Bajka, Dobrzyk, Kubatu, Lil i Put, Łauma, Maja, Malutki Lisek i Wielki Dzik, Tosia, Zbyś i Mruk. Jeśli nie znacie tych postaci, to albo nie macie dzieci, albo przegapiliście rewolucję w polskim komiksie.
Za dnia w Instytucie Biologii Ssaków PAN w Białowieży Tomasz Samojlik zajmuje się historią przyrody, bada m.in. wpływ człowieka na las. Po godzinach zaś pisze i rysuje książki i komiksy dla dzieci. Nie żyje jednak w dwóch równoległych światach. Doktor habilitowany wiedzę naukową umiejętnie przemyca w swojej twórczości, a talent do opowiadania i rysowania wykorzystuje, ilustrując teksty naukowe. Sławę i uznanie przyniosły mu książki obrazkowe o żubrze Pompiku i komiksy o ryjówce Dobrzyku. To właśnie najmniejszy polski ssak stał się bohaterem, który zapoczątkował rewolucję w polskim komiksie dla dzieci. W ślad za Dobrzykiem przyszli Lil i Put, Wielki Dzik i Malutki Lisek, Bajka, Kubatu czy Miś Zbyś i Borsuk Mruk, przejmując pałeczkę od postaci z komiksów peerelowskich, które goszczą w zbiorowej wyobraźni od półwiecza.
Bohaterowie o lasce
Tytus, Romek i A’tomek, Kajko i Kokosz, Kleks, kapitan Żbik… Komiksy z ich przygodami były bardzo popularne w PRL-u i jeszcze długo po 1989 r. pozostawały jedyną alternatywą dla młodszych odbiorców, którzy chcieliby poczytać rodzime obrazkowe historyjki z dymkami. Bohaterowie ci zaczęli się jednak starzeć, a ich przygody nie nadążały za zmieniającą się rzeczywistością. Nie powstawały też nowe albumy. A tych, które stworzono w PRL-u, nie było wcale tak dużo. Henryk Jerzy Chmielewski wymyślił swoich ikonicznych bohaterów jeszcze w 1957 r. na potrzeby prasy, ale popularność Tytusowi, Romkowi i A’tomkowi przyniosły dopiero przygody wydawane w formie albumowej od 1966 r. Do końca PRL-u artysta narysował 18 komiksów. Kajko i Kokosz Janusza Christy i Kleks Szarloty Pawel są sporo młodsi. Para słynnych wojów z Mirmiłowa zadebiutowała w 1972 r. i doczekała się 14 książek, a młodszy od nich o dwa lata niebieski stworek z kałamarza wystąpił w 12 albumach. Kultowa do dziś seria o kapitanie Żbiku wprawdzie doczekała się ponad 50 zeszytów, ale była mocno propagandowa (scenariusz pisał oficer MO) i bohaterskie przygody milicjanta dobiegły końca jeszcze na początku stanu wojennego.
Po wyprowadzeniu sztandaru PZPR z budynku sejmu trafiła, podobnie jak bliźniacze produkcje (Tajemnica złotej maczety czy Pilot śmigłowca), do komiksowego czyśćca. W 1990 r. zaczęły ukazywać się komiksy z amerykańskimi superbohaterami, takimi jak Batman czy Spider-Man, rok później na rynek wszedł francuski Asterix, a w kolejnym Kaczor Donald i inne Disneyowskie franczyzy. Zagraniczna, bardzo różnorodna oferta, nad którą nie tylko nie unosiło się odium minionego systemu, ale miło czuć było ją Zachodem, była w zasadzie wyrokiem śmierci dla rodzimego komiksu dziecięcego. Dodatkowo przyzwyczajeni do stutysięcznych nakładów, jakie komiksy miały w PRL-u, Janusz Christa i Szarlota Pawel po zmianie ustrojowej w zasadzie przestali tworzyć. Na placu boju pozostał Papcio Chmiel i jego harcerze uczłowieczający szympansa. Na odrodzenie trzeba było poczekać 30 lat.
