Zapora przed nieskończonością Zapora przed nieskończonością
i
Édouard Vuillard, Ogród w Vaucresson (1920) Zbiory Met Museum
Opowieści

Zapora przed nieskończonością

Agnieszka Drotkiewicz
Czyta się 5 minut

Czemu ogrody skończyły się w XIX w. i odradzają się w XXI w., kto miał większą fontannę, a kto ogród bez pałacu oraz co jest największym wrogiem ogrodów – o tym wszystkim Hans von Trotha opowiada Agnieszce Drotkiewicz. 

Agnieszka Drotkiewicz: Wystawa Gärten der Welt w zuryskim muzeum etnograficznym Rietberg, której był Pan współkuratorem, została poświęcona ogrodom Azji i Europy. Kiedy ją oglądałam, pomyślałam, że ogrody to zwierciadło kultury. 

Hans von Trotha: Tak, w Azji i Europie ogród był jednym z najważniejszych środków przekazu. I do tego łatwym do zrozumienia. W przypadku literatury trzeba znać język, w którym jest napisana. Sztuki wizualne, muzyka także są trudne w odbiorze. Tymczasem jeśli chodzi o ogrody, od razu chwytasz ich ideę. 

Sam tego doświadczyłem. Rozmawiałem kiedyś z autorem bardzo ciekawej książki o chińskich ogrodach krajobrazowych. Powiedział on – wielu badaczy tak sądzi – że ogród angielski wywodzi się z chińskiego. Ja się z tym nie zgadzam, więc spieraliśmy się przez trzy godziny. W końcu powiedział: „Przyjedź do Pekinu”. Wcześniej nie studiowałem chińskiej kultury, nie przygotowywałem się też do tego wyjazdu. Chciałem zobaczyć, co się stanie, gdy spróbuję zbliżyć się do kultury przez jej ogrody. Po dwóch tygodniach byłem w niej zanurzony. To było wspaniałe!

Jestem głęboko przekonany, że można zrozumieć inną kulturę właśnie za pośrednictwem ogrodów. Pokazują podstawową relację – między kulturą a naturą. Poza tym są przyjemnymi miejscami, a ludzie, którzy się nimi zajmują, zazwyczaj są mili. 

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Feniksy w ogrodzie (Dynastia Xi, Chiny) zbiory Met Museum
Feniksy w ogrodzie (Dynastia Xi, Chiny) zbiory Met Museum

Mam wrażenie, że ogrody to „nowa kuchnia” – jakiś czas temu jedzenie stało się wszechobecnym, bardzo modnym tematem, teraz są nim ogrody.

Zainteresowanie ogrodami wzrasta od lat 80. XX w., a od początku XXI w. mamy prawdziwy boom ogrodowy. Jednym z jego przejawów jest obecny na całym świecie fenomen „urban gardening”, a zwłaszcza „guerilla gardening” – ogrodniczej partyzantki. Ludzie, głównie młodzi, korzystają z przestrzeni publicznej tak jak z prywatnej, sadząc w mieście rośliny, za zgodą władz lub po kryjomu. To fantastyczne, ale to nie jest sztuka (śmiech). Artyści ogrodów mówią „okropne, ohydny kicz”. Ja mówię: to dobra wiadomość. Generacja XXI w. odkryła dla siebie ogrodnictwo. 

Ogród może być środkiem wyrażenia potęgi, władzy – jak Vaux-le-Vicomte, zbudowany dla ministra skarbu Ludwika XIV. Oszołomiony jego splendorem król z zazdrości uwięził ministra, a architektowi tego ogrodu, Andrému Le Nôtre’owi, zlecił stworzenie lepszego w Wersalu. Znawca ogrodów Monty Don zauważa, że ogrody w renesansie bywały tym, czym dziś dla oligarchów jest kupienie gazety albo drużyny futbolowej – znakiem władzy.

Najpierw cofnijmy się o krok. Największym i ostatecznym wrogiem ogrodów jest wojna. Tam, gdzie się toczy, nie ma ogrodów. Po wojnie trzydziestoletniej na terenie Niemiec nie ostał się żaden ogród z czasów renesansu – przez 30 lat wojska przechodziły wte i wewte. W międzyczasie styl zmienił się z renesansu na barok, w modzie był ogród francuski. Jego szczególnym przykładem był ogród w Wersalu, wyraz politycznego absolutyzmu. Każdy z pomniejszych niemieckich książąt kazał wtedy budować ogród francuski, żeby zademonstrować, że on także jest „władcą absolutnym”. Najważniejszy, najpiękniejszy z nich to Herrenhausen koło Hanoweru. Książę, który go zbudował, miał pieniądze wystarczające na ogród albo pałac. Wybrał ogród bez pałacu i to była wypowiedź artystyczna.

