Zaklinacz Polaków Zaklinacz Polaków
Opowieści

Zaklinacz Polaków

Stasia Budzisz
Czyta się 5 minut

W 1989 r. miałam osiem lat i jedną z postaci mojego dzieciństwa był facet z równo przyciętą grzywką, o magnetycznym spojrzeniu i hipnotyzującym głosie. Pojawiał się u nas w domu raz w tygodniu za pośrednictwem telewizora, przy którym ojciec skrupulatnie ustawiał dzbanki z wodą i pełen syfon na naboje. Chciał sprawdzić, czy woda w nich zawarta „naładuje się” i będzie „zdrowotna”. Mama i babcia pukały się w głowę, ale ojciec prowadził eksperyment przez prawie rok. Nie pamiętam, co z tego wynikło, ale chyba nic spektakularnego, ponieważ ojcu w końcu znudziły się te seanse, a wody i tak nikt z nas nie chciał pić (bo kto o zdrowych zmysłach interesowałaby się wodą – nawet magiczną – skoro wystawy sklepowe zaczynały kusić kolorowymi oranżadami!).

W każdym razie pamiętam, że facetowi z telewizora towarzyszyła nastrojowa muzyka, a on sam mówił do nas po rosyjsku. W zasadzie liczył: adin, dwa, tri… I kończył na 40. Wtedy rosyjski był dość oczywistym elementem rzeczywistości, ale w naszym domu – z zasady – się go nie używało. Traktowaliśmy ten język jako ciało obce, a ojciec nawet buntował moją starszą siostrę, by ta nie przywiązywała w szkole wagi do tego przedmiotu. Tym dziwniejsze było podglądanie ojca ustawiającego naczynia z wodą i wsłuchującego się w rosyjskie treści płynące z telewizora. Jeśli wierzyć szacunkom OBOP, to mój ojciec mieścił się w grupie 76% Polaków, którzy oglądali program. Myślę, że dziś by się do tego nie przyznał. Jak pewnie większość.

Kaszpirowski, bo o nim mowa, pojawił się w polskiej przestrzeni publicznej na przełomie lat 80. i 90. XX w., a potem, dość nagle, zniknął. Oczywiście nie wiedziałam, dlaczego tak się stało. Przez długie lata zwyczajnie nie zaprzątałam sobie tym głowy. Nie miałam też pojęcia, czy Anatolij Michajłowicz nadal żyje, a jeśli tak, to co się z nim – człowiekiem, który zahipnotyzował nasz kraj i stał się bohaterem jednego z bardziej odjechanych wspomnień mojego dzieciństwa – dzieje. W zasadzie dopiero jako dorosła kobieta zaczęłam się zastanawiać nad tym zjawiskiem, a dokładniej nad faktem, jak to w ogóle było możliwe, że w momencie transformacji, kiedy z zasady odrzucaliśmy wszystko, co pochodziło „stamtąd”, człowiek zza wschodniej granicy zyskał w Polsce tak wielką popularność. I wtedy Gabriel Michalik napisał reportaż o Anatoliju Michajłowiczu Kaszpirowskim. Musiałam go przeczytać. Natychmiast!

Twarz polskiej transformacji

Michalik wprowadza atmosferę tajemnicy od samego początku. Razem z nim, kawałek po kawałku, odkrywamy kolejne elementy układanki: skąd się wziął, kim był, jak przebiegała kariera tytułowego bohatera reportażu. Towarzyszymy reporterowi w jego rozmowach telefonicznych z Kaszpirowskim, rozterkach, trudach poszukiwania informacji i perypetiach związanych z fizycznym dotarciem do Anatolija Michajłowicza. Nie lubię, kiedy reporter staje się bohaterem w swoim tekście, ale w przypadku Kaszpirowskiego obecność Michalika nie razi. Przeciwnie, pozwala nam poczuć (dla niektórych może po raz kolejny) „moc” (albo raczej działanie) hipnotyzera. Bo Michalik mu ulega. I wcale tego nie ukrywa, co stanowi potężny plus tej książki.

Razem z autorem staramy się zrozumieć fenomen i sukces Kaszpirowskiego w Polsce w szczególnym dla niej czasie. Szukamy odpowiedzi na pytania: jak to możliwe, że człowiek, który dziś jest obiektem drwin i kojarzy się ze wstydem (często za samych siebie), stał się jednak jedną z twarzy polskiej transformacji? I kto mu na to pozwolił?

Michalik sięga do swojej pamięci, przyznaje bowiem, że Anatolij Michajłowicz działał w latach, kiedy autor sam zaczynał wchodzić w świadome życie. Ale nie tylko – grzebie także w historii polskiej transformacji. Okresie, o którym z jakichś przyczyn wiele lat staraliśmy się zapomnieć, schować jak swego rodzaju wstyd narodowy. Dopiero ostatnich latach widać zainteresowanie epoką przejścia z jednego systemu w drugi. Reportaż Michalika zdecydowanie w ten nurt się wpisuje, ponieważ sam stanowi opowieść o Polsce sprzed 30 lat, o Polsce (dynamicznej) zmiany.

I to też jest wielka zaleta tego reportażu, dla którego postać Kaszpirowskiego, nazywanego przez autora „czerwonym magiem”, „szarlatanem”, „emisariuszem piekieł”, a niekiedy nawet „czarnym papieżem”, staje się tłem.

