Zrozumieć Czukcza Zrozumieć Czukcza
i
"Wieloryb z Lorino", reż. Maciej Cuske
Przemyślenia

Zrozumieć Czukcza

Mateusz Demski
Czyta się 11 minut

Zabijanie wielorybów początkowo prowokowało sporo pytań natury etycznej. Bo przecież to gatunek bardziej zagrożony wyginięciem niż ptaki lub ssaki lądowe, bo przydawanie im cierpienia jest niehumanitarne i niezgodne z ideą ratowania naturalnego środowiska. Jednak szybko zrozumiałem, że żeby zbliżyć się do tych ludzi, trzeba odrzucić wszelkie uprzedzenia, a nawet własne przekonania, i spróbować zrozumieć czukocką kulturę – mówi Maciej Cuske, twórca dokumentu „Wieloryb Lorino”, który jest owocem podróży na Czukotkę, krainę na końcu świata. Premiera filmu odbędzie się w ramach 60. Krakowskiego Festiwalu Filmowego.

Mateusz Demski: Kilkanaście lat temu zjechałeś trasę wzdłuż słynnej moskiewskiej elektryczki, teraz przygnało cię na Czukotkę, a więc do ostatniej republiki byłego ZSRR i jednego z najbardziej niedostępnych oraz najtrudniejszych do życia miejsc na Ziemi w pobliżu Cieśniny Beringa. Ciebie wyraźnie ciągnie na Wschód.

Maciej Cuske: Nie wiem, z czego to się bierze, ale mnie zawsze fascynowała Rosja. W dodatku nie jej ekskluzywne opakowanie w postaci Moskwy czy Petersburga, tylko te rejony i miejsca, które wciąż pozostają niezbadane, nieodkryte. Cenię rosyjskie pogranicza, marginesy, rubieże pozwalające na ten wielki kraj spojrzeć z ubocza. Z nieoczywistej pozycji, z której czasem lepiej widać. Marzenie o takiej właśnie podróży udało mi się spełnić kilkukrotnie, ale jeśli tylko mam okazję, zapuszczam się w tę dziwną, tajemniczą krainę coraz dalej – szukam obszarów nieuczęszczanych, których nie rekomendują biura podróży. Akurat w przypadku Czukotki zaczęło się od kilku obrazów. Pewnego dnia, jakieś 10 lat temu, trafiłem na zdjęcia małej, prowincjonalnej osady na krańcu morza. Zobaczyłem na nich skrajne ubóstwo, ludzi żyjących poniżej minimum egzystencji – w drewnianych domkach pod śniegiem, w 30-stopniowym mrozie. Te sceny dręczyły mnie, nie dawały spokoju. Zastanawiałem się, co może skłonić człowieka, żeby tam zamieszkać. Co się robi w takim miejscu? Jak wygląda dzień z takiego życia? Największe jednak wrażenie wywarło na mnie zdjęcie mężczyzn oddzielających mięso z ogromnego ciała wieloryba na pustym, zimnym brzegu morza. Miało w sobie coś symbolicznego, co niesłychanie mnie uruchamiało.

To znaczy?

Informacja

Z ostatniej chwili! To ostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Wieloryb jest dla mnie symbolem początku życia na Ziemi. To najstarszy ssak, który przetrwał miliony lat ewolucji bez zmian. Można więc potraktować go jako stworzenie mityczne, synonim natury na wymarciu, mającej za chwilę odejść w przeszłość. Z drugiej strony są Czukcze – ginący lud północy, który w każdej chwili może zniknąć w wyniku przemian historycznych. Zdałem sobie sprawę, że patrzę na dwa bardzo silnie od siebie zależne, a zarazem balansujące na granicy przetrwania światy. Że być może są to ostatnie gesty, jakie wykonują przed śmiercią.

Wytłumacz, proszę: na czym zatem polega starożytna czukocka tradycja polowania na wieloryby?

