Zespołowe uganianie się za piłką to zawsze przyjemna rozrywka, szczególnie jeśli biegniemy z porządnym kijem w ręku. Ale hurling jest czymś więcej. To kawał historii Irlandii.
Jest taka irlandzka legenda: „Król Conchobar jechał na ucztę, którą kowal Culann przygotował dla niego i jego najlepszych wojowników. Po drodze mijał pole, na którym siedmioletni Sétanta grał z kolegami, odbijając piłkę kijem.
– Chodź ze mną na ucztę, Sétanto. Będziesz moim gościem – zwrócił się do niego zachwycony król.
– Przyjdę później, wujku, ponieważ jeszcze nie skończyłem grać – odpowiedział chłopiec.
Król ruszył w stronę fortu Culanna. W drodze zapomniał, że zaprosił jeszcze jednego gościa.
– Czy nadchodzi ktoś jeszcze? – zapytał Culann, gdy Conchobar dotarł na miejsce.
– Nie – odrzekł król.
Culann zamknął bramę na cztery spusty, a następnie spuścił psa, który miał strzec fortu. Zwierzę było tak dzikie, że trzeba było trzech mężów, by utrzymać je na łańcuchu.
Tymczasem Sétanta skończył grę i wyruszył na przyjęcie. Idąc, rzucał piłkę w górę i zatrzymywał kijem, zanim spadła na ziemię.
Uczta trwała już w najlepsze, gdy Conchobar przypomniał sobie, że zaprosił jeszcze jednego gościa. Krzyknął do Culanna i pobiegł ku bramie, ale było za późno. Potężne bydlę wyszczerzyło zęby i rzuciło się na Sétantę. Wydawało się, że rozerwie chłopca na strzępy.
Sétanta zareagował błyskawicznie. Chwycił piłkę i rzucił nią w zwierzę. Piłka wpadła psu do gardła i przelatując przez ciało, wypchnęła z niego wnętrzności. Cały fort przepełniła radość, a kowal Culann rzekł:
– Witam cię, chłopcze. Cieszę się, że jesteś bezpieczny, ale też żałuję,