Perły z odzysku – 4/2017

Perły z odzysku – 4/2017

Sebastian Frąckiewicz
Czyta się 4 minuty

Czy ktoś, będąc dzieckiem w PRL, nie chciał podróżować po najdalszych zakątkach świata? Nie znam nikogo, kto by sobie odmówił tego marzenia.

Opowiadaczka z Kongo

Czy ktoś, będąc dzieckiem w PRL, nie chciał podróżować po najdalszych zakątkach świata? Nie znam nikogo, kto by sobie odmówił tego marzenia. Tym bardziej że te podróże odbywały się zupełnie bez ryzyka dzięki geograficznym atlasom, leksykonom i encyklopediom. No i oczywiście za sprawą książek dziecięcych, w których „egzotycznej” tematyki nie brakowało. Jakoś tak się szczęśliwie złożyło, że ówczesne wydawnictwa nie stroniły od publikowania zbiorów legend z całego świata. Szczególnie z krajów należących do socjalistycznego bractwa, w tym takich, które wyrwały się z jarzma kolonistów i imperialistów.

Dla ilustratorów tematyka ludowych legend to zawsze doskonałe pole do popisu. Zadowolony był więc autor, mały czytelnik, a i politycznie wszystko się zgadzało.

Jedną z takich książek, które – przynajmniej na poziomie wizualnym – wciąż trzymają się świetnie, są Bajki matki Sirabili, pisarza i dziennikarza Leonarda Życkiego oraz ilustratorki Teresy Wilbik. Akcja dzieje się w Kongo, a główną narratorką jest tytułowa Sirabila, która opowiada baśnie lepiej niż profesjonalny opowiadacz, griot, choć jest jedynie prostą wieśniaczką i cały dzień spędza w polu. Baśnie zaś snuje po ciężkim dniu pracy, jeśli wystarcza jej siły. W złotych dla kapitalizmu latach 90. niejeden by się pewnie z tego założenia i wywyższenia klasy robotniczej trochę pośmiał. Ale w dzisiejszej rzeczywistości to docenienie pracy fizycznej i w ogóle obecność ciężkiej pracy w książce dla dzieci to rzecz niezwykle cenna.

Informacja

Z ostatniej chwili! To trzecia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Same baśnie Życkiego są bardzo klasyczne, podkreślają związek między światem ludzi, przyrody i duchów. Magnetyzujące są za to ilustracje Wilbik. Po pierwsze, odstają od tego, co robiła na co dzień, ciążąc bardziej ku realizmowi. Po drugie, są bardzo konsekwentne w formie i skrajnie syntetyczne. Wilbik odwołuje się do ludowej sztuki afrykańskiej, przedstawiając ludzkie postacie jedynie za pomocą czarnych, umownych sylwet. To człowiek jest tłem dla przyrody, a nie na odwrót. Piękne ptaki, dostojny baobab czy niezwykłe ryby zdecydowanie grają tu pierwsze skrzypce, choć sam tekst jest raczej antropocentryczny. Po trzecie, kolory – doskonale zestawione i zapadające w pamięć. Dominująca fosforyzująca czerwień (Sirabila zawsze opowiada wieczorem) łączy się tu z żółcieniami, brązami i zgniłą zielenią, co daje bardzo mocny efekt. Kto choć raz zobaczył tę książkę, nigdy jej nie zapomni. Oby doczekała się reprintu.

Bajki matki Sirabili
Leonard Życki, ilustracje: Teresa Wilbik
Biuro Wydawnicze „Ruch”, 1964 (wydanie I)

Towpik nie do przeoczenia

O ile w Bajkach matki Sirabili autor i ilustratorka tworzą harmonijny tandem, a ilustracje są równie ważne, jak tekst, w Śpiewie kolibrów proporcje są zupełnie inne. Janusz Towpik, który kusi nas przepiękną, świetnie zakomponowaną okładką, w środku książki usuwa się w cień, ustępując pola literatom. W publikacji znajdziemy jedynie jego osiem całostronicowych prac, a do tego małe, za to urocze, czarno-białe miniatury przed każdą z kilkudziesięciu legend.

Dla tych ośmiu wielobarwnych ilustracji warto mieć jednak tę książkę – nie mówiąc już o samych baśniach, tym razem pochodzących z całego świata – z Afryki, ale także z Kostaryki, Indii, Algierii czy Brazylii.

Dlaczego Towpika nie wypada przeoczyć? Choćby dlatego, że już to raz zrobiono i dziś nie jest wymieniany jednym tchem obok innych mistrzów polskiej szkoły ilustracji. Tymczasem był wielkim miłośnikiem zwierząt, potrafił bacznie je obserwować, a ich ruch i zachowanie doskonale przedstawiać w ilustracjach. Widać to wyraźnie w pracach ze Śpiewu kolibrów – starannie przygotowanych, narracyjnych, zawsze zbudowanych z głównego motywu i licznych detali, głównie ornamentów odwołujących się do kultury, z której pochodzi opowieść. Można tego nie docenić na pierwszy rzut oka, ale im dłużej będziemy się im przyglądać, tym bardziej Towpika polubimy.

Śpiew kolibrów
Wanda Markowska, Anna Milska; iustracje: Janusz Towpik
Nasza Księgarnia, 1968 (wydanie I)
 

Czytaj również:

Perły z odzysku – 4/2018
Opowieści

Perły z odzysku – 4/2018

Sebastian Frąckiewicz

Polska Ludowa kochała wątki ludowe w literaturze. Często były to książki robione z dużym wyczuciem i namysłem – przynajmniej jeśli chodzi o warstwę wizualną. Do niektórych warto dziś wrócić.

Czytaj dalej