Właściwie należałoby zacząć od pochodzenia Czukczów. To jeden z najstarszych syberyjskich ludów. Źródła podają, że ich korzenie sięgają kilku tysięcy lat wstecz. Początkowo Czukcze wiedli koczowniczy tryb w głębi lądu, gdzie tropili i polowali na dzikie renifery. Do czasu, aż część plemion przesunęła się w stronę morskich wybrzeży, porzuciła nomadyzm i wreszcie osiadła tam na stałe. Tam Czukcze podbili ludy eskimoskie, wchłonęli ich kulturę oraz styl życia oparty w głównej mierze na polowaniu na morskie ssaki – foki, morsy, białuchy i wieloryby. Połów tych ostatnich urósł do rangi rytuału, ceremonii, nadającej ciągłość społecznościom brzegowym. Z prostej przyczyny. To były najbardziej niebezpieczne polowania i przynosiły mieszkańcom najwięcej pożywienia. Szukano więc w rytuałach sposobów na przebłaganie dzikiej natury i opiekę.

"Wieloryb z Lorino", reż. Maciej Cuske
„Wieloryb z Lorino”, reż. Maciej Cuske

No tak, twój film otwiera osobliwa legenda o przenikaniu się zwierząt i ludzi wskutek jedności ich natury. Szamanizm i wiara w kult zwierząt na Czukotce liczy sobie kilka tysięcy lat.

Tak właściwie jest to czukocka wariacja na temat historii powstania świata, w którą przed laty wierzyli Eskimosi. Legenda głosi, że pierwszym człowiekiem na Ziemi była kobieta o imieniu Nau. Żyła ona sama, pod gwiazdami, aż do dnia, kiedy na brzegu morza pojawił się wieloryb, który zakochał się w dziewczynie i następnie zamienił w mężczyznę. Z tej miłości narodziły się dzieci – pierwsze były wielorybami, a kolejne ludźmi, ale wszystkie żyły zgodnie, jak jedna rodzina. W którymś pokoleniu doszło do sytuacji, że brat człowiek podniósł rękę na brata wieloryba i go zabił. U początków zła na świecie była więc zdrada i bratobójcza walka, które doprowadziły do tego, że na Ziemi nastał czas głodu i cierpienia. Co ciekawe, legendę tę na początku filmu opowiada sędziwa Eskimoska, pochodząca z miejscowości Naukan, najbardziej na wschód wysuniętego punktu naszej półkuli. Nikt tego już dziś nie potwierdzi, ale ja chcę wierzyć, że to właśnie tam żyła Nau – matka wszystkich ludzi.

Na przykładzie tej legendy można dowieść, że kiedyś ludzie potrafili oddać zwierzętom należny im szacunek. Zastanawiam się, czy zachowało się tam więcej takich przypowieści?

To jedyna zachowana w całości legenda Czukczów, jaką odnalazłem, ostatni relikt tamtego dziewiczego świata. A to dlatego, że od lat 30. zaczęto na tych terenach wdrażać program narzucenia rdzennej ludności radzieckiego modelu społeczeństwa. W związku z tym Stalin w sposób drastyczny rozprawił się z czukockim dziedzictwem, stawiając do góry nogami strukturę tamtejszego świata. Na początku lat 50. na Czukotce, czyli terytorium wielkim jak dwie i pół Polski, pojawił się ciężki przemysł wydobywczy, zaczęli tam napływać ludzie z innych części ZSRR, co spowodowało, iż Czukcze bardzo szybko stali się mniejszością narodową i obywatelami drugiej kategorii. Miejscowi szamani zostali wymordowani lub zesłani do łagrów, przestano wierzyć w stare czukockie duchy, w siły przyrody, natomiast tradycja polowania na wieloryby i hodowla reniferów przeniosła się do kołchozów. Ten niewielki naród w jednej chwili przeszedł z epoki kamienia do cywilizacji i jednocześnie całkowicie zatracił swoją tożsamość. Wciąż szokuje mnie, że jedyne „legendy” i bajki, do których zdołałem dotrzeć, mówią o tym, że do zacofanych Czukczów pewnego dnia przybył Stalin albo Lenin, wyrwał ich z ciemnoty, a jarangi z foczych skór zastąpił drewnianymi chatami i maszynami. Z jeszcze większym niedowierzaniem oglądałem ozdobne kły morsów, na których – tradycyjną techniką artystów, sięgającą tysięcy lat wstecz – wyryto zgodnie z duchem socrealizmu, wizerunki „Wielkiego Wodza”, scenki zebrań, komitetów oraz wschodzące słońce w kształcie czerwonej gwiazdy.

