Wraz z lodami na dalekiej północy topnieje dotychczasowy układ sił. Światowe potęgi marzą o drodze na skróty do bogactwa, wielkie firmy chcą tam zamrażać dane, a zdesperowani ekolodzy gotowi są pomalować Arktykę na biało, by ją ocalić.
W Murmańsku nastroje są ostatnio pogodne. Mimo że zima trwa osiem miesięcy, a od czasu pierestrojki to portowe miasto – największe za kołem podbiegunowym – skurczyło się o 200 tys. ludzi. Ci, którzy postanowili wytrwać w chłodzie i lodzie, mogli dotychczas liczyć jedynie na nieco wyższe pensje, trochę dłuższe urlopy i powrotny bilet lotniczy przysługujący pracownikom zakładów państwowych raz na dwa lata.
Zbudowana przed stuleciem carska osada, strategicznie ważna w czasie drugiej wojny światowej, a rozwijana przez Sowietów w latach 70. XX w., w świecie słynęła jedynie z tego, że zamarza na długie miesiące. Ale wkrótce to się zmieni. Arktyka topnieje. Północny czubek Ziemi ociepla się dwukrotnie szybciej niż reszta planety. Wychudzone niedźwiedzie polarne dryfują bezradne na krach, narwale na próżno szukają lodu, pod którym mogłyby się skryć przed polującymi na nie orkami, a odseparowane roztopami stada wilków nie mogą się spotkać na sezonowe gody. Naukowcy i obrońcy środowiska naturalnego są w desperacji, lecz w Rosji – od Murmańska po Kamczatkę – ludzie witają ocieplenie klimatu z nadzieją.
Za 10–15 lat w porze letniej Arktyka będzie prawdopodobnie już całkowicie wolna od lodu. Otworzą się dotąd zamarznięte linie brzegowe, a przede wszystkim szlaki morskie. Wraz z nimi eksplodują długo powstrzymywane ambicje i zupełnie nowe zagrożenia.
Północny skrót
Władimir Putin – prezydent największego kraju arktycznego i lider 2 mln zamieszkujących ten obszar obywateli – traktuje przyszłość północy poważnie. Od dekady prowadzi przygotowania do chwili, w której lody puszczą na dobre, uwalniając ogromne zasoby energetyczne. Inwestuje w budowę portów i baz transportowych, odświeża flotę i zawczasu martwi się o zachowanie przewagi militarnej. Jest pierwszym w dziejach Rosji przywódcą, który musi się martwić o bezpieczeństwo północnych rubieży. Dotąd natura zamrażała sprawę, teraz przypomina, że amerykańskie rakiety