Nurtowało mnie pytanie, jak doszło do tego, że ogrody, które były geometryczne przez tyle epok – średniowiecze, renesans, barok – w oświeceniu zupełnie zmieniły swoją strukturę. Często czyta się, że była to zmiana polityczna, że to „wolna, demokratyczna angielska filozofia przeciwstawiona francuskiemu absolutyzmowi”. To nieprawda! Politycy nigdy nie zmieniają sztuki, nie są w stanie tego zrobić. To działa w drugą stronę, sztuka może zmienić politykę. Ogród francuski powstał jako komunikat filozoficzny. Vaux-le-Vicomte to w zasadzie wpisanie przez Le Nôtre’a uporządkowanej, racjonalistycznej filozofii Kartezjusza w przestrzeń. Ludwik XIV przechwycił tę ideę i umieścił siebie w jej środku, w ten sposób przerodziła się w polityczną – ogród stał się ilustracją absolutyzmu, nieograniczonej władzy króla. To samo spotkało ogród angielski. Stoi za nim filozofia oświecenia: sensualizm przeciwstawiony racjonalizmowi, przekonanie, że wszystko przemawia do zmysłów. W obu przypadkach pierwsza generacja ogrodów była filozoficzna, dopiero druga polityczna, to bardzo ważne.

W ogrodzie spotykają się nauka i piękno.

Proszę spojrzeć, to ilustracja technicznego przyrządu, jednego z wielu, z których korzystał Le Nôtre. Nowo powstały ogród był kiedyś odpowiednikiem wystawy światowej – miejscem, gdzie pokazywało się nowe rośliny, nowe techniki, nową filozofię, nową literaturę… To miejsce nauki, ale nauki organicznej. To również miejsce bardzo erotyczne – przebywanie w ogrodzie to bardzo zmysłowe doświadczenie. Można dotykać, wąchać, jeść owoce… Także muzyka, rytm grają ogromną rolę. Czasami zdarza mi się oprowadzać wycieczki po ogrodach w Niemczech, Anglii, we Francji. Do Wersalu staram się pojechać w niedzielę. Są wprawdzie tłumy, ale głośniki ukryte w żywopłotach odtwarzają muzykę z epoki. Dodaj do tego dźwięk fontann i widzisz dorosłych ludzi płaczących jak małe dzieci na widok ozdobionej choinki! Badacze ogrodów mówią: „To jest okropne, to jest Disneyland”, ale przecież tak to właśnie wyglądało!

Giovanni Francesco Venturini, Fontanna w ogrodzie Villa d'Este w Tivoli (1676-1700) zbiory Met Museum
Giovanni Francesco Venturini, Fontanna w ogrodzie Villa d’Este w Tivoli (1676-1700) zbiory Met Museum

Kiedy przygotowywałam się do rozmowy na temat nieborowskiej Arkadii i czytałam o obiektach, które się znajdują w tym parku – świątynia Diany, grobowiec Sybilli, domek gotycki – też pomyślałam o Disneylandzie.

Wszystkie parki czerpią z parku krajobrazowego. Mają taką samą strukturę – ogrody zoologiczne, lunaparki, Disneyland. Zmieniają się techniki i opowieści. W ogrodach takich jak Arkadia, z XVIII w., dużo było odniesień do literatury. Te wszystkie budynki, o których pani wspomniała, były bardzo dokładnie zdefiniowane – gotyk, Rzym i Grecja oznaczały wolność czasów czystych filozoficznie, klarownych. Gotyk nie był mroczny i dziwny – takim zobaczyli go dopiero romantycy. W XVIII w.- w Anglii, gdzie powstały ogrody krajobrazowe, był postrzegany jako czas „zanim przyszli źli królowie”. Wśród ogrodowej architektury były też budynki egzotyczne, budynki z Tahiti, meczety.

Także chinoiserie.

Chińskie budynki zawsze występują w kompozycji z rzymskimi, greckimi, gotyckimi. Do schyłku XVIII w. Europejczycy wyobrażali sobie Chiny jako kraj filozoficzny, ponieważ nie było tam szlachty i religii, a dla oświecenia szlachta i religia były tym, co najbardziej szkodziło społeczeństwu, cofało go. Gotycki, chiński, rzymski albo grecki budynek w ogrodzie był znakiem odsyłającym do lepszych czasów, lepszych filozofii.

