego, których wymordowali podczas wojny Niemcy. Fabuła w dużej mierze ma charakter ekspozycyjny, przez co śledztwo nieco traci na dynamice, ale i tak perypetie Wydziału 7 są bardzo obiecujące. Jednak poprzeczkę zawiesza dopiero naprawdę wysoko Larinae, czyli druga odsłona cyklu, w której czytelnik zostaje już wrzucony w środek intrygi, a do zespołu dołącza doświadczona patolog, żeby pomóc rozwikłać sprawę tajemniczych morderstw cudzoziemców. Czas nagli, bo śmierć dewizowych gości źle wpływa na reputację kraju, tym bardziej że zwłoki wyglądają jakby coś je zeżarło od środka… Pomysłodawcy serii Marek Turek i Tomasz Kontny (który jest też jej scenarzystą) wyszli daleko poza proste połączenie kapitana Żbika z Hellboyem i BBPO. Wydział 7 nie jest też naśladowaniem Z Archiwum X. Nieco bliżej mu do 07 zgłoś się, ale w wersji bez nadbohatera, jakim był Borewicz, i apoteozy milicji jako instytucji. Efektem jest nowocześnie zrealizowana kryminalna seria, której atutami są świetne osadzenie w realiach PRL-u i groza zakorzeniona jednocześnie w mitologii słowiańskiej i historii Polski. Dobrze wypada też warstwa graficzna, a uwagę przykuwa zwłaszcza ciekawa kreska Krzysztofa Budziejewskiego. Czekam niecierpliwie na trzecią część zatytułowaną Żywa woda!

Czytaj dalej