"Wieloryb z Lorino", reż. Maciej Cuske
„Wieloryb z Lorino”, reż. Maciej Cuske

Czyli mówiąc wprost, komunistyczna wykładnia namieszała ludziom w głowach, wypaczając i niszcząc ich dziedzictwo. Jak dużą rolę w życiu dzisiejszych Czukczów odgrywa widmo Związku Radzieckiego?

Czukotka to moim zdaniem rejon tragiczny, w którym widać skutki bolesnych procesów. W latach 90. przyszła pierestrojka i nagle Rosja, która musiała uporać się z ogromnymi problemami po upadku ZSRR, zapomniała o takim małym narodzie na rubieżach imperium. Kopalnie węgla, srebra, złota, niklu, ołowiu i rtęci upadły, podobnie kołchozy, rosyjskie okręty przestały dostarczać żywność i masowo odławiać wieloryby. Napływowa ludność przeniosła się z powrotem w głąb kraju, a wydrylowani do granic Czukcze, zostali pozostawieni sami sobie. Przyszła recesja, 15 lat trwała ta klęska. Często do domów zaglądał głód. Od mieszkańców wielokrotnie słyszałem mrożące krew w żyłach historie, jak musieli poświęcać swoje ukochane psy, żeby przeżyć. A to wszystko dlatego, że tradycja polowań, będąca przecież jeszcze do niedawna fundamentem życia rdzennej ludności i absolutnie niezbędnym warunkiem jej przetrwania, zanikła w cieniu „wielkiej” Rosji. To musiało pociągnąć za sobą daleko idące skutki. Od jakichś 20 lat Czukcze starają się wrócić do swoich myśliwskich korzeni i wierzeń, ale pewnych rzeczy po prostu nie da się odczynić. Odbudowywanie dawnej kultury odbywa się dziś w sposób cepeliowski. Zaś wszechobecna degrengolada, pijaństwo, ucieczka w marazm i beznadzieję, a do tego dziesiątki samobójstw rocznie to nic innego jak pokłosie czasów sowieckich i próby ucywilizowania życia Czukczów. W osadzie Uelien – położonej 30 km od miejsca, gdzie kręciliśmy film – w ciągu kilku miesięcy tego roku, w szkole podstawowej, pięciu nastolatków poniżej 16 roku życia popełniło samobójstwo.

Wymiar tych tragedii przerasta to, co znamy z większości relacji z Dalekiej Północy. Jak to możliwe, że komunistyczny dyktat sprzed lat nadal zbiera tak obfite żniwo?

Mnie się wydaje, że wyjałowienie i zagubienie widoczne w ostatnich pokoleniach Czukczów jest spowodowane też tym, że całe życie wierzyli w „Manifest komunistyczny”, Lenina, którego popiersie do dziś stoi w każdym miasteczku i osadzie, a który o nich nagle zapomniał. Na Czukotce pierwszy raz w życiu zobaczyłem krainę, która wyzbyła się jakichkolwiek oznak duchowości i wiary w wyższy porządek. I nie mam tutaj wcale na myśli praktyk stricte religijnych, rozumianych w ujęciu instytucjonalnym czy strukturalnym, ale pewną wiedzę na temat przodków, ich odwiecznych tradycji, rytuałów, za pośrednictwem których przez całe wieki próbowano zrozumieć lub uporządkować świat wokół. Można nie wierzyć w Boga, ale w każdej kulturze, kiedy umiera ktoś bliski, urządza się tradycyjny pochówek z trumną czy urną, żeby obłaskawić śmierć, pożegnać godnie człowieka, a więc odprawia się pewnego rodzaju rytuał. Czukcze jakby o tym zapomnieli, czego sam byłem świadkiem.