Raj utracony.

Uwielbiam ten poemat, często zaczynam wykłady od jego ostatniej strony. Odniósł wielki sukces, Milton napisał drugi tom – Raj odzyskany, którego nikt nie chciał czytać… Strata jest ciekawsza, atrakcyjniejsza literacko.

Ogrody są wyrazem filozofii epoki, ale też wyrazem osobistej filozofii. Ogrodnictwo to z jednej strony sposób na udoskonalanie siebie, trenowanie uważności, cierpliwości, troskliwości. Ale także wyraz naszego ego, próżności.

Jeden z najpiękniejszych i największych angielskich ogrodów – Petworth autorstwa Capability’ego Browna – wygląda jak naturalny, a całkowicie został zrobiony sztucznie. Z tego terenu trzeba było usunąć całą wioskę; nie było tam wody, więc stworzono sztucznie wielkie jeziora. Wszystko po to, aby natura „wyglądała bardziej naturalnie”. Efekt jest piękny, ale twórcy zniszczyli całą zastaną strukturę w imię swoich estetycznych i filozoficznych idei.

Zawsze istnieje druga strona ogrodu. Podobnie jak każdej sztuki (śmiech). Tyle że ogród to jedyna sztuka, która rzeczywiście zmienia samą naturę, a to wyraz hybris, pychy. Pewien angielski badacz napisał kiedyś: „Angielski ogród krajobrazowy daje nam poczucie, jak wyglądałby świat, gdyby Stwórca był malarzem krajobrazowym z XVIII wieku”. Niemiecka Teoria ogrodnictwa z końca XVIII w. kończy się słowami: „Bóg stworzył świat, a my go ulepszamy”. Taka była pycha oświecenia, 200 lat wcześniej za takie słowa można było zostać spalonym na stosie!

To samo zresztą dotyczy barokowego ogrodu. Dziś te cięcia, formowanie żywopłotów i drzew mogą się wydawać formą okiełznania natury, ale w barokowej teorii ogrodnictwa najwyższą ideą piękna była matematyka, geometria. Tak więc cięcie i formowanie było pomaganiem naturze, aby miała najpiękniejszą z możliwych form, by była jak najbliżej swojego potencjału. 

Claude Monet, Ogród w Sainte-Adresse (1867) Zbiory Met Museum
Claude Monet, Ogród w Sainte-Adresse (1867) Zbiory Met Museum

Gdy czytam o ogrodach, myślę o wodzie. Bez wody nie ma ogrodu. Woda to splendor, ale też konieczność – bez niej nie ma życia.

By stworzyć ogród, trzeba panować nad wodą. Od czasów renesansu ogrody służyły do tego, żeby pokazać, że stać cię na to, by ją marnować. Ludzie głodowali, lecz władca miał swoje fontanny, gry wodne, giochi d’acqua, wielkie kaskady i jeziora. Absolutnie bezużyteczne. 

Ale też za życia Ludwika XIV w Wersalu nigdy nie działały naraz wszystkie fontanny, ponieważ nie było wystarczającego ciśnienia. Służący stali ukryci w żywopłocie i gdy król wybierał się na przechadzkę, gwizdali do siebie, którą fontannę zamknąć, a którą uruchomić. Piotr I w Peterhofie chciał mieć ogród większy i wspanialszy. Zdawał sobie sprawę, że to niemożliwe, jednak jego fontanna była wyższa od fontanny Ludwika XIV, więc był szczęśliwy. To była bardzo męska gra – kto ma wyższą fontannę (śmiech).

Ogród to także wyraz marzenia o ideale, za którym tęsknimy.

Istnieje ciekawa różnica między ogrodem europejskim a azjatyckim: europejska idea ogrodu to idea „bycia gdzie indziej”. Ponieważ istnieje raj utracony, istnieje też nadzieja, że gdzieś jest świat lepszy od tego, który znamy. Świat, do którego możemy się dostać jedynie po śmierci. Ogród chiński jest zaś „tu i teraz”, nie funkcjonuje jako cytat z innego miejsca.

Jakie było znaczenie śmierci w ogrodach romantycznych?