Na początku był konkurs
Szymon Holcman z wydawnictwa Kultura Gniewu zauważa, że nowa fala polskiego komiksu dla dzieci zbiegła się z rozwojem rynku nowoczesnych książek obrazkowych. „Powstało dużo małych polskich wydawnictw, które sięgnęły po artystyczne, a nie korporacyjne picture booki, nie były jednak zainteresowane komiksami” – przyznaje. Sam czytał wtedy takie pozycje córkom, brakowało mu jednak podobnych komiksów. Jednocześnie na komiksowych festiwalach coraz częściej pojawiali się czytelnicy z dziećmi. Wtedy Holcman wymyślił imprint Krótkie Gatki z ofertą dla młodszych czytelników, a pierwszym komiksem w tej linii wydawniczej była Ryjówka Przeznaczenia. Osiem lat temu ten pomysł mógł wydawać się szalony, zwłaszcza że Kultura Gniewu specjalizowała się w powieści graficznej, czyli komiksach dla dorosłych, wyrobionych odbiorców. Okazał się jednak pionierskim posunięciem. Pojedynczy, nawet najlepszy komiks Samojlika nie mógł jednak radykalnie zmienić warunków gry.
Rewolucję umożliwiło dopiero systemowe rozwiązanie, jakim był konkurs im. Janusza Christy. To dzięki niemu na rynku pojawiło się w ciągu sześciu lat 13 nowych serii komiksowych i blisko 40 nowych polskich albumów.
„Komiksy dla dzieci to sposób na zdobycie nowych czytelników i budowanie rynku na przyszłość. A że dzieci przywiązują się do lubianych bohaterów, to często są to produkty seryjne” – zauważa Tomasz Kołodziejczak, ceniony pisarz science fiction i dyrektor wydawniczy segmentu komiksów w Egmoncie.
To on wymyślił konkurs na komiks dla dzieci, żeby szukać nowych twórców i tytułów. Chciał też przypomnieć klasykę. Konkurs był również naturalnym ruchem marketingowym z punktu widzenia wydawcy Asterixa i komiksów Disneya. „Sam konkurs, patronat Christy i nasze działania promocyjne wspierają nową generację autorów, którym niełatwo zaistnieć na stosunkowo małym polskim rynku komiksowym. Oczywiście, mamy i cel biznesowy – szukamy nowych, przyszłych hitów” – zapewnia Kołodziejczak.
Berenika Kołomycka, autorka serii Malutki Lisek i Wielki Dzik, przyznaje, że impulsem twórczym był dla niej właśnie ten konkurs. Swoją relację z przygarniętym ze schroniska psem, Foxem, ubrała w kostium zwierzęcy, który pozwolił jej łatwo opowiadać o emocjach i relacjach. Do tej pory w Polsce ukazało się sześć tomów, dwie pierwsze części wyszły także w Hiszpanii, a cykl po angielsku doczekał się cyfrowej dystrybucji. Obecnie trwają prace nad animowanym serialem na podstawie komiksu.
Kołodziejczak przyznaje także, że dzięki konkursowi dostrzegł humorystyczny talent Macieja Kura, scenarzysty komiksowego serii fantasy dla nastolatków Lil i Put. W efekcie powierzył mu napisanie pełnometrażowego scenariusza reaktywowanych przygód Kajko i Kokosza. Fabuła Królewskiej konnej została oparta na pomyśle nieżyjącego od lat Christy, ale Kur poprowadził ją po swojemu, wprowadzając kobiecą bohaterkę pierwszoplanową. Jego poczucie humoru czy aluzyjność pomysłów są po prostu współczesne, jednocześnie jednak utrzymane w duchu oryginału. Album był najlepiej sprzedającym się polskim komiksem w roku 2019. Tak historia zatoczyła koło.
