Zimna gorączka na Morzu Barentsa Zimna gorączka na Morzu Barentsa
i
Zakwit glonów na Morzy Barentsa, fot. Jeff Schmaltz (NASA Earth Observatory)

Zimna gorączka na Morzu Barentsa

Paulina Wilk
Czyta się 20 minut

Wraz z lodami na dalekiej północy topnieje dotychczasowy układ sił. Światowe potęgi marzą o drodze na skróty do bogactwa, wielkie firmy chcą tam zamrażać dane, a zdesperowani ekolodzy gotowi są pomalować Arktykę na biało, by ją ocalić.

W Murmańsku nastroje są ostatnio pogodne. Mimo że zima trwa osiem miesięcy, a od czasu pierestrojki to portowe miasto – największe za kołem podbiegunowym – skurczyło się o 200 tys. ludzi. Ci, którzy postanowili wytrwać w chłodzie i lodzie, mogli dotychczas liczyć jedynie na nieco wyższe pensje, trochę dłuższe urlopy i powrotny bilet lotniczy przysługujący pracownikom zakładów państwowych raz na dwa lata. 

Zbudowana przed stuleciem carska osada, strategicznie ważna w czasie drugiej wojny światowej, a rozwijana przez Sowietów w latach 70. XX w., w świecie słynęła jedynie z tego, że zamarza na długie miesiące. Ale wkrótce to się zmieni. Arktyka topnieje. Północny czubek Ziemi ociepla się dwukrotnie szybciej niż reszta planety. Wychudzone niedźwiedzie polarne dryfują bezradne na krach, narwale na próżno szukają lodu, pod którym mogłyby się skryć przed polującymi na nie orkami, a odseparowane roztopami stada wilków nie mogą się spotkać na sezonowe gody. Naukowcy i obrońcy środowiska naturalnego są w desperacji, lecz w Rosji – od Murmańska po Kamczatkę – ludzie witają ocieplenie klimatu z nadzieją. 

Za 10–15 lat w porze letniej Arktyka będzie prawdopodobnie już całkowicie wolna od lodu. Otworzą się dotąd zamarznięte linie brzegowe, a przede wszystkim szlaki morskie. Wraz z nimi eksplodują długo powstrzymywane ambicje i zupełnie nowe zagrożenia.

Północny skrót

Władimir Putin – prezydent największego kraju arktycznego i lider 2 mln zamieszkujących ten obszar obywateli – traktuje przyszłość północy poważnie. Od dekady prowadzi przygotowania do chwili, w której lody puszczą na dobre, uwalniając ogromne zasoby energetyczne. Inwestuje w budowę portów i baz transportowych, odświeża flotę i zawczasu martwi się o zachowanie przewagi militarnej. Jest pierwszym w dziejach Rosji przywódcą, który musi się martwić o bezpieczeństwo północnych rubieży. Dotąd natura zamrażała sprawę, teraz przypomina, że amerykańskie rakiety

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Mandala na wodzie Mandala na wodzie
i
Wyspa Woody na Morzu Południowochińskim
Ziemia

Mandala na wodzie

Paulina Wilk

Okręt „Scarborough” opuścił port w Portsmouth w ostatnich dniach stycznia 1748 r. Kapitan Philip D’Auvergne, zatrudniony przez Kompanię Wschodnioindyjską, obrał kurs na Fort St. David położony w południowych Indiach, nieopodal Madrasu. Stamtąd statek wyruszył do Chin. 12 września około 120 mil na zachód od filipińskiej wyspy Luzon został zniesiony na płyciznę najeżoną skałami. Dla „Scarborough” stała się ona pułapką. Nie pomogło wyrzucenie za burtę najcięższych dział ani próby wyciągania statku linami. Jednostkę uwolniły dopiero wysoki przypływ i silne prądy. Żeglarze ochrzcili miejsce przymusowego postoju imieniem Mielizna Scarborough i popłynęli dalej, do Kantonu.

Dziś nazywana jest różnie, w zależności od tego, kto rości sobie do niej prawa. Filipińczycy mówią na nią Panatag lub Bajo de Masinloc, dla Chińczyków to wyspa Huangyan, ma także nową nazwę anglojęzyczną – Democracy Reef. Zajmująca 150 km² płycizna jest niezamieszkana, jej najwyższy punkt to Skała Południowa, w czasie przypływu wystająca ponad powierzchnię na niespełna 2 m. 

Czytaj dalej