Ogród to życie, a śmierć jest częścią cyklu życia. Natura jest silniejsza od człowieka – udowadnia nam to, kiedy umieramy. Przy tworzeniu ogrodów jedną z motywacji może być chęć udowodnienia naturze, że człowiek jest silniejszy. Jednak ważnym elementem ogrodów jest też potęga natury wyrażona w śmierci. Pojawił się przed romantyzmem – choćby w Wersalu wiele rzeźb wiąże się ze śmiercią.

Skoro mówimy o śmierci, jakie było znaczenie masonerii w ogrodzie romantycznym? Próba oswojenia śmierci, pogodzenia się z nią była ważnym tematem dla członków lóż masońskich w XVIII w.?

Trudne pytanie. Są badacze, którzy piszą o tych związkach, jest naturalnie Czarodziejski flet Mozarta… Myślę, że było podobnie jak z polityką. To masoni przyswoili sobie filozofię ogrodów, a nie masoneria wpłynęła na ich kształt. Oczywiście ogród – miejsce, które wiąże się z mistyką, związkami natury, architektury i innych sztuk – był idealny dla masonów. Niektóre angielskie ogrody oświecenia – bardziej oświecenia niż romantyzmu – miały masoński program. Ale ja bym tego nie przeceniał.

Recytowanie poezji w ogrodzie (I poł. XVII w, Iran) zbiory Met Museum
Recytowanie poezji w ogrodzie (I poł. XVII w, Iran) zbiory Met Museum

Nawiasem mówiąc, „romantyczny” to bardzo skomplikowane słowo w rozmowie o ogrodach. Każdy język używa go w innym znaczeniu. Angielskie romanticism prowadzi od Szekspira do dzisiaj. Moja ostatnia książka ma tytuł W ogrodzie romantycznym i robię w niej wyraźne rozróżnienie między krajobrazowym ogrodem oświecenia i sentymentalizmu, takim jak Arkadia czy Wörlitz, a ogrodem romantycznym.

Wyglądają podobnie.

W oświeceniu ogród jest miejscem nauczania, uczysz się przez emocje.

Jak w Wörlitz?

Wörlitz to pierwszy ogród w stylu angielskim poza granicami Anglii. Od zawsze traktowany był jak muzeum. W czasach, kiedy go zakładano, ważnym elementem wykształcenia był grand tour, czyli objazd po Europie, po jej muzeach, kościołach, przyrodzie. W Wörlitz możesz zrobić mini grand tour – pałac to pierwszy klasycystyczny budynek w Europie, w stylu angielskiego domu wiejskiego. W otaczającym go parku znajdują się Alpy. Gdy je przekroczysz, zobaczysz budynek gotycki – jedna fasada reprezentuje gotyk angielski, wzorowany na posiadłości Strawberry Hill, a druga wenecki kościół – synagogę, świątynie ze Spoleto, rzymskie budowle, w końcu Wezuwiusza. Każdy spacer po tym parku uczy cię czegoś. 

A ogród romantyczny?

Romantycy szukali bezpośredniego spotkania z nieskończonością. Sam ogród romantyczny ma być nieskończonością i śmiercią. Ale tak naprawdę nie możesz przedstawić nieskończoności. Możesz ją udawać, jak robiły to ogrody w XVIII w., ale nie jesteś w stanie w ogrodzie zrobić tego, czego dokonał w malarstwie Caspar David Friedrich. 

W swojej książce pisze Pan, że Mnich nad morzem Friedricha to obraz emblematyczny dla człowieka współczesnego.

Heinrich von Kleist uważał, że kiedy patrzysz na ten obraz, to jakby ktoś obciął ci powieki. Jako pierwszy w historii malarstwa pokazuje on pejzaż bez granic, nieograniczony niczym. To cel romantycznej sztuki: odnaleźć wewnętrzną nieskończoność, która koresponduje z nieskończonością natury. To pociągające, ale też przerażające spotkanie. Dlatego ogrody, które ja nazywam romantycznymi – XIX-wieczne – powracają do struktur barokowych. Duża część ogrodu reprezentuje nieskończoność, ale dookoła domu jest ogród regularny, obiektywna struktura, która tworzy coś w rodzaju „kordonu sanitarnego” pomiędzy nami a nieskończonością, chroni przed nią – bo ekstremalne doświadczenie nieskończoności to śmierć. W Niemczech ten powrót do struktur nazywamy biedermeier. I znowu ogród oddaje zmiany światopoglądowe epoki. Dlatego byłem tak szczęśliwy, że wystawa w Zurychu kończyła się obrazami Carla Spitzwega, ważnego malarza biedermeieru.