Różnorodność bez tabu
Peerelowskie komiksy dla dzieci opowiadały o postaciach ludzkich, choć paradoksalnie najwyrazistszymi bohaterami były zwierzątka lub stworki, jak Tytus i Kleks. Jednocześnie w zasadzie brakowało pierwszoplanowych postaci niemęskich. Dziewczyny i kobiety były elementami tła, jak Jonka (która miała brata bliźniaka) czy Jaga, czarownica z komiksów Christy. Nawet Malwinka z Kubusia Piekielnego nie funkcjonowała jako pierwszoplanowa bohaterka. Znamienne jest jednak, że właśnie w twórczości Szarloty Pawel, jedynej publikowanej autorki komisów w PRL-u, pojawiały się dziewczyny. Męscy twórcy wybierali męskich bohaterów. Dziś jest inaczej. Karol Kalinowski główną bohaterką swojego głośnego dzieła Łauma uczynił dziewczynkę, Dorotkę; autorem serii Maja i minizaury jest Kajetan Wykurz, a Bajki na końcu świata o perypetiach Wiktorii i jej psa – Marcin Podolec. Z kolei Marta Falkowska stworzyła dwa albumy z przygodami Tosi, której bujna wyobraźnia dosłownie materializuje się, a Agnieszka Surma w Pikapiduli postawiła na rodzinny humor i pomysłowość bohaterki – jedynaczki. Współcześni autorzy komiksów dla dzieci nie boją się także trudnych tematów. Obiecanki Agnieszki Świętek opowiadają o matce, która samotnie wychowuje dwie dziewczynki, a Wszystko będzie dobrze Januarego Misiaka o rozwodzie rodziców oczami dziewczynki, która ucieka od problemów w wyimaginowany świat. W swoim drugim głośnym dziele Kościsku Kalinowski opowiada w konwencji słowiańskiego horroru o śmiertelnie chorym ojcu, który sam wychowuje syna.
Oczywiście nie brakuje także bardziej klasycznych formatów. Za takie można uznać parę detektywów – Misia Zbysia i Borsuka Mruka, Kubatu, Lila i Puta, a nawet ryjówkę Dobrzyka. Jednocześnie jednak to na wskroś nowoczesne kreacje, które mocno czerpią z popkultury. To także dzieła familijne, w których rodzice znajdą sporo dla siebie. „Rysując Ryjówkę przeznaczenia, nie myślałem o żadnej rewolucji. Marzyło mi się tylko zrobienie długiego komiksu, który będą mogły czytać dzieci i przy którym dorośli nie zanudzą się na śmierć. A wtedy jakoś nie było za dużo tego typu nowych i rodzimych pozycji na rynku” – wyjaśnia Samojlik. Przygody stworzonej przez niego ryjówki, Dobrzyka, są trawestacją i pastiszem dzieł popkultury. Scenariusz napisany jest współczesnym, miejscami wręcz slangowym językiem – takim, jakiego używają odbiorcy. Humor i sensacja przeplatają się z faktami naukowo-przyrodniczymi, a Samojlik z aptekarską precyzją wyważył odpowiednio ich proporcje. Nic dziwnego, że trwają prace nad pełnometrażową animacją opartą na tym komiksie.
Nowe pokolenie, nowe podejście
Twórcy nowej fali polskiego komiksu dla dzieci nie tylko nie boją się trudnych tematów, które wcześniej były tabu w twórczości dla młodszego odbiorcy, nie tylko ich dzieła odzwierciedlają zmiany, jakie zaszły w społeczeństwie i rzeczywistości, ale także tworzą bardzo różnorodne formalnie i gatunkowo treści kierowane do odbiorców w różnym wieku. Teraz rodzice mogą bez problemu kupić komiksy polskich autorów dla maluchów, uczniów podstawówki, którzy umieją już sami czytać, czy nastolatków. Mogą wybrać też gatunek, od przygodówki i sensacji po fantasy i horror. Wcześniej tego nie było. „Jako dziecko lubiłam historie, w których grają zwierzęta lub dziwne stwory – wyjaśnia Berenika Kołomycka. – Kiedy więc stworzyłam własny świat, to zrezygnowałam w nim z ludzi, chcąc uniknąć wielu rozwiązań formalnych i kulturowych, jakie implikują tego typu postacie. Zwierzęta dają mi też więcej wolności w opowiadaniu o świecie, a ja staram się, by moje komiksy były maksymalnie uniwersalne. Nie wprowadzam elementów określających czas i miejsce. Staram się nawet, żeby język był pozbawiony stylizacji, która mogłaby je zdradzać”. Jej Malutki Lisek i Wielki Dzik są nie tylko zwierzęcymi kostiumami, które ułatwiają nawiązanie kontaktu z najmłodszym czytelnikiem przyzwyczajonym do zwierzęcych przytulanek. To także sposób na mówienie o emocjach i relacjach międzyludzkich. Stworzeni przez Macieja Jasińskiego i Piotra Nowackiego detektyw Miś Zbyś i Borsuk Mruk to antropoidalne zwierzęta, które rozwiązują zagadki kryminalne. Ta seria jest bardzo zróżnicowana formalnie: od klasycznej opowieści dla młodszego czytelnika, przez łamanie czwartej ściany i zachęty do aktywnego uczestnictwa (np. dzięki zapamiętywaniu wskazówek z mapy skarbów), po zagadki i łamigłówki tworzące swoisty zeszyt ćwiczeń. Natomiast Bajka na końcu świata to postapokaliptyczna seria Marcina Podolca o Wiktorii i jej psie, Bajce. Razem przemierzają świat po katastrofie, szukając rodziców dziewczynki. Komiks doczekał się francuskiej i hiszpańskiej edycji.