Co masz na myśli?

W trakcie dokumentacji w miejscowości Laurentia, niedaleko Lorino, trafiłem na przerażające miejsce. Nie zdołam opisać widoku tego straszliwego spustoszenia. Ogromny, długi półwysep zawalony tysiącami ton żelastwa, starych kutrów, maszyn, rozebranych budynków, resztek fabryk, śmieci oraz zardzewiałych beczek po ropie. Ten widok ciągnął się wzdłuż wybrzeża aż po horyzont. Na samym końcu tego pobojowiska znalazłem najbiedniejszy cmentarz, jaki w życiu ujrzałem. Były tam rozsypujące się, rdzewiejące nagrobki, połamane krzyże, twarze młodych, pięknych ludzi na medalionach. Pomyślałem, że to musi być strasznie smutne, po śmierci mieć tak przygnębiający widok. Co zostaje po życiu? Najbardziej jednak poruszyło mnie to, że cmentarz ten był wciąż czynny, o czym świadczyły świeże kwiaty. Czułem, że muszę nakręcić tam scenę. I zdarzyło się tak podczas zdjęć, że w naszym domu zmarł mężczyzna. Znaleziono go martwego przy rzece, był ponoć pijany. W ostatnią drogę na cmentarz pojechał starą, ogromną ciężarówką. Pomyślałem sobie – jakie życie, taka śmierć… Smutne.

"Wieloryb z Lorino", reż. Maciej Cuske
„Wieloryb z Lorino”, reż. Maciej Cuske

Przeczytałem gdzieś informację, że tradycyjny pochówek Czukczów polegał dawniej na wyniesieniu zmarłego w tundrę i pozostawieniu go drapieżnikom na pożarcie. Nie wydaje ci się, że odsunięcie rdzennej ludności od natury też przyniosło katastrofalne efekty?

Słuszna uwaga. To, co zdecydowanie położyło się cieniem na Czukczach to wyciągnięcie ich z tundry, zamknięcie w czterech ścianach fabryk, kołchozów i odebranie przynależności do miejsca, które należy przecież uznać za synonim wolności. Sam zrozumiałem, jak wyjątkowa jest to przestrzeń, kiedy razem z grupą archeologów zapuściliśmy się w głąb dzikiej tundry i dotarliśmy do miejsca, gdzie 1000 lat wcześniej żyli ludzie. Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś równie pięknego, pierwotnego, co robi porównywalnie uderzające wrażenie. I tak nieprzyjaznego zarazem. Żeby było jasne: to wietrzne, odsłonięte miejsce, najbliższe drzewo rośnie zapewne 1000 km dalej. Zima może ciągnąć się tam nawet przez 10 miesięcy, gleba odmarza latem zaledwie na 40 cm. Nic nie ma prawa na niej wyrosnąć. Poza tym w każdej chwili można w tundrze spotkać niedźwiedzia. Zdarzyło się nawet, że jeden niespodziewanie zaczął biec prosto na nas. Baliśmy się jak cholera, bo człowiek w takim starciu nie ma szans.

Mam wrażenie, że to właśnie te przeciwności natury zmuszają Czukczów do polowania na tytułowe wieloryby. Dzisiaj myślimy o takich praktykach, że są kolejnym zamachem na naszą planetę. Też byś tak powiedział?

