
Hello Helka. Nowelka na papier i wojnę – cóż to za świetny tytuł! I niesamowita historia, która się za nim kryje. I kapitalna wystawa, która opowiada tę z życia wziętą historię: rzecz o pewnej warszawiance, która w najgorszych latach okupacji wycinała dla swojej córki z papieru uroczy, dobry świat bez wojny, przemocy i śmierci.
Hello Helka to wystawa w Muzeum Powstania Warszawskiego.
Powstanie to trudny temat; Muzeum poniekąd zresztą też jest problematyczne.
Nigdy już nie dojdziemy do zgody, czy Powstanie należało rozpocząć, czy też był to jeden z najtragiczniejszych błędów w historii Polaków. Miasto puszczone z dymem, 200 tys. mieszkańców pochowanych pod jego gruzami, wygnanie wszystkich ocalałych, heroiczna porażka bojowników okupiona koszmarnymi stratami – czy było warto? Czy było to nieuniknione? Konieczne?
Nie mam już ochoty uczestniczyć w tych sporach, które kiedyś rozpalały również moje warszawskie emocje. Wypieram Powstanie, staram się o nim za wiele nie myśleć. Robię tak od dawna, czyli od kiedy pamięć o Powstaniu została spopularyzowana, ale jednocześnie politycznie zinstrumentalizowana i zwulgaryzowana. Trafiła na paskudne koszulki i na zderzaki aut, na stadiony i do partyjnych przekazów dnia. Gdyby w 1944 r. szeregi żołnierzy Polski Walczącej były tak liczne, jak są dzisiaj, Powstanie byłoby murowanym zwycięstwem. Tyle że wtedy używanie literki P z kotwicą kosztowało wiele, a teraz zrobiło się nieprzyzwoicie tanie. Do tego dochodzą jeszcze politycy usiłujący