„Ważne, żeby traktować dzieci tak, jak sami chcielibyśmy być traktowani jako czytelnicy. Jeśli historia będzie zbyt dydaktyczna, ugrzeczniona i przesłodzona, to dziecko szybko z takiej opowieści wyrośnie i stanie się ona dla niego zbyt infantylna” – podkreśla scenarzysta Lila i Puta, Maciej Kur, którego fabuły są pełne kulturowych odniesień i surrealistycznego humoru fantasy dla oczytanych nastolatków. Komiks jest na tyle uniwersalny, że śmiało mogą go czytać i dorośli, którzy lubią humorystyczne historie. Krótkie historie z Lilem i Putem w roli głównej ukazują się od czterech lat co miesiąc w „Nowej Fantastyce”, co podkreśla nie tylko siłę tej serii, ale pokazuje także, że zmiana warty jest faktem.
Rewolucja w cenie
Renesans gatunku musi się udać nie tylko dlatego, że nowe komiksy odpowiadają na potrzeby nowej rzeczywistości, ale także dlatego, że jest na nie duży popyt. Świetnie sprzedaje się także klasyka. Wydawców komercyjny sukces rodzimego komiksu dziecięcego nie dziwi. „Kultura familijna od lat zarabia na świecie najwięcej. Globalnymi blockbusterami są przecież filmy Pixara czy kolejne części Gwiezdnych Wojen. A to produkcje, na które idzie do kina cała rodzina. Podobnie jest z komiksami – podkreśla Holcman. – Dla wielu dzieci urodzonych w XXI w. Dobrzyk czy Mruk będą przecież takimi Kleksami lub Tytusami pokolenia ich rodziców. Ważne jest to, że dzieci dziś mają znacznie większy wybór, niż ich rodzice. Z drugiej strony rodzice podsuwają dzieciom to, co znają, a peerelowskie komiksy to obecnie już klasyka polskiej kultury”. Z kolei Kołodziejczak zauważa, że na znacznie większych rynkach, jak francuskojęzyczny, od lat bestsellerami są właśnie pozycje dla młodszego odbiorcy o ugruntowanej marce, takie jak Asterix. Nic dziwnego, że najlepiej sprzedającymi się albumami Egmontu, największego wydawcy na rynku, są albumy z Kajko i Kokoszem oraz Asterixem.
Bestsellerem ostatniej dekady jest natomiast Szkoła latania Christy, czyli jedyny komiks, który jest w Polsce lekturą szkolną. Oferta dla dzieci zdominowała sprzedaż wspomnianej Kultury Gniewu, czyli wydawnictwa, które specjalizuje się w ambitnym komiksie dla wyrobionego odbiorcy. W ich TOP10 bestsellerów są tylko dwa komiksy dla stricte dorosłego odbiorcy. Na pierwszym miejscu pozostaje Ryjówka przeznaczenia Tomka Samojlika, czyli album, od którego zaczęła się rewolucja.