Wiara w uzdrowiciela

Kaszpirowski zrobił karierę w Polsce, mimo że w Rosji był już wyśmiewany zarówno w środowisku naukowym, jak i związanym z Cerkwią prawosławną. Ale nie byłby w stanie dokonać tego bez pomocy swojego niezwykle utalentowanego impresaria – Mirosława Kulisia oraz czterech instytucji: PZPR-u, który co prawda już ledwo zipał, ale nie przeszkadzał Kaszpirowskiemu działać w na terenie kraju; tygodnika „Polityka”, w którym prof. Lechosław Gapik opublikował tekst pt. O Fenomenie Kaszpirowskiego i tym samym pomógł mu zdobyć przychylność inteligenckich sfer; telewizji, która na antenie „Dwójki” przez trzy lata nadawała wspomnianą już przeze mnie Teleklinikę doktora Anatolija Kaszpirowskiego, a w 1990 r. nagrodziła go nawet nagrodą Wiktora; oraz, a może przede wszystkim, Kościoła katolickiego.

Bo w Polsce „czerwony mag” wyłonił się właśnie stamtąd. I to wcale nie z prowincjonalnych kościółków, ale od ojców paulinów na Jasnej Górze i z bazyliki Mariackiej w Gdańsku, do której, prawdopodobnie, wprowadził go przyszły prezydent – Lech Wałęsa. Wydaje się, że gdyby nie poparcie tej instytucji Kaszpirowski nie miałby szans na tak spektakularny sukces. Przyznaje się zresztą Michalikowi, mówiąc: „były to najjaśniejsze dni mojego życia”.

Michalik zdaje się także dowodzić, że Anatolij Michajłowicz trafił w doskonały czas, w którym nowe się jeszcze nie narodziło, a stare jeszcze nie odeszło, ale przestawało działać. Wstrzelił się w niszę i doskonale ją wykorzystał. Ludzie – jak zawsze – dążą do stabilności, potrzebują poczucia bezpieczeństwa, czegoś pewnego. W okresie transformacji wiele z tych aspektów nie było spełnionych, a Kaszpirowski dawał nadzieję, zwłaszcza że szerokim echem odbiły się jego spektakularne sukcesy w hipnozie na odległość za pośrednictwem telemostu czy pozytywne wyniki w terapii enurezy, czyli moczenia nocnego.

Cieszę się, że Michalik sięgnął po ten temat, że udało mu się dotrzeć do swojego bohatera, dać się mu zmanipulować, wodzić za nos. Dobrze, że nie ukrywa przed nami, że w wyniku gry, w której przyszło mu uczestniczyć, w końcu siada u jego nóg i słucha tego, co ma mu do powiedzenia człowiek, który zdobył serca Polaków. Kogo spotyka? Sprawdźcie sami! Michalik wartko i po mistrzowsku poprowadzi Was do ostatecznego spotkania.

Za 10 lat mogłoby być za późno na tę książkę, a za 50 – nikt by o nim nie pamiętał. A może przetrwałby tylko w postaci memów internetowych, zrozumiałych jedynie dla tych, co pamiętają butelki z wodą sprzed telewizorów. A przecież Kaszpirowski zaklinał Polskę w jednym z najważniejszych momentów dla jej współczesnego kształtu.

Trzeba więc powiedzieć jasno: jesteśmy narodem, który w czasie zmian dał się zahipnotyzować, „ładował” wodę przez telewizory, uczestniczył w masowych sesjach Kaszpirowskiego i w końcu pozwalał mu na prowadzenie seansów z ołtarzy najważniejszych świątyń. Jesteśmy narodem, który pozwolił na to człowiekowi ze Związku Sowieckiego, zdeklarowanemu ateiście i modelowemu przykładowi homo sovieticus.

Ale cóż, historia lubi się powtarzać.

Czytaj również:

Anastazjanizm: pojęcia kluczowe Anastazjanizm: pojęcia kluczowe
Pogoda ducha

Anastazjanizm: pojęcia kluczowe

Andrzej Olejniczak

Jeśli sądzisz, że sięgnąwszy po książki z serii Dzwoniące Cedry Rosji, jak nazywa się oficjalnie cykl o Anastazji, odnajdziesz w nich kolejną banalną wariację utrwalonych w kulturze popularnej motywów znanych od czasów dzieci kwiatów, to się mylisz. U progu Ery Wodnika postsowiecki New Age uprawia bowiem futurologię, zna się na geopolityce i błyskotliwie szuka ścieżek łączących staroegipską wiedzę tajemną, obłęd cywilizacji technicznej i znaczenie public relations w zarządzaniu państwem.

Ze światem 10 tomów opowieści o Anastazji warto się zaznajomić tym bardziej, że mądrości przekazywanych przez Władimira Megrego być może z uwagą słucha nawet jego najpotężniejszy rosyjski imiennik. W Liście otwartym do prezydenta Rosji Władimira Putina czytamy: „budowanie demokratycznego, ekonomicznie rozwiniętego państwa na wzór państw zachodnich większość mieszkańców intuicyjnie odrzuca. […] Jeśli pomyśleć rozsądnie, to dlaczego my […] mamy marnować nasze wysiłki, żeby w końcu zbudować państwo, w którym będą kwitły narkomania, prostytucja i przestępczość? Przecież to wszystko ma miejsce właśnie na Zachodzie”.

Czytaj dalej