Zabijanie wielorybów początkowo prowokowało sporo pytań natury etycznej. Bo przecież to gatunek bardziej zagrożony wyginięciem niż ptaki lub ssaki lądowe, bo przydawanie im cierpienia jest niehumanitarne i niezgodne z ideą ratowania naturalnego środowiska. Jednak szybko zrozumiałem, że żeby zbliżyć się do tych ludzi, trzeba odrzucić wszelkie uprzedzenia, a nawet własne przekonania i spróbować zrozumieć ich kulturę. Czukcze to jeden z trzech narodów na świecie, który może polować na wieloryby legalnie, a to dlatego, że są one dla nich jedynym źródłem tak dużej ilości pożywienia i potrzebnych witamin. Przebieg odłowu kontroluje Międzynarodowa Komisja Wielorybnicza, która pozwala im zabić 143 wieloryby szare i dwa dużo większe wieloryby grenlandzkie rocznie. Wolno im to robić tylko na własne potrzeby, do jedzenia, a nie na sprzedaż. I takie świadome myślistwo, a nie bezmyślnie rabujące środowisko, jest absolutnie zrozumiałe. Inaczej ci ludzie poumieraliby z głodu. Żywność i inne towary przypływają do czukockich wiosek na kontenerowcu tylko raz w roku. W skromnych, niewyobrażalnych dla Europejczyków ilościach. Jak widzisz, nie mamy więc prawa, by ot, tak ingerować w tradycje Czukczów i oceniać je na podstawie naszych dość stereotypowych wyobrażeń o świecie. Na marginesie wspomnę tylko, że Norwegia zabija rocznie dwa razy więcej wielorybów. Mimo że jest wysoko rozwiniętym, uprzemysłowionym krajem, który nie wykazuje ku temu wyższej konieczności.

"Wieloryb z Lorino", reż. Maciej Cuske
„Wieloryb z Lorino”, reż. Maciej Cuske

W takim razie, jakie ostatecznie refleksje wyniosłeś z podróży na Czukotkę?

Mam poczucie, że pobyt na Czukotce zaraził mnie myślami o końcu naszej cywilizacji, który zdaje się dziś procesem nie do zahamowania. Tam zarówno ludzie, jak i dzika natura codziennie uczestniczą w nierównej walce na śmierć i życie. Przyglądając się temu, jak kultura Czukczów oraz populacja wielorybów przechodzą do historii, myślałem, że opowiadam w tym filmie o przedsmaku apokalipsy, która być może w jakiejś odległej przyszłości dokona się na globalną skalę. Teraz te mroczne wizje zaczynają spełniać się na naszych oczach. Wybuch epidemii koronawirusa spowodował, że z dnia na dzień skończył się świat, jaki znaliśmy. Za daleko się zapędziliśmy. I jeśli się nie zatrzymamy, to bardzo możliwe, że przyjdzie nam się zmierzyć z tym, co właśnie dotyka mieszkańców Czukotki.

Maciej Cuske:

Urodzony w 1972 r. reżyser, scenarzysta i operator filmów dokumentalnych. W latach 1997–2001 razem z Marcinem Sauterem realizował kultową w środowiskach polskiego offu czarną komedię kryminalną I co wy na to Gałuszko?. W 2005 r. ukończył kurs dokumentu pod kierunkiem Marcela Łozińskiego i Jacka Bławuta w Mistrzowskiej Szkole Reżyserii Andrzeja Wajdy. Twórca nagradzanych dokumentów Kuracja (2004), Antykwariat (2005), Elektryczka (2005), Na niebie, na ziemi (2007), III. Pamiętaj, abyś dzień święty święcił (2008). W 2013 r. zadebiutował filmem fabularnym Stacja Warszawa – pełnometrażową produkcją poświęconą życiu we współczesnej Warszawie, składającą się z sześciu nowel wyreżyserowanych przez pięciu reżyserów. Film Wieloryb z Lorino miał swoją międzynarodową premierę na jednym z najważniejszych festiwali kina dokumentalnego IDFA w Amsterdamie w 2019 r.

"Wieloryb z Lorino", reż. Maciej Cuske
„Wieloryb z Lorino”, reż. Maciej Cuske

Czytaj również:

Wieloryby Wieloryby
i
ilustracja: Natka Bimer
Doznania

Wieloryby

Stewart Brown

Przypływają co Gwiazdka
z zamarzniętej Północy; blade, spasione,
dziwaczne, rozdęte stworzenia, białe jak śnieg,
ławice niewystępujące w przyrodzie.

Wieloryby: wielgachne, białe walenie rodem z mitu
i historii, w swej pełnej arogancji krasie.
Zalegają niezgrabnie wzdłuż morskiego brzegu
lub w ukryciu, w bąblach, pod dającą wytchnienie palmą,

Czytaj dalej