Ogród japoński Rikugien w Tokio (Wikimedia Commons)
Ogród japoński Rikugien w Tokio (Wikimedia Commons)

Na wystawie w Zurychu była też reprezentowana sztuka współczesna: polaroidy Davida Hockneya z Kioto, instalacja z pyłków roślin Wolfganga Laiba, głowy zodiakalnych zwierząt Ai Weiweia.

Ogród japoński jest bardzo trudny do oddania, ponieważ jest mocno zredukowany, dlatego zdecydowaliśmy się go pokazać przez sztukę współczesną. Ai Weiwei odtwarza głowy zwierząt z pałacu cesarza Chin zniszczone przez Anglików w czasie wojny opiumowej. Rozsyła je po ogrodach świata (były pokazywane m.in. w Tuileries w Paryżu, w Belvedere w Wiedniu), aby przypominać o tym, co się wówczas stało. Instalacja Wolfganga Laiba przypominała mi średniowieczny hortus conclusus, poza tym to były jedyne prawdziwe rośliny na wystawie.

Czy po ogrodzie romantycznym XIX w. pojawił się jakiś inny znaczący filozoficznie typ ogrodu? Czy na to musimy poczekać?

Wiek XX nie widział w sztuce ogrodów ważnego środka przekazu idei. Bardzo silna była pragmatyczna presja – trzeba było odbudowywać kraje po wojnie, potrzebne było miejsce do rekreacji robotników, miejsce, by parkować samochody…

Pierwszy ogród, w którym pomyślałem, że coś się zmienia, to był park André Citroëna w Paryżu, który powstał w 1992 r. Wielka przestrzeń, którą rząd powierzył wizji jednego artysty – ogrodnika, pisarza i filozofa Gilles’a Clémenta. Jest on dość radykalny, w swoich esejach pisze, że nie powinniśmy naruszać natury, jedynie ją obserwować. Jego wizja jest spójna, interesująca, nowa. Jestem przekonany, że nasze stulecie będzie stuleciem ogrodów, będziemy o nich dużo mówić, będą mieć dla nas znaczenie.

*

Hans von Trotha:

Studiował literaturę, filozofię i historię. Tematem jego doktoratu są relacje między literaturą, filozofią i sztuką ogrodów w XVIII w. Pisał do wielu niemieckich gazet i stacji radiowych. Publikuje książki, m.in.: Der englische Garten. Eine Reise durch seine Geschichte (ang. „The English Garden. A Journey Through Its History”), Garten Kunst. Auf der Suche nach dem verlorenen Paradies, Im Garten der Romantik. Jego najnowsza książka A Sentimental Journey. Laurence Sterne in Shandy Hall ukazała się w lutym.

Czytaj również:

Szkielet historii i ciało teraźniejszości Szkielet historii i ciało teraźniejszości
i
Mieczysław Wasilewski, rysunek z archiwum
Przemyślenia

Szkielet historii i ciało teraźniejszości

Paulina Małochleb

Teraźniejszość może być przybliżana i tłumaczona poprzez opowieści o przeszłości. Jednak tego typu narracje niosą ryzyko, że zostaną niezrozumiane i zinterpretowane tylko jako dawne dzieje. 

„A zatem nie ma już »teraz«, ponieważ przeszłość pochłonęła teraźniejszość, zamieniła ją w ciąg obsesyjnych powtórzeń, a to, co wydawało się nowe – co wydaje się dziać teraz – jest jedynie odgrywaniem jakiegoś ponadczasowego schematu” ‒ pisał w zbiorze esejów Dziwaczne i osobliwe Mark Fisher, filozof i teoretyk kultury. W elegijnym tekście opublikowanym tydzień po jego śmierci w 2017 r. na stronie „Guardiana” Simon Reynolds stwierdził, że dla młodszych pokoleń najważniejsza była teza Fishera dotycząca prywatyzacji cierpienia psychicznego – dokonanej przez praktyki kapitalistyczne i polegającej na przekonaniu, że to jednostka ponosi pełną odpowiedzialność za stany psychoemocjonalne. W ten sposób problem dotykający milionów staje się ich własną sprawą, na którą system nie ma wpływu i za którą nie odpowiada. Dla polskich czytelników blog Fishera – o nazwie K-punk – prowadzony na początku lat dwutysięcznych nie był z pewnością tak ważnym punktem odniesienia jak dla brytyjskich odbiorców, ale jego tezy krążą i w systemie coraz bardziej drapieżnego kapitalizmu, strojącego się w szatki work-life balance, brzmią coraz mocniej.

Czytaj dalej